Mimo kryzysu konstytucyjnego starzy sędziowie Sądu Najwyższego odmówili odpowiedzi na pytanie o konstytucyjność przepisów, które na czas pandemii zerwały z zasadą kolegialności składów.

Chodzi o pytanie prawne, jakie SN zadał Sąd Okręgowy w Katowicach i o którym DGP napisał jako pierwszy. Jego autorem jest znany sędzia i zarazem prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Jak tłumaczył na naszych łamach, zrobił to, mimo że miał pełną świadomość, że poruszone przez niego zagadnienia mogą uzasadniać skierowanie pytania do Trybunału Konstytucyjnego.
- Wybrałem taką ścieżkę, a to ze względu na trwający w naszym kraju kryzys konstytucyjny oraz realną możliwość daleko idących wadliwości postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym - mówił DGP sędzia Krystian Markiewicz.
Dziś nie kryje rozczarowania decyzją SN, zwłaszcza że w składzie orzekającym zasiadali tylko i wyłącznie tzw. starzy sędziowie SN.
- Sędziowie z Izby Cywilnej SN po prostu wywiesili w ten sposób białą flagę. I, co tym bardziej rozczarowujące, zrobili to nie pierwszy raz - komentuje Krystian Markiewicz.

Wątpliwości sądu

O co konkretnie chodziło? SO w Katowicach zapytał SN o konstytucyjność rozwiązań skutkujących m.in. tym, że w okresie pandemii, a także rok po jej ustaniu, niemal wszystkie sprawy cywilne w sądach powszechnych są rozpoznawane w składzie jednego sędziego. Problem pojawił się podczas rozpatrywania apelacji.
Na początku sprawa toczyła się przed składem trzech sędziów zawodowych. W międzyczasie jednak weszła w życie nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego (Dz.U. z 2021 r. poz. 1090), skutkiem czego doszło do zmiany i sprawa miała być dalej prowadzona już w składzie jednoosobowym.
Katowicki sąd powziął jednak wątpliwości, czy w takiej sytuacji nie powinien jednak pominąć kontrowersyjnych przepisów. Odroczył więc rozpoznanie zawisłej przed nim sprawy i przedstawił zagadnienie prawne SN.
SO uważa, że przyjęte pod pretekstem COVID-19 przepisy rządzące obecnie procesem kształtowania składów orzekających są sprzeczne z szeregiem zasad procesowych, a także z art. 45 ust. 1 konstytucji, który mówi o prawie do sądu.
- Nie ulega wątpliwości, że przez ustawę zmieniającą dochodzi do ingerencji władzy politycznej w zasadę ciągłości i niezmienności składu sądu rozpoznającego sprawę - twierdzi Krystian Markiewicz.
A to z kolei prowadzi do obniżenia standardu ochrony prawnej ustalonego m.in. w Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz karcie praw podstawowych.
- Powszechnie przyjmuje się, że skład kolegialny sądu zapewnia wyższy standard orzeczniczy, a tym samym realizuje na wyższym poziomie zapewnienie stronom prawa do sądu - tłumaczy Markiewicz. Jak dodaje, skład orzekający jednoosobowo jest bardziej narażony na ewentualne naciski oraz inne próby bezprawnego wywierania wpływu na treść rozstrzygnięcia.
Katowicki sąd pytał SN także o rolę prezesów sądów przy ustalaniu składów orzekających. Zakwestionowana regulacja daje im bowiem możliwość zarządzenia procedowania w składzie trzech sędziów w sytuacji, gdy uzna on to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość lub precedensowy charakter sprawy. A to oznacza, że zachowanie standardu rozpoznawania spraw w składach kolegialnych jest uzależnione od arbitralnej decyzji prezesa sądu, a więc czynnika administracyjnego powoływanego przez ministra sprawiedliwości.

