Czy pełnomocnik musi mieć konto w portalu do odbioru pism sądowych? I czy żeby udowodnić, że nie, musi robić z siebie idiotę? I czy naprawdę musi w tym wszystkim uczestniczyć rzecznik praw obywatelskich, ośmieszając niejako problem, który chce naświetlić i który być może trzeba by rozwiązać?

W poniedziałek na stronie RPO ukazał się komunikat o przyłączeniu się rzecznika do postępowania kasacyjnego, które jest na etapie badania braków formalnych. W sprawie nie jest istotna kwestia merytoryczna, ale wynik tego postępowania wpadkowego – postanowienie, które bądź co bądź wyda Sąd Najwyższy, ma zasadnicze znaczenie dla kwestii doręczania pism sądowych pełnomocnikom za pośrednictwem portalu informacyjnego sądu.
Na czym polega problem? Otóż w czasie pandemii do specustawy covidowej wprowadzono art. 15zzs9, który stanowi, że profesjonalnym pełnomocnikom (adwokatom, radcom itd.) pisma doręcza się elektronicznie za pośrednictwem portalu informacyjnego sądu. Rzecznik praw obywatelskich już na etapie prac legislacyjnych wskazywał, że skoro ustawodawca chce wprowadzić takie rozwiązanie, to jednocześnie powinien ustanowić obowiązek dla każdego profesjonalnego pełnomocnika posiadania konta na tymże portalu. Autorzy pomysłu z Ministerstwa Sprawiedliwości uznali, że to zbędne, bo skoro przepis zakłada elektroniczne doręczanie pism za pośrednictwem portalu, a także skuteczność ich doręczenia po upływie 14 dni od zamieszczenia we wskazanym miejscu, to implikuje to konieczność założenia konta.
Takie tłumaczenie nie przekonuje RPO. Rzecznik wskazuje, że zgodnie z art. 31 ust. 2 zdanie 2 konstytucji nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje, co oznacza, że obowiązki nakładane na jednostkę muszą wynikać z wyraźnego przepisu prawnego.
Nie jest moją intencją rozstrzyganie tego sporu. Dla mnie tłumaczenie MS jest logiczne, ale też argument konstytucyjny jest niebagatelny, dlatego niczego ustawodawcy by nie ubyło, gdyby postąpił zgodnie ze wskazówkami RPO. Problem więc jest i aby go rozwiązać, RPO postanowił skorzystać z pierwszej możliwej okazji.
Ta nadarzyła się, gdy do rzecznika wpłynął wniosek radcy prawego (powoda) o przystąpienie do postępowania kasacyjnego przed SN z uwagi na ryzyko odrzucenia skargi kasacyjnej z powodu nieuzupełnienia braków formalnych w wyznaczonym terminie.
Cytując za stroną RPO: „Jak wynika z wyjaśnień powoda, wezwanie do uzupełnienia braków formalnych zostało doręczone przez Sąd Apelacyjny za pośrednictwem portalu informacyjnego sądów powszechnych – bezpośrednio na konto powoda, mimo że był on w tej sprawie reprezentowany przez radcę prawnego, który z kolei nie miał konta w tym portalu. Radca ten pracuje w kancelarii prowadzonej przez powoda. Powód złożył we własnym imieniu wniosek Sądowi Apelacyjnemu o doręczenie wezwania o uzupełnienie braków formalnych pocztą pod adres kancelarii, w której pracuje reprezentujący go radca”.
Jak wskazuje RPO, doręczenie wezwania o uzupełnienie braków formalnych bezpośrednio na konto powoda w portalu informacyjnym z pominięciem pełnomocnika było niezgodne z art. 133 par. 3 k.p.c. Przepis ten stanowi, że nie należy doręczać pism sądowych bezpośrednio stronie, jeśli ma ona ustanowionego pełnomocnika procesowego.
„Nie ma przy tym znaczenia, że powód i pełnomocnik pracują w tej samej kancelarii. Z procesowego punktu widzenia są to dwa odrębne podmioty połączone stosunkiem pełnomocnictwa” – czytamy na stronie RPO.
RPO pisze też, że zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nadmierny formalizm wynikający z przyjętej przez sąd krajowy szczególnie rygorystycznej wykładni prawa procesowego, wykluczający merytoryczne rozpoznanie sprawy, może stanowić naruszenie prawa dostępu do sądu.
Nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć postępowania kogoś, kto dostał pismo elektronicznie szybciej i taniej, ale będzie się upierał, że on woli wolniej i drożej
Dobrze, tylko czy można walczyć z nadmiernym formalizmem, samemu posługując się jeszcze większym formalizmem? Przyjrzyjmy się na spokojnie zachowaniu walczących o prawo do sądu prawników. Sąd chce wysłać pismo, by powiadomić stronę o konieczności uzupełnienia braków formalnych (pomijam już to, że w większości przypadków, w których strona ma ustanowionego profesjonalnego pełnomocnika, podejrzewam, że owe braki nie wystąpiły przypadkiem). Pełnomocnik nie ma konta w portalu, ale skoro powodem jest profesjonalny radca prawny, który konto ma, to wezwanie zostaje wysłane do tego drugiego.
Owszem, z formalnego punktu widzenia sąd popełnił błąd. Jeśli strona ma pełnomocnika, a ten nie ma konta w portalu, to sąd powinien przesłać mu pismo tradycyjną pocztą. Ale koniec końców procedura służy zabezpieczeniu praw strony, w tym przypadku zapewnieniu jej możliwości zapoznania się z pismem, które do niej kieruje sąd. To, czy owo pismo przyjdzie e-mailem, zostanie przyniesione przez listonosza czy gołębia, ma drugorzędne znaczenie.
I co mówi radca prawny walczący o prawo do sądu? Nie chcę tego elektronicznego pisma, nie przekażę mojemu pełnomocnikowi siedzącemu być może dwa biurka dalej. Żądam, by sąd je wydrukował, zakopertował, nadał, a mój pełnomocnik odbierze je sobie na poczcie. Może z punktu widzenia tego radcy prawnego takie zachowanie jest bardziej opłacalne? Może zwykle czas, jaki spędzają w kolejkach do okienka, lustrując przy tym okładki książek z przepisami siostry Anastazji, doliczają sobie później do czasu pracy nad konkretną sprawą? Nie wiem, bo nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć postępowania kogoś, kto dostał pismo elektronicznie szybciej i taniej, ale będzie się upierał, że on woli wolniej i drożej, ale za to zgodnie z procedurami. Przy odrobinie dobrej woli można założyć, że zachowanie prawników było podyktowane tylko chęcią przetestowania systemu, by zmusić sąd do powiedzenia, że nie można wymagać od pełnomocnika posiadania konta, skoro żaden przepis tego nie nakazuje. Ale przecież tenże radca bez konta w portalu na pewno ma też innych klientów, którzy sami nie są profesjonalnymi pełnomocnikami. Dlaczego więc nie wykorzystał takiej sprawy?
Procedura nie jest celem samym w sobie. Jak można narzekać na formalizm sądów, skoro pełnomocnicy wymagają przestrzegania tego formalizmu w sposób zwielokrotniony do kwadratu? Należy więc postawić pytanie, czy prawo do sądu należy się komuś, kto świadomie sam sobie to prawo ogranicza? Bo przecież sama idea portalu i wysyłania pism elektronicznie polega na wzmocnieniu tego prawa.
Poza tym pragnę przypomnieć powszechne oburzenie, także w środowisku pełnomocników, na pewną uchwałę Sądu Najwyższego. Uznano w niej, że zażalenie na postanowienie jest niedopuszczalne, jeśli strona nie złożyła wcześniej wniosku o doręczenie jego uzasadnienia, mimo iż sąd przez pomyłkę doręczył je bez wniosku strony. Skoro żądanie, by strona składała wniosek o doręczenie pisma, które już ma (i jeszcze płaciła za to 100 zł opłaty), jest idiotyczne, to tak samo idiotyczne jest żądanie powoda, by sąd doręczył jeszcze raz pełnomocnikowi pismo, które powód już ma. A może jak za durną czynność ma płacić strona, to jest skandal, ale jak za równie niepotrzebną ma płacić państwo, to już jest OK?
Wracając do sprawy, rzecz nie w tym, że RPO nie ma racji, lecz niestety do jej udowodnienia wybrał fatalny przykład. Zapewne wciąż są jacyś pełnomocnicy, zwłaszcza wśród prawników starej daty, którzy nie założyli konta w portalu, w rezultacie czego ich klienci zostali w rzeczywistości, a nie tylko formalnie, pozbawieni prawa do sądu. I to na takim przypadku należało wykazywać braki obecnego uregulowania. ©℗