Komisja Kodyfikacyjna Ustroju Sądownictwa i Prokuratury położyła na stole dwa projekty mające uporządkować status sędziów powołanych po 2018 r. Pierwszy przewiduje, że osoby te zostaną cofnięte na wcześniej zajmowane stanowiska z mocy prawa. Drugi mówi o tym, że decyzję w tym zakresie będzie podejmować nowa, powołana zgodnie z konstytucyjnymi wymogami Krajowa Rada Sądownictwa. W resorcie zaś trwają obecnie prace nad wypracowaniem projektu, który byłby ich wypadkową. A pana zdaniem, jak powinno się ten problem rozwiązać?
ikona lupy />
prof. Maciej Gutowski, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, wykładowca UAM w Poznaniu, adwokat / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Każde z zaprezentowanych rozwiązań ma swoje wady i zalety. I każde niesie za sobą pewne koszty i ryzyka. Na przykład jednolita sankcja z mocy ustawy daje szybki efekt, ale jeśli zostanie zakwestionowana przez trybunały europejskie, cała reforma się wali. Ocena indywidualna jest wolniejsza, ale trudna do zakwestionowania in toto. A konwalidacja zawęża pole sporu i daje szanse trwałości reformy. Warto więc jednak w pierwszej kolejności ustalić priorytety i określić, co przede wszystkim chcemy osiągnąć. Wtedy łatwiej będzie wybrać jedno z możliwych rozwiązań. Zdefiniowanie kluczowego celu reformy pozwala podjąć decyzję co do tego, którą drogą chcemy podążać.

Jakie więc mogą być te priorytety?

Możliwych celów jest kilka. Pierwszy polega na jak najszybszym doprowadzeniu polskiego prawa do zgodności z przepisami Unii Europejskiej, europejską konwencją praw człowieka i konstytucją. Drugi na wyeliminowaniu upolitycznienia KRS i polskich sądów. Trzecim jest możliwie szybkie osiągnięcie sprawności sądownictwa. Czwartym, naprawienie niesprawiedliwości, jakie dotknęły sędziów w ciągu ostatnich 10 lat w efekcie nierównego dostępu do awansów sędziowskich. No i wreszcie może nam przyświecać taki cel, żeby rozwiązać problem neosędziów w sposób najmniej ryzykowny i z jak najmniejszymi szkodami dla wymiaru sprawiedliwości. Trwałość rozwiązań też ma znaczenie. Określenie, który cel jest najważniejszy, ułatwi wskazanie drogi, którą powinien podążyć ustawodawca.

Jeśli więc postawimy sobie za cel jak najszybsze naprawienie wadliwości konwencyjnej, prawnounijnej i konstytucyjnej powołań sędziowskich, do których doszło po 2018 r., to wówczas powinniśmy…

…zadać sobie pytanie, co leży u podstaw tej wadliwości. A u jej podstawy leży powołanie Krajowej Rady Sądownictwa w sposób naruszający konstytucyjny balans pomiędzy władzami, a także niereprezentatywność i nietransparentność przeprowadzanych przez nią konkursów. Aby to naprawić, należałoby w pierwszej kolejności powołać nową, zgodną z konstytucją KRS, a następnie usunąć wadliwość uchwał wydanych przez poprzednią, niekonstytucyjną radę, na podstawie wadliwych konkursów.

Tyle, że wówczas ta procedura będzie trwać bardzo długo, nie uda się więc osiągnąć celu jak najszybszego naprawienia wadliwości.

Na pewno otwarte konkursy muszą potrwać. Można przyspieszyć pod warunkiem, że niewadliwa KRS działać będzie jak komisja weryfikacyjna, która będzie jedynie konwalidować wadliwe uchwały swojej poprzedniczki. Innymi słowy – sprawdzi, czy wybrani przez niekonstytucyjną KRS sędziowie rzeczywiście nie zasługują na awans, zaś otwarte na nowo konkursy będą toczyć się równolegle. Takie ujęcie oznaczałoby jednak, że przesądzona orzeczniczo wadliwość nie jest tego rodzaju, która uzasadniałaby odsunięcie każdego neosędziego od orzekania.

