Żeby wprowadzić rozwody notarialne, trzeba przemodelować cały dotychczasowy system rozwiązywania małżeństw - Dominika Tomaszewska, adwokat prowadząca kancelarię pod własnym nazwiskiem, wiceprzewodnicząca sekcji prawa rodzinnego przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie.
Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa wprowadzenie rozwodów u notariusza lub przed urzędnikiem stanu cywilnego. Jakie niesie to zagrożenia?
ikona lupy />
Dominika Tomaszewska, adwokat prowadząca kancelarię pod własnym nazwiskiem, wiceprzewodnicząca sekcji prawa rodzinnego przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Trudno odnosić się do konkretów, bo takich nie znamy. Bazując jedynie na doniesieniach medialnych, myślę, że zagrożeń jest kilka. Przede wszystkim może się pojawić problem zbyt pochopnych decyzji małżonków. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której małżonkowie pod wpływem silnych emocji lub kłótni podejmują decyzję, że chcą się rozwieść jak najszybciej, być może nawet następnego dnia. W niektórych kancelariach notarialnych myślę, że istniałaby możliwość, by notariusz z dnia na dzień mógł przygotować akt notarialny rozwiązujący takie małżeństwo. W obecnym systemie cała procedura jest dłuższa i obejmuje m.in. konieczność złożenia pozwu, wysłania odpisu tego pozwu do strony przeciwnej, oczekiwania na wyznaczenie rozprawy. Małżonkowie więc przed podjęciem decyzji co do rozwodu zastanowią się dwa razy, czy chcą przez tę procedurę przechodzić.

Kolejne zagrożenie wiąże się z ochroną interesów małżonków. Musiałyby być właściwie skonstruowane pouczenia o wszystkich skutkach prawnych czynności, jaką jest rozwód. W sądzie, gdy sędziowie widzą, że małżonkowie czegoś nie rozumieją, coś jest dla nich wątpliwe, starają się wytłumaczyć te kwestie. Pytanie, czy notariusze mieliby narzędzia, by też udzielić takiej pomocy.

Nie wiadomo też, w jaki sposób weryfikować przesłanki co do rozwodu, które dziś są weryfikowane przez sądy. Mam na myśli przesłanki pozytywne, takie jak zupełny i trwały rozkład pożycia małżeńskiego, czyli m.in. zerwanie wszystkich więzi małżeńskich, ale także brak przesłanek negatywnych, tj., że rozwód nie może zagrażać dobru dzieci oraz nie może być sprzeczny z zasadami współżycia społecznego. Czy notariusze mieliby badać te kwestie z urzędu, czy tylko opierać się np. na oświadczeniach małżonków, złożonych pod groźbą odpowiedzialności karnej? Żeby wprowadzić rozwody notarialne, trzeba więc tak naprawdę przemodelować cały dotychczasowy system rozwiązywania małżeństw.

Jak długo obecnie trwa sprawa rozwodowa i jakie są jej koszty? Załóżmy, że małżonkowie są zgodni co do woli rozwodu i nie mają dzieci.

Jeśli tacy małżonkowie chcą się rozwieść bez orzekania o winie, od momentu złożenia pozwu do wyznaczenia terminu rozprawy muszą oczekiwać kilka miesięcy. Długość oczekiwania na rozprawę zależy od obłożenia danego sądu. W Warszawie jest to zwykle pięć–sześć miesięcy albo dłużej, w mniejszych miastach czas może być krótszy. Natomiast jeśli sprawa jest sporna, a małżonkowie mają wspólne małoletnie dzieci, mówimy nawet o kilku latach. Stałą kwotą, jaką trzeba ponieść w każdej sprawie rozwodowej, jest opłata od pozwu w wysokości 600 zł. Później w zależności od stopnia skomplikowania i długości sprawy koszty kształtują się różnie, w zależności od tego, czy małżonkowie dążą do orzeczenia o winie, przyznania samodzielnej opieki nad dzieckiem, pozbawienia drugiej strony władzy rodzicielskiej itp. Mogą się pojawić koszty opinii biegłych sądowych, Opiniodawczego Zespołu Specjalistów Sądowych (OZSS), psychologów, pedagogów. Odrębną kwestią jest wynagrodzenie kancelarii. Stawki są bardzo różne – od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Czy zna pani sprawy, w których małżonkowie byli już przekonani co do rozwodu, ale zmienili zdanie w oczekiwaniu na rozprawę?

Tak, chociaż takie sytuacje nie zdarzają się notorycznie, sama spotykałam je w swojej praktyce. Bywają też sytuacje, że w trakcie rozprawy małżonkowie informują sąd, że porozumieli się i widzą szanse na ratowanie małżeństwa. Niekiedy sąd pyta strony w piśmie lub na rozprawie, czy udałyby się na mediację: albo by porozmawiać o szansach ratowania małżeństwa, albo o ustaleniach dotyczących wspólnych małoletnich dzieci. Bywa, że wskutek mediacji małżonkowie dają sobie jeszcze jedną szansę i dochodzi do cofnięcia pozwu o rozwód.

