Sprawy frankowe istotnie obciążają sądy. Problemu nie da się jednak rozwiązać za pomocą wysoce ułomnej regulacji proceduralnej, tworzącej karykaturę procesu cywilnego. A taką będzie zapowiadana ustawa frankowa.
Projekt specustawy, która ma zagwarantować szybkie rozładowanie zakorkowanych sprawami frankowymi sądów, wzbudził mieszane uczucia wśród praktyków, w tym sędziów orzekających w sprawach takich kredytów. A to właśnie nawał tego rodzaju procesów uniemożliwia realizację w rozsądnym terminie prawa do sądu – przynajmniej w tych sprawach, w których sądem I instancji jest sąd okręgowy. Chodzi o projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie rozpoznawania spraw dotyczących zawartych z konsumentami umów kredytu denominowanego lub indeksowanego do franka szwajcarskiego, który jest na etapie prac legislacyjnych rządu.
Masowa produkcja orzeczeń
Projektowane rozwiązania incydentalne rzeczywiście dają szanse na pozbycie się pozostałych spraw frankowych w nieco szybszym tempie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że regulacje nie zostały dopracowane i mogą doprowadzić do istotnego ograniczenia gwarancji proceduralnych, z konstytucyjnymi włącznie. Zaproponowane uproszczenia procedury są tak daleko idące, że rodzą pytanie, czy nie byłoby łatwiej powierzyć rozpoznawanie spraw modułowi AI, który (skoro według dość brawurowego w tym zakresie uzasadnienia projektu linia orzecznicza jest już niemal jednolita) po minutowej analizie umowy kredytu wypluwałby z siebie kopię tej umowy z adnotacją „invalid”.
Przypuszczam, że część sędziów nie będzie stosowała przepisów pozwalających na całkowitą likwidację jawności postępowania i masową produkcję orzeczeń na posiedzeniach niejawnych po uprzednim odebraniu pisemnych zeznań stron. Nie dlatego, że się „nie przyjmie”, tylko z tego powodu, że są to jednak uproszczenia wypaczające sens procesu cywilnego i naruszające zasadę jawności procesu zapisaną w art. 45 konstytucji. Obawiam się, że usłyszą w odpowiedzi: „stworzyliśmy wam znakomite narzędzia, z których nie korzystacie, więc sami jesteście sobie winni, że wasze referaty liczą po 700 spraw”.
Przyjrzyjmy się kilku takim wątpliwym rozwiązaniom.
Pozew o 10 zł i rat nie płacisz
Otóż projektodawcy wychodzą z za łożenia, że oczywisty jest sam zakres zastosowania ustawy – chodzi o sprawy o roszczenia związane z kredytami indeksowanymi lub denominowanymi do CHF. Tym czasem w odniesieniu do niektórych konstrukcji umownych, których dotyczą procesy, mamy do czynienia ze sporem, czy rzeczywiście chodzi o kredyt tego rodzaju, czy może „czysty” kredyt walutowy.
Ma to bardzo istotne znaczenie z uwagi na wprowadzoną, zupełnie dotąd nieznaną, instytucję „ustawowego zabezpieczenia”. Ogólnie rzecz biorąc, ma ona polegać na ustanowieniu w art. 2 ustawowego skutku równorzędnego z powszechnie (choć w opinii autora wadliwie) stosowanymi zabezpieczeniami prowadzącymi do wstrzymania obowiązku spełniania świadczeń z umowy kredytu.
Wstrzymanie tego obowiązku z mocy prawa ma następować z chwilą doręczenia przedsiębiorcy pozwu konsumenta. Tyle że z braku definicji ustawowej kredytu indeksowanego lub denominowanego nie będzie wiadomo, czy na pewno skutek taki wystąpi w przypadku danej umowy.
Twórcy projektu niestety chyba przeoczyli, że z przepisu nie wynika również, o co ma być ten pozew. Zabezpieczenia takie stosuje się zwykle w sprawach o stwierdzenie nieważności umowy. Tymczasem według art. 2 projektu przepis znajdzie też zastosowanie w dowolnej sprawie o zapłatę związanej z umową kredytu frankowego. A najciekawsze, że projektodawcy nie wiążą jego zastosowania z zakwestionowaniem ważności umowy. Skutek taki może więc wywrzeć doręczenie pozwu o zapłatę kwoty 10 zł z dowolnego tytułu, byle związanego z umową kredytu indeksowanego lub denominowanego.