A jest tego rodzaju?

Na dziś tak. Na pewno Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejski Trybunał Praw Człowieka przesądziły, że skład utworzony z udziałem powołanego przy udziale neo-KRS sędziego nie spełnia standardu niezawisłego i bezstronnego sądu w rozumieniu konwencji i prawa UE. Oznacza to w konsekwencji, że neosędziowskie składy nie spełniają dziś konstytucyjnego standardu prawa do sądu, bo te standardy są symetryczne. Natomiast polskie orzecznictwo jest bardzo różne. Od obrony statusu przez neosędziów, poprzez uchwałę trzech izb Sądu Najwyższego, która uznaje bezwzględną wadliwość składów na poziomie SN, a względną – zależną od indywidualnych cech sędziego – na poziomie sądownictwa powszechnego, poprzez orzeczenia „starych” sędziów kwestionujących każdy skład neosędziowski, aż po kilka orzeczeń, które mówią, że neosędziowskie składy są „nieistniejące”. Są też, niestety, liczne orzeczenia „starych” sędziów, które odmawiają zakwestionowania votum neosędziów. Ogólnie możemy więc powiedzieć, że mamy do czynienia z przesądzoną orzeczniczo wadliwością powołania neosędziów, ale raczej nie z efektem nieważnościowym.

I jakie to ma znaczenie?

Wadliwość to sankcja z mocy prawa. Mamy ją już dziś. Tyle że nie jest to nieważność, a więc ustawa jest potrzebna. To właśnie Komisja Wenecka w swej pierwszej opinii dała sygnał, że nieważność byłaby możliwa, gdyby wynikała z przepisów polskiego prawa. Do sankcji z mocy ustawy unieważniającej wszystkie nominacje podchodziła jednak w drugiej opinii z dużą rezerwą. Pytanie więc co powinna ustawa zrobić z tą wadliwością. Można powiedzieć, jest nienaprawialna i cofnąć sędziów na poprzednie miejsca. KW przypomina jednak, że przy ustawie naprawczej trzeba baczyć na proporcjonalność sankcji. Gdyby jednak za priorytet uznać jak najszybsze naprawienie wadliwości konwencyjnej, można poszukiwać rozwiązania konwalidacyjnego. Nawet projekt „z mocy prawa” przewiduje konwalidację ustawową tzw. grupy zielonej, czyli młodych sędziów. Skoro jednak konwalidacja polega na następczym naprawieniu naruszonej reguły, to ustawą, bez udziału niewadliwej KRS nawet wobec nich bardzo trudno to zrobić. Bo ustawa to jedynie pośrednie źródło wadliwości powołań sędziowskich, bezpośrednim są wadliwe uchwały neo-KRS i oportunistyczna postawa prezydenta niereagującego na stwierdzoną przez Naczelny Sąd Administracyjny wadliwość tych uchwał.

Wybranie ścieżki konwalidacji także w stosunku do pozostałych grup oznaczałoby, że nie uda się osiągnąć innego celu, a mianowicie naprawić niesprawiedliwości, jaka dotknęła sędziów. Wielu z nich przez 10 lat nie stawało do konkursów przed wadliwą KRS, czym świadomie rezygnowało z możliwości uzyskania awansu. Nieprzeprowadzenie przez niewadliwą KRS na nowo otwartych konkursów będzie oznaczać pozbawienie tych sędziów po raz kolejny tej szansy.