Czy w takim razie ustawodawca w ogóle powinien dążyć do przyspieszenia postępowań w sprawach o rozwód?

Postępowania sądowe trzeba przyspieszyć w ogóle, bez względu na to, czy to sprawa rodzinna, czy jakaś inna. Jedną z przyczyn przewlekłości postępowań jest brak chętnych do pracy w sekretariatach sądów. Sądy mają ciągły problem z niedoborem pracowników administracyjnych, którzy wykonują bardzo ciężką pracę, a których wynagrodzenie jest stosunkowo niskie. Wracając do pytania: także sprawy rozwodowe należy przyspieszyć, bo często przez zbyt długie postępowania cierpi dobro dzieci. Można zastanowić się, czy osoby bezdzietne, które chcą się rozwieść bez orzekania o winie, również powinny czekać przez kilka miesięcy na wyznaczenie rozprawy. Uważam natomiast, że powinno to być robione z głową. Pojawiają się już głosy, że jeśli już dopuszczać rozwody przed notariuszem, to należałoby też wprowadzić obligatoryjny okres „odczekania”, np. jeden miesiąc od zgłoszenia chęci rozwodu do rozwiązania małżeństwa.

Czy w krajach, które wprowadziły rozwody notarialne, takie jak: Hiszpania, Francja, Litwa, Łotwa – znane są jakieś negatywne konsekwencje tych rozwiązań dla obywateli?

Jest to świetne pytanie, które należałoby skierować do Ministerstwa Sprawiedliwości. Przed wprowadzeniem danego rozwiązania ministerstwo powinno zbadać, jak funkcjonuje ono w innych krajach. Niezależnie od tego, nie można porównywać 1 : 1 regulacji w różnych państwach, które stosują przecież odmienne przepisy w różnych kwestiach. Przykładem jest tematyka alimentacyjna. W Niemczech lub we Francji przy wydawaniu wyroków ws. alimentów sędziowie posiłkują się tabelami alimentacyjnymi. W Polsce nie ma i nigdy nie było takich tabel. Obecnie ministerstwo pracuje nad ich wprowadzeniem, biorąc pod uwagę doświadczenia z innych państw, ale też nasze specyficzne realia – u nas problemem jest np. ukrywanie zarobków i praca na czarno, by unikać płacenia alimentów.

Czy adwokatura obawia się zarzutu, że broni nie obywateli, ale swojego rynku usług, który może się skurczyć w przypadku uproszczenia procedur rozwodowych?

Jako adwokaci jesteśmy przygotowani na każdy zarzut. Mogę zapewnić, że obawiamy się przede wszystkim o interesy naszych klientów, czyli zwykłych obywateli. Przeciętny obywatel może nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji czynności prawnych, może nie zrozumieć informacji udzielanych mu przez notariusza i podjąć decyzję, której będzie żałować. Obecnie adwokatura formalnie nie bierze udziału w pracach prowadzonych w ministerstwie. Mamy nadzieję, że zostaniemy do nich zaproszeni i nasz głos zostanie wzięty pod uwagę.

Stanowisko adwokatury nie jest jeszcze jednolite. Generalnie jesteśmy za tym, aby proste sprawy rozwodowe zostały przyspieszone. Część adwokatów podnosi konieczność obecności profesjonalnego pełnomocnika w czynności rozwiązania małżeństwa u notariusza, a więc po prostu przymusu adwokackiego. Inny postulat sprowadza się do tego, by notariusze, podobnie jak mediatorzy, mieli możliwość przygotowania ugód rozwodowych, które będą musiały być zatwierdzone przez sąd. Część środowiska proponuje zaś, by to adwokaci mieli możliwość spisywania umów rozwodowych, które byłyby wysyłane do sądów w celu zatwierdzenia. Na pewno byśmy podołali nowym obowiązkom, tym bardziej że wielu adwokatów jest też mediatorami w sprawach rodzinnych. Mamy w takich sprawach większe doświadczenie niż chociażby notariusze.

Od lat słychać też postulat, aby w ogóle zlikwidować orzekanie o winę w rozwodzie. To znacząco przyspieszyłoby postępowania trwające dzisiaj nawet wiele lat. Należałoby także regularnie szkolić sędziów rodzinnych z zakresu psychologii, psychiatrii, pedagogiki, aby część spraw, zwłaszcza tych prostych, mogli rozstrzygać bez konieczności posiłkowana się opiniami biegłych czy specjalistów OZSS. Częściowo zostało to już wprowadzone tzw. ustawą Kamilka (nowelizacja kodeksu rodzinnego i opiekuńczego z lipca 2023 r. – red.). ©℗

Rozmawiał Tomasz Ciechoński