Dwie twarze Adama Bodnara

„(…) ja sobie nie przypominam żadnych poważnych argumentów sugerujących, że właśnie w tym kierunku należy zreformować Krajową Radę Sądownictwa, że ten przepis art. 187 konstytucji należy zmienić w taki sposób, żeby przekazać możliwość powoływania członków Krajowej Rady Sądownictwa parlamentowi” – Adam Bodnar, 13 grudnia 2017 r.

„Natomiast KRS w nowym, konstytucyjnym składzie może zostać wybrana przez samych sędziów (jeśli prezydent jednak zdecyduje się współpracować z rządem w tym zakresie — red.) albo na bazie obowiązującej ustawy — przez parlament” – Adam Bodnar, A.D. 2025.

Pierwszy z cytatów pochodzi z płomiennej mowy, jaką Adam Bodnar, jeszcze jako rzecznik praw obywatelskich, wygłosił w Senacie z okazji 44. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Wówczas zapamiętale sprzeciwiał się planom ówczesnej większości parlamentarnej, która zamierzała przyznać sobie prawo do wybierania sędziowskiej części KRS. Ostrzegał, w jakiej sytuacji znajdą się sędziowie, jeśli do rady będą wybierali ich posłowie, przedstawiciele sił politycznych. Już sama taka nominacja, mówił Bodnar – rzecznik praw obywatelskich, zagraża poczuciu niezależności sędziego i temu, jak jest postrzegany przez obywateli.

Drugi cytat to fragment z wywiadu, jakiego udzielił Bodnar – minister sprawiedliwości serwisowi Business Insider, kilka dni po tym, gdy okazało się, że Andrzeja Dudę na stanowisku prezydenta zastąpi Karol Nawrocki, który – jak można się spodziewać – nie będzie patrzył przychylnym okiem na rządowe plany przywracania praworządności polegające m.in. na odwróceniu reformy KRS z 2017 r.

Krajowa Rada Sądownictwa na nowo a jednak po staremu

Zdaję sobie sprawę z tego, w jak ciężkiej sytuacji znalazł się obecnie rząd. Być może nawet jestem w stanie uwierzyć w słuszne intencje ministra Bodnara. W dalszej części wywiadu, w odpowiedzi na stwierdzenie dziennikarki, że to przecież wybór sędziów przez polityków jest kwestionowany, dopowiada bowiem: „sami sędziowie powinni wybrać swoich kandydatów na członków KRS w drodze jasnej, transparentnej procedury, a rola Sejmu powinna się sprowadzać jedynie do zatwierdzenia tych kandydatur. Bez jakiejkolwiek ingerencji”.

Kształt jednego z najważniejszych organów konstytucyjnych nie może jednak opierać się tylko na intencjach polityków. Po pierwsze dlatego, że dopóki pozostaną one tylko intencjami, a nie zamienią się w ustawy, chaos w sądownictwie będzie narastał. Można się bowiem spodziewać, że powołania z udziałem tak ukształtowanej, jak to proponuje minister, rady nadal będą podważane. Już dziś bowiem w wielu przypadkach nominacje sędziów są kwestionowane tylko i wyłącznie w oparciu o przesłankę formalną, czyli o sam fakt wzięcia udziału w konkursie przed KRS obsadzoną przez polityków. Po drugie nie sądzę, aby sami sędziowie poszli na takie rozwiązanie, o jakim mówi minister Bodnar. A zapewne nie ci, którzy przez ostatnich kilka lat doświadczyli wiele złego ze strony władzy wykonawczej i ustawodawczej i na własnej skórze przekonali się, czym się kończy chodzenie na układy z politykami. Można więc przypuszczać, że obsadzona według nowego pomysłu rada nie będzie miała zbyt dużego autorytetu w środowisku.