To prawda. To właśnie ci odważniejsi doznali w ostatnich 10 latach krzywd. Należy im się uznanie i mam nadzieję w dłuższej perspektywie satysfakcja. Musimy jednak uświadomić sobie, że te wszystkie gwarancje, które widzimy w konstytucji, w prawie unijnym, w prawie konwencyjnym to nie są gwarancje mające służyć sędziom. To są gwarancje mające służyć ludziom. W tej całej batalii o sądownictwo to nie sędziowie są podmiotem. Podmiotem tym jest prawo do sądu każdego człowieka. To prawo podlegało ochronie z perspektywy trybunałów europejskich. Nie wiem też, czy przy obecnym stanie sądownictwa stać nas na cofnięcie wszystkich neosędziów i otwarcie konkursów de novo. Historia uczy, że zbyt szeroki front zwiększa ryzyko porażki całego przedsięwzięcia. A nas na nią nie stać. I być może warto zawęzić front do tego, co jest konieczne, czyli w maksymalnym stopniu skorzystać z mechanizmów konwalidacyjnych po to, żeby w możliwie najkrótszym czasie uzyskać stan zgodności polskiego sądownictwa z regułami konwencyjnymi, prawnounijnymi i konstytucyjnymi. I to nawet jeżeli będzie to oznaczało, że nie wszyscy odważni sędziowie będą zadowoleni. Gdzieś ten koszt musimy znaleźć, a równoległe otwarcie konkursów jakoś te krzywdy zrekompensuje.

A gdybyśmy jednak zdecydowali się na naprawienie tych krzywd?

To wówczas zostaje nam sankcja kasująca przewidziana w projekcie z mocy prawa. Czyli cofnięcie wszystkich neosędziów na poprzednio zajmowane stanowiska i rozpisanie na nowo otwartych konkursów. Tylko wówczas każdy przypadek zostanie na nowo, mam nadzieję uczciwie, rozpatrzony przez nową KRS, której przyszłego składu nie znamy. No i trzeba wtedy powiedzieć, że nikt, kto uzyskał nominację sędziowską w drodze konkursu przed niekonstytucyjną KRS, nie jest godzien tego, by utrzymać zdobyty w ten sposób awans. To jednak jest bardzo szeroka i jednolita sankcja, co do proporcjonalności której wątpliwości wyraziła już KW.

Czy to oznacza, że wariant, który mówi o cofnięciu neosędziów z mocy ustawy, w ogóle nie powinien wchodzić w grę?

Tak bym nie powiedział. On musi jednak zostać dogłębnie przemyślany pod kątem konsekwencji. Ten wariant jest bliski mojemu sercu zwłaszcza przy zapewniającym proporcjonalność mechanizmie konwalidacji. Mnie sankcja z mocy prawa odpowiada, bo jest jasna, jednolita i natychmiastowa, choć niesie za sobą ryzyko otwarcia szerokiego frontu związanego z koniecznością przeprowadzenia na nowo otwartych konkursów. Jej konsekwencją będzie zapewne również to, że cofnięci sędziowie będą poszukiwali ochrony swoich praw. Jeśli nie będzie sensownej konwalidacji, to nie sądzę, aby uznali przewidziane w projekcie delegacje za wystarczające zabezpieczenie ich pozycji. I jeżeli nie uzyskają ochrony w sądach krajowych, a projekt w dzisiejszej wersji nie przewiduje skargi na zawiadomienie ministra sprawiedliwości o cofnięciu, będą szukać jej w trybunałach europejskich. Spodziewam się, że skorzystają z tej możliwości.

Jak ocenia pan skuteczność poszukiwania przez nich ochrony przed europejskimi trybunałami? Przecież jak dotąd we wszystkich sprawach orzekały, że neosędziowie nie mogą tworzyć sądu.

Tak, ale to właśnie ETPC zobowiązał władze Polski do przywrócenia niezależności KRS oraz uregulowania statusu neosędziów. A zarówno ETPC, jak i KW są organami Rady Europy. Jeśli KW jako organ doradczy pisze w opinii, że jej zdaniem ustawa nie powinna stanowić samego aktu unieważnienia, to nie możemy tego lekceważyć. Bo istnieje ryzyko, że ETPC orzeknie tak samo. Musimy pamiętać, że mamy w obrocie postanowienia prezydenta o powołaniu, które choć wadliwe, to jednak istnieją. A zarówno NSA, jak i niewadliwy jeszcze Trybunał Konstytucyjny twierdziły, że postanowienie prezydenta nie podlega kontroli. Skoro w tym zakresie zostaje nam jedynie koncepcja „sędziów ustawowych” zaczerpnięta z tzw. „awansów poziomych”, to ważmy ryzyka. Jeszcze jest TK, którego wadliwość nie została jeszcze rozwiązana.