Dodajmy do tego brak jakiegokolwiek trybu postępowania sądowe go potwierdzającego, że odnośnie do danej umowy efekt wstrzymania obowiązku spłaty rat wystąpił, a także obowiązek pozostawienia w aktach bez żadnych czynności tożsamego wniosku o zabezpieczenie. Recepta na nieliche zamieszanie gotowa. Trudno też ocenić, czy za okres procesu bank ma prawo do jakichś odsetek, gdyby jednak umowa okazała się ważna. Trochę jakby rezultat procesu był z góry znany.
Zeznania z automatu
Proponowane przepisy drastycznie ograniczają jawność postępowań dotyczących kredytów CHF, pozwalając na rozpoznanie sprawy w obu instancjach bez rozprawy i w zasadzie bez możliwości sprzeciwu strony wobec takiego trybu procedowania. To prowadzi do faktycznego pominięcia reguły jawnego rozpoznawania spraw sądowych, wynikającej z art. 45 ust. 1 konstytucji, i do istotnego naruszenia reguł sprawiedliwości proceduralnej.
Jestem przeciwnikiem prowadzenia w podobnych sprawach obszernego przesłuchania stron, kiedy to pełnomocnik każdej z nich zadaje wiele rytualnych pytań, na które padają zazwyczaj z góry znane, wyuczone i sztampowe odpowiedzi. Odpowiedź odmienna często powoduje konsternację pytającego pełnomocnika. Uchylenie któregoś z takich procesowych zaklęć budzi zaś zdumienie, choć w istocie od odpowiedzi na pytanie, czy aby na pewno frank był dla pana/pani walutą stabilną, a bank instytucją zaufania publicznego, kompletnie nic nie zależy.
Niemniej, o ile dowód ten ma mieć jakikolwiek sens, to próba wprowadzenia niedopuszczalnej obecnie w mej ocenie pisemnej formy przesłuchania sens ten do reszty wypacza. Zeznania strony składane na piśmie, bez kontroli nad ich autorstwem i jakichkolwiek mechanizmów weryfikujących są bezwartościowe. Lepiej byłoby już chyba po prostu wprowadzić ustawową regułę zobowiązującą do przedłożenia wraz z pozwem zeznań powoda według urzędowego wzoru. To dopiero przyspieszyłoby procedowanie.
„Możecie udawać sądzenie”
Tego rodzaju pomysłów projektodawca ma jeszcze kilka, a ich wdrożenie stawia pod znakiem zapytania zamiar skonstruowania narzędzi do rzetelnego, choć uproszczonego procesu. Odnoszę wrażenie, że mamy tu swoiste mrugnięcie okiem, które ma znaczyć: „My wiemy i wy wiecie, że te wszystkie umowy są nieważne, ale my boimy się to jakkolwiek uregulować od X lat, więc dalej będziemy po staremu robić to waszymi rękami, tylko teraz możecie już po prostu udawać sądzenie, byle to wszystko wypchnąć”.
Rzeczywistość nie jest jednak taka prosta. Problem spraw frankowych oczywiście istotnie obciąża sądy. Co więcej – jest głównym strukturalnym i systemowym problemem, który dotyka sądownictwo cywilne. Przy tym zaburza realizację prawa do sądu nie tylko obciążonych nieważnymi umowami frankowiczów, ale stron wszystkich postępowań, które potrzebują rozpoznania swych równie ważnych spraw w sądach okręgowych i apelacyjnych.
Problemu nie da się jednak rozwiązać za pomocą wysoce ułomnej regulacji proceduralnej, tworzącej karykaturę procesu cywilnego. Powinno się to zrobić szybkim materialnoprawnym cięciem (na które ustawodawca nigdy się nie zdecyduje i chyba jest już na nie za późno) albo znaczącym zwiększeniem obsady kadrowej, nie tylko sędziowskiej, ale także asystenckiej i urzędniczej. Bez wątpienia nie pomoże natomiast blokada konkursów na stanowiska sędziowskie, blokada nominacji sędziów czy odmowy przedłużenia delegacji sędziom efektywnie orzekającym w sprawach CHF. Sprawy te się same nie rozpoznają i fabryka sprawiedliwości wyroków nie wyprodukuje. Ograniczenia rozpraw i pisemne przesłuchania niewiele mogą pomóc. Ostatecznie i tak chodzi o ludzi, którzy mogą przygotować i wydać wyroki oraz napisać ich uzasadnienia, i o obiektywnie ograniczony czas pracy, który mogą na to poświęcić. ©℗