W tym tygodniu dowiemy się, jaki jest finalny plan koalicji na Trybunał Konstytucyjny, co dalej z ustawą o KRS oraz czy znajdzie się pierwszy chętny do objęcia mandatu po Mariuszu Kamińskim.

Treść szykowanej uchwały sejmowej w sprawie TK była dyskutowana w koalicji w ostatnich dniach. – Na pewno będzie jedna uchwała, a nie kilka, raczej skupiająca się na trzech sędziach dublerach i stwierdzająca, że cały trybunał jest skażony – mówi nam ważny polityk z rządu. Podobne głosy płynęły wcześniej ze strony polityków Lewicy. Z kolei lider Polski 2050 Szymon Hołownia oczekuje, że w uchwale Sejm odniesie się nie tylko do statusu dublerów, lecz także do „wątpliwego przewodnictwa Julii Przyłębskiej” oraz że ograniczona zostanie „publicystyka polityczna”.

Trybunalski węzeł

Jej finalna treść będzie istotna z punktu widzenia dalszych działań rządu. Bo im dalej Sejm pójdzie ze swoimi deklaracjami, tym większa pokusa dla rządu, by – powołując się na przyjętą uchwałę – np. nie publikować orzeczeń TK, tak jak przez wiele miesięcy na początku rządów Zjednoczonej Prawicy robiła ówczesna premier Beata Szydło. Dziś, jak wiadomo, rząd wszystkie wyroki publikuje, choć te wydane z udziałem dublerów są opatrzone specjalną adnotacją, stwierdzającą ich wadliwość w świetle orzeczeń TSUE czy ETPCz.

Prawnicy przestrzegają przed takimi rozważaniami. – Uchwała nie ma mocy prawnej, może działać mobilizująco na rząd, ale nie może stanowić podstawy do niepublikowania rozstrzygnięć TK – mówi Patryk Wachowiec, analityk prawny fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju. Jego zdaniem wtedy rząd zaprzeczyłby sam sobie. – Można wówczas zapytać, dlaczego w takim razie rząd publikował dotąd rozstrzygnięcia TK? A co z decyzjami TK korzystnymi dla interesu obywateli, w tym wyborców obecnej koalicji rządzącej? Politycznie byłoby bardzo trudno ich nie publikować – uważa prawnik.

Nasz rozmówca przypomina, że podobny problem z funkcjonowaniem sądu konstytucyjnego pojawił się w Rumunii. – Tam TSUE orzekł, że jeśli skład trybunału jest niezgodny z wymogami unijnymi albo samo orzeczenie narusza prawo unijne, to nie można stosować tych orzeczeń. Czyli w warunkach polskich można podejść do sprawy w zniuansowany sposób i pewnych orzeczeń niezgodnych z prawem unijnym czy prawami człowieka nie wykonywać, nawet jeśli zostaną opublikowane – przekonuje Wachowiec.

Kolejny krok szykowany przez koalicję to przedstawienie ustawy o zmianie konstytucji, która miałaby m.in. korygować sposób wyboru sędziów TK przez Sejm (większością 3/5, a więc z udziałem opozycji) i jednocześnie wyzerować stan osobowy w dzisiejszym trybunale. To dużo trudniejszy etap – opozycyjny PiS może być niechętny takim zmianom. Lepiej byłoby najpierw się spotkać na konsultacje, a nie zaczynać od rzucania na stół projektu, który będzie nam narzucany – mówi nam jeden z polityków. I kontynuuje: – W partii zdania są podzielone, część ludzi chciałaby uspokojenia nastrojów, a część przyjmuje twardą postawę. Ja jestem za tym, by rozmawiać, ale jeśli przy wyborze nowych sędziów TK będzie większość bezwzględna w drugim kroku, to nawet ja, jako przedstawiciel frakcji gołębiej PiS, nie byłbym w stanie tego zaakceptować. Pytanie też o sposób wymiany składu TK, lepiej uniknąć sytuacji, w której przez jakiś czas w trybunale w ogóle nikt by nie zasiadał.

Ten plan budzi wątpliwości również w samej koalicji. Najgłośniej artykułuje je Lewica, która po pierwsze uważa, że nie ma sensu wychodzić z planem politycznym, którego z dużym prawdopodobieństwem nie da się zrealizować, a po drugie – że uruchomienie procesu zmiany konstytucji może stać się okazją dla innych ugrupowań, takich jak PiS, Konfederacja czy Trzecia Droga, do legislacyjnych wrzutek światopoglądowych, np. dotyczących prawa aborcyjnego. – Faktycznie zmiany w konstytucji to długi marsz, ale czy w związku z tym mamy nic nie robić, niczego nie pokazywać? – odpowiada na te wątpliwości inny ważny koalicyjny polityk. Z kolei rozmówca związany z KO sugeruje, że jeśli droga konstytucyjna skończy w ślepym zaułku, to ostatecznie pozostanie czekać na stopniową wymianę kadrową w TK w związku z upływaniem kadencji kolejnych sędziów (w tym roku trzech, w przyszłym – dwóch).