A jeśli chodzi o odpolitycznienie sądów? Co należałoby zrobić, aby osiągnąć ten cel?

Musimy położyć nacisk na SN, bo to w tym sądzie polityka się odciska najmocniej. SN nie może funkcjonować tak, jak funkcjonuje dziś. Ja w zasadzie twierdzę, że my już nie mamy SN. Bo w tym obecnym nie ma tego, co powinno być w SN, czyli ścierania się poglądów, współpracy, efektywności, racjonalności, prawdziwej reprezentacji najlepszych przedstawicieli środowiska sędziowskiego. To jest najbardziej zniszczony sąd na mapie RP. Tu konwalidacja nie pomoże.

Co można z tym zrobić?

Możemy próbować ratować obecny SN, poddając go rygorom przewidzianym w projektach komisji, to jednak powoduje ryzyko zablokowania reformy orzeczeniami SN lub co najmniej położenia podwalin pod odwrócenie reformy po zmianie władzy. Alternatywnym rozwiązaniem jest całkowity reset, uznając, że przeprowadzamy możliwą na gruncie ustawy zasadniczej reorganizację SN. Przy tej drugiej opcji doszłoby do całkowitej kasacji SN i otwarcia na nowo konkursów do tego sądu, w których mogliby oczywiście brać udział również obecni sędziowie SN. W tym wariancie nowa KRS obsadziłaby więc SN od nowa.

Ale czy to byłoby uczciwe potraktowanie tych sędziów SN, którzy przez te lata walczyli w obronie sądu?

Muszę przyznać, że również mam z tym pewien problem, choć nie sądzę, by ostatecznie nie znaleźli się w nowym SN. Pytanie też, co byłoby lepsze dla samego SN i reformy. Nie bardzo bowiem wyobrażam sobie sytuację, w której wobec SN znalazłaby zastosowanie reguła „the winner takes it all”. Słusznie podała ją w wątpliwość KW. Zwłaszcza w kraju takim jak Polska, gdzie sympatie polityczne rozkładają się mniej więcej pół na pół. O tym, że sądownictwa nie można kształtować w taki sposób, aby dominowała jedna opcja polityczna, przekonał się już PiS. Musimy więc dbać o to, aby tę reprezentatywność poglądów zachować. Dlatego też, jeśli po usunięciu neosędziów w SN zostaną sami starzy sędziowie, a później dokooptuje się nowych sędziów, to spotkamy się z takim sam zarzutem, z jakim spotykaliśmy się przed 2015 r., czyli sędziokracji. A jednym z priorytetów była naprawa systemu.

Jak tego uniknąć?

Sądownictwo musi się opierać na umowie społecznej. Tak długo jest ono zdolne do sprawowania swojej funkcji, jak długo jest uznawane, aprobowane, szanowane przez społeczeństwo. Dlatego też uważam, że jeśli reforma SN będzie polegała na usunięciu sędziów powołanych po 2018 r. i dalszej kooptacji według wskazań nowej KRS, to część społeczeństwa, która głosowała na PiS, tego nie kupi i powie, że to nie jest jej sądownictwo. Bardzo się boję, że po każdej zmianie władzy będziemy mieć wymianę sędziów. To byłoby dla sądownictwa zabójcze. Obawiam się kosztów tej reformy, jeżeli będzie ona bardzo radykalna. Bo nie da się zbudować sądownictwa na radykalizmie, czego nauczył się już PiS. I była to nauczka dla nas bardzo bolesna.©℗

Rozmawiała Małgorzata Kryszkiewicz