Zarówno ustawodawca, jak i sądy uznają podwykonawcę za najsłabszą stronę w łańcuchy inwestycyjnym. Dlatego zarówno przepisy cywilne, jak i te dotyczące zamówień publicznych przewidują solidarną odpowiedzialność zamawiającego względem podwykonawców. Konieczne jest wówczas jednak spełnienie określonych warunków (przede wszystkich dotyczących akceptacji umowy podwykonawczej). Dlatego też podwykonawcy przy robotach dodatkowych próbują czasem sięgnąć po przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu. Konstrukcja jest prosta – skoro zamawiający korzysta z prac podwykonawcy, a ten nie dostał za nie wynagrodzenia od generalnego wykonawcy, to może się go domagać bezpośrednio od inwestora.
– Dochodzenie przez podwykonawcę od inwestora zapłaty za roboty pozaumowne w reżimie bezpodstawnego wzbogacenia nie jest pomysłem nowym. Sądy podchodzą do tej koncepcji dość sceptycznie – komentuje Łukasz Mróz z kancelarii Mróz Radcy Prawni. Jak jednak dodaje, w ostatnich latach Sąd Najwyższy delikatnie uchylił drzwi takim roszczeniom, wskazując chociażby na konieczność badania, czy roboty wskazywane przez podwykonawcę jako dodatkowe pokrywają się zakresem z tym, co inwestor kupił w umowie z generalnym wykonawcą, czy też na weryfikowanie, czy za dane prace inwestor zapłacił odpowiednią część wynagrodzenia wykonawcy.