Im usilniej Służba Więzienna zaprzecza torturom, tym więcej daje argumentów za tym, że mogły być one stosowane.

Niezależnie od wyników prokuratorskiego śledztwa, które ma odpowiedzieć na pytanie, czy w Zakładzie Karnym w Barczewie stosowano tortury wobec osadzonych, sposób postępowania Ministerstwa Sprawiedliwości i Służby Więziennej sprawia, że trudno będzie uwierzyć, że do takich przypadków nie dochodziło.

Kogo sprawdzać

Zacznijmy od początku. Po upublicznieniu raportu Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur z niezapowiedzianej kontroli w więzieniu w Barczewie, z którego wynikało, że mogło tam dochodzić do bicia, podduszania i podtapiania w pomieszczeniach pozbawionych kamer, Ministerstwo Sprawiedliwości odpowiedziało zarzutami co do jego rzetelności i braku obiektywizmu jednego z kontrolerów. Wypuszczona do mediów próba dyskredytacji polegała na rozgłaszaniu, że przeciwko kontrolerowi zostało złożone zawiadomienie do prokuratury oraz że osoba ta „pozostaje w sporze z dyrekcją zakładu karnego”. Wystarczyło jednak trochę poskrobać, by się przekonać, że prokuratura umorzyła postępowanie przeciw kontrolerowi, nie dopatrzywszy się znamion czynu zabronionego. Z ujawnionych okoliczności sprawy wynika, że jeśli już ktoś powinien składać zawiadomienie, to raczej on sam.
Po tym, jak stało się jasne, że delegacja KMPT powzięła wiadomość o możliwym stosowaniu tortur w postaci waterboardingu i zabezpieczyła zapis z monitoringu, na którym widać, jak osadzony wraca do celi w mokrym ubraniu, wobec jednego z kontrolerów zastosowano szykany: uniemożliwiono mu wyjście do toalety, mimo iż korzystał z instalacji przyzywowej i dawał znać do kamery, że musi jak najszybciej opuścić zamknięte pomieszczenie (w którym notabene przebywał z osadzonym na oddziale dla więźniów niebezpiecznych). W tej sytuacji mężczyzna był zmuszony do załatwienia potrzeby fizjologicznej w tym pomieszczeniu. Jeżeli funkcjonariusze Służby Więziennej w Barczewie byli w stanie w ten sposób potraktować przedstawiciela konstytucyjnego organu, to do czego mogą się posunąć w stosunku do osadzonych?

Krnąbrny osadzony

Wyciągając ten incydent na światło dzienne, Służba Więzienna tylko zwielokrotniła podejrzenia co do zasadności tez postawionych w raporcie Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur. Co więcej, narracja, wedle której z jednej strony resort sprawiedliwości i SW zapewniają, że traktują sprawę z najwyższą powagą, a z drugiej starają się dyskredytować rzetelność raportu, jest kontynuowana. Generał Andrzej Leńczuk, wiceszef SW, dodał w Senacie kolejne argumenty, które mają osłabić oskarżenia wobec funkcjonariuszy. Według niego domniemana ofiara tortur jest mało wiarygodna. Z jednej strony generał wskazywał, że to osoba skłonna do manipulacji, z drugiej, że sprawiała duże kłopoty. Więzień ten miał nawoływać do buntu innych osadzonych przeciwko ograniczeniu prawa do korzystania z telefonów, a także odgrażać się funkcjonariuszom, że jak spotka ich na wolności, to się odegra, czy że „tak ich ustawi, że będą chodzili jak szwajcarski zegarek”.
Jeśli to, co mówi gen. Leńczuk, jest prawdą, a przecież argument prawdomówności funkcjonariuszy jest decydujący, to nie zdziwiłbym się, gdyby owi funkcjonariusze chcieli pokazać kłopotliwemu osadzonemu, kto tu rządzi, i go odpowiednio „ustawić”.
Nie sądzę, żeby państwo polskie zatrudniało w więzieniu sadystów chodzących po celach i wyciągających za uszy spokojnie sobie siedzących więźniów, których następnie katują, wybierając do tego miejsca poza zasięgiem kamer. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że źle opłacany, sfrustrowany funkcjonariusz, który nie radzi sobie z trudnym osadzonym, użyje najprostszego środka w postaci przemocy. I to takiej, która nie ma nic wspólnego z granicami określonymi w zasadach używania dopuszczalnych środków przymusu bezpośredniego. Więc jeśli ów więzień sprawiał kłopoty i obrażał tych, którzy w zakładzie powinni być górą, to jest tym bardziej prawdopodobne, że to, o czym czytamy w raporcie KMPT, naprawdę się zdarzyło.

Najlepszy ZK świata?

W tej sytuacji jakoś niespecjalnie uspokajają mnie zapewnienia, że osoby, które przebywały w pomieszczeniu w czasie, w którym miały być stosowane tortury, twierdzą, że ich nie stosowały ani nie widziały, by były stosowane. Tak samo nie przekonują mnie argumenty Mirosława Przybylskiego, dyrektora departamentu wykonywania orzeczeń i probacji w Ministerstwie Sprawiedliwości, który przywołuje raport (czy raczej laurkę) z wizytacji przeprowadzonej przez Sąd Penitencjarny w 2021 r. Wynika z niego, że jest tak dobrze, że lepiej być nie może, skoro nie sformułowano nawet żadnych zaleceń pokontrolnych. Niełatwo uwierzyć w istnienie więzienia, w którym nie ma nic do poprawienia. W dodatku z dochodzących do nas sygnałów wynika, że tortury stosowano tam już w 2017 r. A co robi ministerstwo? Zleca ponowną lustrację Zakładu Karnego w Barczewie… temu samemu sądowi. Już widzę, z jakim zapałem będzie się on doszukiwał nieprawidłowości, które podważą jego wcześniejsze ustalenia.
Nie możemy niczego przesądzać, bo od tego jest sąd, a wcześniej śledczy. Pozostaje więc mieć nadzieję, że podlegająca Zbigniewowi Ziobrze prokuratura z należytą starannością zbada, czy podlegająca Zbigniewowi Ziobrze Służba Więzienna złamała (a może łamała) prawo.