Do niedawna wydawało się, że najważniejszą dla pomyślności obecnego rządu jest luka VAT-owska, albowiem stanowi ona w ocenie wielu istotny mechanizm wywdzięczania się za polityczne poparcie tzw. wielkiemu, a w dużej mierze szemranemu kapitałowi.
Potem pojawiły się luki inne. Np. luka pamięciowa dotycząca co bardziej lewoskrętnych przedstawicieli obecnej koalicji, a polegająca na całkowitej amnezji co do naszych dziejów z okresu 1944–1989 r. (tylko jedna pani prokurator przypomina sobie niejasno, że wtedy były po lasach jakieś bandy, które trzeba było zwalczać podobnie jak te obecne). Albo luka edukacyjna polegająca na brakach w wykształceniu, a skutkująca np. wypowiedzią jednej z osób ministerialnie pozytywnych o zasługach polskich nazistów na polu budownictwa.
A ostatnio pojawiła się jeszcze jedna zbawienna luka – luka prawna pozwalająca na dokonywanie aktów władztwa publicznego bez podstawy prawnej, a wyłącznie na podstawie wewnętrznych odczuć, które wezbrały w umyśle któregoś z publicznych funkcjonariuszy. Oto nie kto inny jak minister sprawiedliwości doszedł do wniosku, że należy porzucić przepisy prawa pozytywnego oraz ich wykładnię literalną nieprzewidującą możliwości odwołania rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów sądów powszechnych przed upływem jego czteroletniej kadencji. Albowiem nie może tak być, iżby to ważne stanowisko piastowała np. osoba, która dopuściła się czynów dyskwalifikujących ją zawodowo i etycznie do wypełniania związanych z tym stanowiskiem obowiązków.
Może to i w niektórych wypadkach słuszne, bo rzeczywiście poprzednia władza spetryfikowała ochronę niektórych stanowisk ponad sensowną potrzebę. Niemniej wszystko musi mieć swoją miarę, którą jest wzgląd na dobro publiczne. To ono winno przesądzać o tym, czy istotnie ma miejsce dotkliwa luka aksjologiczna, o której wypełnieniu należy pomyśleć. Nie zaś czyjeś subiektywne widzimisię, np. że ktoś wyżej ceni żurek niż schab. Minister wskazuje, że „odwołany” przezeń rzecznik dopuścił się jakoby szeregu deliktów karnych oraz dyscyplinarnych. Może i tak, ale teraz tego nie wiemy, bowiem stosowne postępowania dopiero są wszczynane, droga do prawomocnych ocen jest jeszcze bardzo daleka. To tylko według Karola Marksa „ilość przechodzi w jakość”. Nas jednak obowiązuje zasada przeciwna – „non numeranda sed ponderanda sunt argumenta” (argumentów nie należy liczyć, lecz ważyć). Przypominam też sobie, że gdy w 2005 r. trwała kampania prezydencka, najpocześniejsi karniści wykrzykiwali, iż należy pozbawić możliwości kandydowania jednego z kandydatów za to, że nazwał pewnego kapciowego wielokrotnym przestępcą, a kapciowy nie był wówczas jeszcze za nic prawomocnie skazany. Powinni zatem obecnie owi karniści sprzeciwiać się odwołaniu rzecznika dyscyplinarnego, bowiem i on nie jest jeszcze za nic skazany, i nie wiadomo, czy w ogóle będzie.
Minister powołuje się na szereg standardów konstytucyjnych, jak zaufanie obywateli do państwa, niesprzeczność systemu prawnego czy racjonalność ustawodawcy. Wszelako konstytucja to nie jest szwedzki stół, z którego można sobie jedne rzeczy wybierać, a inne pomijać, w tym takie jak art. 7, zgodnie z którym organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Minister twierdzi również, że wykładnia literalna udaremniałaby możliwość odwołania rzecznika, nawet gdyby sam on chciał zrezygnować lub gdyby popełnił przestępstwo. Jest to czysta demagogia. Konstytucja zawiera przecież zakaz pracy przymusowej. Co zaś się tyczy przestępstwa, to wszak jego popełnienie może doprowadzić do utraty statusu sędziego (a zatem i rzecznika), istnieje też instytucja zawieszenia funkcjonariusza publicznego w jego obowiązkach służbowych na czas postępowania, a ponadto możliwość orzeczenia w wyroku zakazu określonej działalności.
Wreszcie ograniczenia możliwości odwołania funkcjonariusza z określonych przyczyn bywają niejednokrotnie świadomym zabiegiem ustawodawczym mającym na celu np. zwiększenie niezależności instytucjonalnej i nie można wtedy mówić o żadnej luce. Weźmy przykład dyrektora jednostki kultury, którego można odwołać tylko, gdy sam zrezygnuje, trwale się rozchoruje, naruszy przepisy w związku z zajmowanym stanowiskiem czy odstąpi od realizacji umowy programowej. Otóż zgodnie z nową wykładnią można go będzie odtąd odwołać także z jakowejś innej przyczyny, którą organizator uzna za tak ważką, że jej brak w ustawie określi jako lukę.
Przy takiej wykładni polityka kadrowa stanie zatem przed władzą szeroko otworem. Pytanie tylko którym. ©℗