Na razie i tak w sprawie zmian w konstytucji czeka nas co najwyżej polityczna dyskusja, bowiem pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie konstytucji może się odbyć „nie wcześniej niż trzydziestego dnia od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy”. A to oznacza, że Sejm nie zajmie się projektem na posiedzeniu rozpoczynającym się 21 lutego.

Sąd nad sędziami

Prędzej za to izba zajmie się rządowym projektem dotyczącym zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar liczy bowiem, że projekt zostanie przyjęty przez rząd w tym tygodniu. – Zakłada on powrót do dawnego sposobu wyboru członków sędziowskich KRS, czyli że to sędziowie będą wybierać członków KRS. Projekt został poddany bardzo kompleksowym konsultacjom społecznym, wszystkie uwagi staraliśmy się uwzględnić i w ten sposób chcemy doprowadzić do przywrócenia stanu zgodności funkcjonowania KRS z konstytucją, tak jak to było przed 2017 r. – zapowiedział niedawno Bodnar.

Trzecia sprawa w tym tygodniu, ważna z politycznego punktu widzenia, dotyczy tego, co dalej z mandatem po Mariuszu Kamińskim. PKW w zeszłym tygodniu odpowiedziała na pismo marszałka Sejmu Szymona Hołowni i wskazała kolejnych kandydatów do objęcia mandatu po nim. – PKW tym pismem nie rozstrzyga sporu prawnego wokół panów Wąsika i Kamińskiego, pełni tylko rolę „notariusza”, który odpowiada na wniosek pana marszałka. Co z tym dalej zrobi pan marszałek, to już jego decyzja i jego odpowiedzialność – słyszymy od osoby zbliżonej do PKW.

W kolejności zdobytych głosów kolejni kandydaci po Mariuszu Kamińskim to: Monika Pawłowska, Beata Strzałka i Ryszard Madziar. I teraz w takiej kolejności marszałek Sejmu Szymon Hołownia będzie proponował im objęcie mandatu. W pierwszej kolejności pismo poszło do Moniki Pawłowskiej. Tak jak w innych tego typu przypadkach, oprócz informacji, otrzyma formularz pisma z oświadczeniem o nabyciu mandatu i drugi zawierający oświadczenie o rezygnacji z niego. Kiedy korespondencja od marszałka zostanie dostarczona kandydatce, będzie miała siedem dni na odpowiedź. Jaką podejmie decyzję? Władze PiS rekomendują odmowę, ale zarówno Pawłowska, jak i każdy kolejny kandydat będzie miał dylemat, czy odmówić, skoro któryś z następnych na liście wreszcie się skusi i mandat weźmie, a może się okazać, że jest luźno związany z PiS. – Nie rozumiem tej strategii PiS, bo ten mandat ktoś w końcu weźmie i co wtedy, PiS się na niego obrazi i będą oczekiwania, żeby głosował razem z Tuskiem? – mówi osoba związana z obozem PiS. Na to nakłada się rywalizacja frakcji w PiS. Jak zauważa jeden z naszych rozmówców, Monika Pawłowska jeśli już, to raczej jest kojarzona z Mateuszem Morawieckim, Beata Strzałka to kandydatka raczej lokalna, natomiast Ryszard Madziar był związany z Jackiem Sasinem. Na to nakładają się dwie układanki wyborcze – w wyborach samorządowych oraz potem europejskich. Monika Pawłowska pojawiła się na propozycji listy PiS do sejmiku jako jedynka w okręgu chełmskim. – To na razie wstępna przymiarka, opierająca się głównie na osobach, które zdobyły dużą liczbę głosów w wyborach, na pewno nie można tego traktować jako równoważnej oferty do przyjęcia mandatu posła – komentuje nasz rozmówca.

W przypadku Macieja Wąsika „casting” na objęcie mandatu na razie nie ruszy z uwagi na prawny klincz w Sądzie Najwyższym (w jego sprawie orzekła nie Izba Pracy, tylko nieuznawana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych).

Na razie w samym PiS słychać, że obaj panowie mają startować w wyborach europejskich. Ich wybór jest w zasadzie pewny, więc wtedy wróci kwestia objęcia mandatu po nich, tym razem z powodu ich wyboru do Parlamentu Europejskiego. Jednak ci, którzy odmówią objęcia mandatu teraz, raczej nie będą mieli szans na zmianę decyzji.

PiS ma więc wybór: pogodzić się z objęciem mandatu przez któregoś kandydata obecnie (co będzie jednak sprzeczne z narracją, że mandaty Wąsika i Kamińskiego nie zostały wygaszone) lub ryzykować, że do końca kadencji będzie na tym stanowisku wakat, ewentualnie, że mandat podejmie ktoś, kto choć startował z listy PiS, to dołączy do innego klubu w Sejmie. ©℗