SN to nie trybunał

SN jednak nie znalazł podstaw do podjęcia uchwały. Jak zauważył, sugerowana przez SO w Katowicach wykładnia kwestionowanego przepisu zmierzałaby tak naprawdę ku jego faktycznej derogacji (przynajmniej w istotnej części). „Jednakże przedstawione przez Sąd odwoławczy argumenty nie dostarczają wystarczającego uzasadnienia dla tego rodzaju rozstrzygnięcia, którego konsekwencje - także z punktu widzenia postępowań już prawomocnie zakończonych - mogłyby być bardzo daleko idące” - wskazano w uzasadnieniu postanowienia o odmowie podjęcia uchwały.
SN odniósł się również do twierdzeń SO w Katowicach dotyczących trwającego w naszym kraju od wielu już lat kryzysu konstytucyjnego. Jednak jego zdaniem argument ten, w połączeniu z zastrzeżeniami dotyczącymi zgodności zakwestionowanego przepisu z art. 45 ust. 1 konstytucji oraz zagrożeniem wadliwością postępowania przed TK, nie uzasadniają podjęcia uchwały przez SN. Sąd przyznał co prawda, że wspominany kryzys może być dodatkowym argumentem na rzecz rozproszonej kontroli sądowej konstytucyjności, której skutkiem może być odmowa zastosowania niekonstytucyjnej normy w konkretnej sprawie. Jednocześnie jednak doszedł do wniosku, że argument ten „nie przemawia wystarczająco - co do zasady - za przejęciem przez Sąd Najwyższy funkcji Trybunału Konstytucyjnego, choćby tylko przez rozstrzyganie zagadnień prawnych, których istota sprowadza się do oceny zgodności takiej normy z Konstytucją”.
Zdaniem dr hab. Jacka Zaleśnego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, SN nie mógł postąpić inaczej.
- Nie jest tak, że dany stan faktyczny, w tym przypadku trwający w Polsce kryzys konstytucyjny, upoważnia jakiś organ do przydania sobie kompetencji, które mu nie przysługują. Takie postępowanie naruszałoby wprost przepisy konstytucji, która rozdziela kompetencje między TK i SN i stanowi, że SN sprawuje nadzór judykacyjny nad działalnością sądów. A w ramach tego nadzoru nie mieści się orzekanie na okoliczność zgodności z konstytucją - tłumaczy ekspert.
Jego zdaniem cała ta sytuacja pokazuje, że sąd, który zadał pytanie, po prostu nie radzi sobie ze stosowaniem konstytucji.
- Artykuł 8 ustawy zasadniczej stanowi, że jej przepisy stosuje się bezpośrednio. I sąd, który uważa, że jakieś rozwiązania ustawowe są niezgodne z konstytucją, jest kompetentny po prostu je pominąć. I nie musi nikogo prosić o pozwolenie - uważa dr hab. Zaleśny. Jak zaznacza, brak zaufania do TK nie powinien mieć wpływu na bieg danej sprawy, bo ta, bez nieuzasadnionej zwłoki, ma być rzetelnie rozstrzygnięta.
- Sądy mają w ręku odpowiednie instrumentarium, czyli wspomniany art. 8 konstytucji, aby sobie z tym problemem poradzić samodzielnie. Niestety koncepcja bezpośredniego stosowania konstytucji nie przyjęła się w polskich sądach, co dzieje się ze szkodą dla stron i co jest spadkiem po poprzednim ustroju, w którym sędziowie podlegali ustawom - kwituje warszawski konstytucjonalista.
Krystian Markiewicz zapewnia jednak, że brał pod uwagę skorzystanie z art. 8 konstytucji i samodzielne na jego podstawie rozstrzygnięcie problemu.
- Wyszedłem jednak z założenia, że SN będzie w stanie wziąć na siebie ciężar odpowiedzi na pytanie, które dotyczy przecież setek tysięcy spraw. Chodziło o to, aby SN dał odpór temu, co władza polityczna pod płaszczykiem walki z pandemią robi z prawem do sądu - argumentuje katowicki sędzia. Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłaby odpowiedź udzielona przez SN, gdyż oddziaływałaby ona na wszystkie sądy, które znalazłyby się w podobnej sytuacji.
- Wszyscy wiemy, jakim organem jest obecnie TK. A gdyby ktoś miał wątpliwości co do tego, czy jest on w stanie pełnić powierzoną mu funkcję stania na straży konstytucji, zawsze może sięgnąć do orzecznictwa międzynarodowych trybunałów, a także do zarzutów, jakie wobec tego organu sformułowała ostatnio Komisja Europejska - konkluduje sędzia Markiewicz. ©℗
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe