Prawie dwa tygodnie temu resort rozwoju ogłosił, że będzie reformować użytkowanie wieczyste. Zrobił to oczywiście w modnym w ostatnich czasach stylu, czyli podczas konferencji prasowej.
Prawie dwa tygodnie temu resort rozwoju ogłosił, że będzie reformować użytkowanie wieczyste. Zrobił to oczywiście w modnym w ostatnich czasach stylu, czyli podczas konferencji prasowej.
Trzeba przyznać, że zmiany rzeczywiście mają być dość ważne: projekt nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami zakłada, że docelowo użytkowanie wieczyste ma zostać zlikwidowane, a grunty – wykupione przez przedsiębiorców i inwestorów na konkretnych zasadach odpłatności ustalonych w ustawie. Zgodnie z założeniami nowelizacja ma wejść w życie już w przyszłym roku. W trakcie konferencji wielokrotnie podkreślano, że nowe przepisy to sukces resortu – minister Waldemar Buda stwierdził, że „zagwarantowanie stabilnego prawa do gruntu przełoży się na wzrost potencjału gospodarczego kraju”.
I choć do zwyczaju ogłaszania wszystkiego na konferencjach (podczas których niejednokrotnie odbiega się od kwestii merytorycznych) chyba wszyscy zdążyli trochę przywyknąć, to muszę przyznać, że tym razem resortowi rozwoju udało się mnie czymś zaskoczyć. Bo reforma, którą szumnie ogłoszono, to tak naprawdę projekt nowelizacji procedowany – uwaga – od września 2021 r. Przeszedł w tym czasie opiniowanie i konsultacje międzyresortowe, wpłynęły też stanowiska organizacji przedsiębiorców, ale od lutego na stronach Rządowego Centrum Legislacji nie ma śladu, by cokolwiek się działo z projektem. Aż nagle w listopadzie Ministerstwo Rozwoju wkroczyło i ogłosiło stary projekt jako kolejny nowy sukces. Aż nie chciało mi się w to wierzyć, dlatego zapytałam u źródła, czy to coś nowego, czy znana od dawna propozycja. I faktycznie, ministerstwo potwierdziło, że podczas konferencji chodziło o tę samą nowelizację, która ma zostać poszerzona o kilka nowych kwestii.
Przeżyłam w tym momencie déjà vu, bo bardzo podobna sytuacja przydarzyła mi się kiedyś w resorcie sprawiedliwości. Dość dobrze zapamiętałam konferencję, która została zorganizowana w sierpniu 2020 r. Chodziło wówczas o zaostrzenie kar w kodeksie karnym, zwłaszcza za przestępstwa na tle seksualnym. Projekt miał być procedowany w przyspieszonym trybie, jednak po konferencji słuch po nim zaginął. I nagle, pod koniec maja 2021 r., ministerstwo znów zorganizowało briefing prasowy, którego tematem było… tak, tak, zaostrzenie kar za przestępstwa na tle seksualnym i czyny pedofilskie. Oczywiście znów przedstawione jako wielkie halo i stworzenie skutecznego systemu ochrony ofiar. Nie była to zresztą ostatnia konferencja na temat tej samej reformy kodeksu karnego.
Gdyby nie fakt, że niektórymi rzeczami zajmuję się na co dzień, a do tego mam całkiem niezłą pamięć, pewnie nie zauważyłabym nawet, że niektóre zapowiedzi reform podlegają klonowaniu. Zresztą w obliczu liczby kolejnych nowelizacji ustaw rzeczywiście można się pogubić. Widać to niestety w większości publikowanych relacji z resortowych konferencji, w których po prostu są przytaczane słowa ministrów. Ale irytuje mnie, że ministerstwa traktują ludzi, jakby wszyscy cierpieli na amnezję. Tym bardziej że często chodzi o dość ważne projekty, które miesiącami (czy wręcz latami) leżą później w resortowych zamrażarkach. Czy naprawdę byłoby tak dużą ujmą na honorze, by wskazać, że chodzi o coś, nad czym pracuje się już od jakiegoś czasu? Tyle że wtedy na konferencji nie można byłoby odtrąbić po raz kolejny tego samego „sukcesu”. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama