Gdy usłyszałam, że jeszcze w sierpniu, w trybie ekstraordynaryjnym ma się spotkać Krajowa Rada Sądownictwa, zaczęłam się zastanawiać, co tak ważnego, wstrząsającego, niezwykłego czy groźnego wydarzyło się w ostatnim czasie w zakresie wymiaru sprawiedliwości, aby w okresie wybitnie wakacyjnym trzeba było ściągać do Warszawy kwiat polskiego sądownictwa.
I choć kilka razy przewertowałam pojawiające się ostatnio informacje, to nie znalazłam nic, co warte by było organizowania tak wzniosłego wydarzenia. Olśniło mnie dopiero, gdy doczytałam, o czym będzie się dyskutować podczas „nadzwyczajnego” sierpniowego posiedzenia KRS. Otóż jego tematem ma być przede wszystkim: „postępujące upolitycznienie sądów”. I właśnie owo słówko na literę u naprowadziło mnie na pewien trop.
O tym, że sądownictwo w Polsce jest w stanie permanentnego rozkładu, wiadomo nie od dziś. Mimo to członkowie obecnej KRS nie kwapili się do tej pory do zwoływania „nadzwyczajnych” posiedzeń. Nie uznali, by było to konieczne, gdy Komisja Europejska złożyła przeciwko Polsce pierwszą skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, zarzucając naszemu krajowi godzenie w niezawisłość sędziowską (na marginesie, zupełnie bez związku z tematyką tego komentarza przypomnę pierwsze zdanie art. 186 konstytucji, które brzmi: „Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”). Na „nadzwyczajną” uwagę ze strony KRS nie zasłużyło też rozstrzygnięcie TSUE z 15 lipca 2021 r. (w sprawie C 791/19), choć przecież w wyroku tym w całej rozciągłości potwierdzono zarzuty KE. Nie doczekały się „nadzwyczajnej” atencji ze strony rady także późniejsze orzeczenia europejskich trybunałów dotyczące stanu praworządności w Polsce, jak choćby te odnoszące się do Trybunału Konstytucyjnego. „Nadzwyczajnego” poruszenia w szeregach KRS nie wywołała również wcześniejsza uchwała trzech połączonych izb Sądu Najwyższego ze stycznia 2020 r. (sygn. akt BSA I-4110-1/2), w której po raz pierwszy pojawiły się wskazówki co do tego, w jaki sposób sądy powinny odnosić się do problemu tzw. neosędziów.
Co prawda orzeczenia te nie raz były omawiane na posiedzeniach KRS, jednak ani razu nie były bezpośrednim impulsem do zwołania obrad tego ciała. No i – co chyba najważniejsze – nie skłoniły one członków rady do głębszej refleksji nad tym, jakie mogą być ich skutki w praktyce i do czego może to doprowadzić w przyszłości. A przecież konsekwencje prowadzonych od 2015 r. przez obecną ekipę rządzącą „reform” w zakresie wymiaru sprawiedliwości były do przewidzenia dla każdego mogącego się pochwalić choć odrobiną wyobraźni prawnika.
Powtórzę więc: to, że sądownictwo znajdzie się w stanie permanentnego chaosu i że za ten chaos płacą głównie obywatele, którzy nie mogą w rozsądnym terminie uzyskać ostatecznego rozstrzygnięcia w ważnych dla siebie sprawach, wiadome było od kilu lat. Dlaczego więc właśnie teraz, kiedy nie wydarzyło się nic nowego w tym zakresie, KRS postanawia zwołać „nadzwyczajne” posiedzenie i rozważać na nim „kwestionowanie przez jednych sędziów prawa do orzekania przez innych oraz kwestionowanie prawa do realizacji zadań zapisanych w Konstytucji takich organów państwa jak Prezydent RP i Krajowa Rada Sądownictwa”? Oczywiście, jak jest naprawdę – wiedzą tylko sami zainteresowani. Biorąc jednak pod uwagę to, że posiedzenie zostanie zwołane na wniosek ministra sprawiedliwości, a więc czynnego polityka, który od początku swój polityczny kapitał próbuje zbić na walce z „kastą” sędziowską, oraz to, że właśnie zaczęła się kampania wyborcza – skojarzenia nasuwają się same. Zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że KRS tak naprawdę nie ma żadnych realnych narzędzi, aby coś z tym sądowym galimatiasem zrobić. ©℗