Z raportu rzecznika praw obywatelskich – pisaliśmy o nim wczoraj – wynika, że w Barczewie miało dochodzić do bicia, poniżania, podduszania, a nawet podtapiania więźniów. Tortury stosowano w pomieszczeniach bez monitoringu. Przedstawiciele MS i Centralnego Zarządu Służby Więziennej z jednej strony zapewniają, że „podchodzą z należytą powagą do każdego sygnału o możliwych nieprawidłowościach”, a z drugiej – podważają rzetelność opracowania.

W opinii MS i CZSW istnieje możliwość „wystąpienia wady raportu polegającej na braku obiektywizmu autora opracowania, który wstąpił w spór z dyrekcją kontrolowanego zakładu karnego”.

MS wskazuje, że podczas wizytacji w Barczewie miało dojść „do incydentu związanego z niewłaściwym zachowaniem” kontrolera z Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur (KMPT – organ w imieniu RPO wizytujący miejsca przebywania osób pozbawionych wolności). Incydent zakończył się doniesieniem do prokuratury. Rzeczywiście zawiadomienie zostało złożone, jednak Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ odmówiła wszczęcia postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Dyrektor zakładu karnego wniósł zażalenie od tego postanowienia.

Co się wydarzyło podczas wizytacji? Według naszych informacji z dwóch niezależnych źródeł kontroler KMPT stał się ofiarą złośliwego działania więzienników. Nie pozwolono mu wyjść z zamkniętego pomieszczenia do toalety. – To, co robi Ministerstwo Sprawiedliwości, to niegodna parszywa manipulacja. To nie wizytator zachował się nieprawidłowo, lecz jego zgnojono za to, że prowadził efektywną kontrolę.

W jej trakcie powziął informacje o stosowanych tam torturach. To żałosna próba wybielenia się poprzez zdyskredytowanie osoby ujawniającej naruszenia – słyszymy od osoby znającej kulisy sprawy. – Nie ma takiego kłamstwa, manipulacji czy wykręcania kota ogonem, którego bym nie zaznała ze strony krytykowanego ogniwa administracji, w szczególności w latach 1988–1992, gdy byłam rzecznikiem praw obywatelskich.

W związku z tym reakcja Ministerstwa Sprawiedliwości na raport KMPT absolutnie mnie nie dziwi – komentuje prof. Ewa Łętowska, sędzia TK w stanie w spoczynku i pierwszy polski RPO. – Doskonale znam te taktyki, strategie i różnego rodzaju wykrętne działania. Im poważniejsze zarzucane naruszenie, tym chętniej krytykowani sięgają po kamuflaże i wymówki. A ponieważ mamy nienajlepszą atmosferę w społeczeństwie na skutek tolerowanego zarządzania strachem czy szczuciem ludzi na siebie, to tego rodzaju postawy znajdują właściwą pożywkę– dodaje.

Poprosiliśmy o komentarz odpowiadającego za więziennictwo w Ministerstwie Sprawiedliwości podsekretarza Michała Wosia, a także skierowaliśmy pytania do MS oraz Służby Więziennej.

Odpowiedzi uzyskaliśmy dopiero po godz. 22, a więc po zamknięciu wczorajszego wydania DGP. MS informuje, że niezwłocznie po otrzymaniu raportu KMPT z wizytacji ZK w Barczewie dyrektor generalny Służby Więziennej zlecił przeprowadzenie w tej jednostce kontroli.

Ministerstwo Sprawiedliwości i Centralny Zarząd Służby Więziennej podchodzą z należytą powagą do każdego sygnału o możliwych nieprawidłowościach w jednostkach penitencjarnych. To kwestia zapewnienia bezpieczeństwa osadzonych i funkcjonariuszy Służby Więziennej, dlatego mimo częstej wśród osadzonych praktyki zgłaszania nieprawdziwych zdarzeń, każda taka sprawa jest wyjaśniana – zapewnia MS. Jednocześnie przedstawiciele resortu podkreślają, że ZK w Barczewie podlega regularnym kontrolom sądu penitencjarnego i nie zostały stwierdzone nieprawidłowości w działaniach funkcjonariuszy SW czy wychowawców ani naruszenia praw osadzonych.

Próba dyskredytacji wizytatora

Jednocześnie jednak przedstawiciele resortu podważają rzetelność opracowania. Dlaczego?

– Z dotychczasowych ustaleń wynika, że podczas wizytacji w Barczewie doszło do incydentu związanego z niewłaściwym zachowaniem kontrolera z KMPT. W związku ze zniszczeniem mienia dyrektor zakładu karnego zapowiedział kontrolerowi złożenie przeciwko niemu doniesienia do prokuratury – informują przedstawiciele MS. W opinii zarówno resortu, jak i CZSW „okoliczności incydentu wskazują na możliwość wystąpienia wady raportu polegającej na braku obiektywizmu autora opracowania, który wstąpił w spór z dyrekcją kontrolowanego zakładu karnego”.

Rzeczywiście Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ nadzorowała postępowanie sprawdzające z zawiadomienia dyrektora ZK Barczewo o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zniszczenia mienia.

– Do zdarzenia miało dojść 19 października 2022 r., a to zniszczenie mienia polegać miało na oddaniu moczu w pomieszczeniu do tego nieprzeznaczonym. Prokurator po wykonaniu czynności sprawdzających postanowił odmówić wszczęcia postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego – informuje Daniel Brodowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Ta decyzja nie spotkała się z aprobatą dyrektora ZK i złożył na nią zażalenie. Prokurator, nie przychylając się do tego zażalenia, miał je skierować do rozpoznania przez Sąd Rejonowy w Olsztynie, ale według naszych ustaleń na razie żadne zażalenie jeszcze do sądu nie wpłynęło.

Przedstawiciele Biura Rzecznika Praw Obywatelskich nie odpowiedzieli wczoraj na insynuacje MS, zapowiadając, że szersze wyjaśnienia przekaże prof. Marcin Wiącek na dzisiejszej konferencji prasowej.

Szykany kontrolerów

Tymczasem wiele wskazuje na to, że zarzuty względem kontrolera są nieprawdziwe i można go wręcz uznać za kolejną ofiarę działania Służby Więziennej.

– To, co robi MS, to niegodna, parszywa manipulacja. To nie wizytator zachował się nieprawidłowo, lecz jego zmieszano z błotem za to, że prowadził efektywną kontrolę. Złośliwie uniemożliwiono mu wyjście w sytuacji kryzysowej – słyszymy od jednego z adwokatów znających kulisy sprawy. Kontroler znajdował się w zamkniętym pomieszczeniu, z którego nie mógł wyjść do toalety. Jak słyszymy, cała sytuacja miała miejsce już po powzięciu informacji o stosowanych w zakładzie karnych torturach. Wersję tę potwierdziliśmy w dwóch niezależnych źródłach.

- W tej sytuacji, wątpliwości co do zachowania kontrolera mają trzeciorzędne znaczenie. W pierwszej kolejności wyjaśnieniu powinny podlegać te zdarzenia, o których on pisze w swoim raporcie. To zawiadomienie złożone do prokuratury nie dyskwalifikuje tego raportu samo przez się.– mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski.

– Oczywiście trzeba mieć dystans do tego co mówią więźniowie. Ale na miejscu Ministra Sprawiedliwości na wieść o takich zarzutach posłałbym niezależną kontrolę, która dogłębnie zbadałaby sprawę. Nie można tego bagatelizować i podważać wiarygodności raportu, bo jeden z wizytatorów rzekomo niewłaściwie się zachował – dodaje były Minister Sprawiedliwości.

Przypomnijmy. Z raportu wynika, że osadzeni byli wyciągani z cel, doprowadzani do pomieszczeń niemonitorowanych, gdzie następnie ich bito, obrażano, zastraszano, podduszano, a nawet podtapiano. W niektórych przypadkach funkcjonariusze zakładali więźniom na głowę czarny worek lub mokry ręcznik. W jednym z przypadków u bitej osoby miało dojść do zatrzymania akcji serca (nie wezwano pogotowia, funkcjonariusze samodzielnie reanimowali osadzonego). W innym tortury miały się odbywać w obecności ratownika medycznego.

– Gdyby opisane w raporcie przypadki miały miejsce, to mielibyśmy do czynienia z czymś nadzwyczajnym. Pomijając oczywiście tajne więzienia CIA, to do tej pory mieliśmy do czynienia z jednostkowymi sytuacjami użycia siły, czasem paralizatora. Natomiast były to zdarzenia incydentalne, niemające charakteru systemowego – mówi prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN. – Jeżeli ta historia jest prawdziwa, to mówimy nie tylko o przemocy kwalifikującej się jako tortury, ale czymś, co ma charakter systematyczny, powtarzalny, umyślny i celowy, co oznaczałoby konieczność pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności karnej – dodaje ekspert, który jednocześnie zastrzega, że kluczowe jest potwierdzenie faktów.

– Trzeba jednak pamiętać, że w dużej mierze informacje o stosowaniu tortur są oparte na relacjach więźniów, a do tych należy podchodzić z daleko idącą ostrożnością. Natomiast zarzuty są bardzo, bardzo poważne i z tego powodu aż trudno jest mi sobie wyobrazić, że mogłyby się potwierdzić – dodaje prof. Kamiński. Jego zdaniem na takim etapie jest za wcześnie, aby podejmować środki o charakterze zapobiegawczym, takie jak np. zawieszenie w czynnościach służbowych funkcjonariuszy SW