W mojej mowie przed SN mówiłem wprost, że 13 lipca 2017 r. nie nastąpiła zbiorowa amnezja u ludzi, którzy mieli wiedzę dotyczącą przestępstwa pedofilii. Nie nastąpiła w tym dniu żadna gruba kreska, która wymazała im tę wiedzę z głów. Po pierwsze, procesy psychospołeczne tak nie działają, a po drugie jest to niezgodne z literalną analizą tego przepisu, którą SN podzielił. Zwracaliśmy jako komisja uwagę, że
przepis art. 240 k.k. posługuje się sformułowaniem „kto, mając wiarygodną wiadomość” (…) nie zawiadamia (…)”. To jest pewnego rodzaju trwałość stanu – mam wiedzę, ale nie zawiadamiam.
Istotą tej uchwały jest coś, co nazywam terapeutycznym działaniem prawa. Polega ono na tym, że osoby skrzywdzone, które przez szereg lat słyszały, że nieinformowanie organów ścigania o ich krzywdzie nie było żadnym problemem, nareszcie usłyszały ze strony Sądu Najwyższego jasny przekaz – to było złe, to było niedobre. To było utrwalanie osoby, która jest sprawcą, w demoralizacyjnej postawie „mnie się upiekło”. Więcej, to było sprzeczne z ratio legis nowelizacji art. 240 k.k., która, jak zaznaczył SN, odnosiła się do zagwarantowanych konstytucyjnie praw dziecka. Jeżeli my chowamy pewne zachowania z przeszłości tylko dlatego, że był społeczny obowiązek denuncjacji, a nie
prawny, to ma to charakter demoralizacyjny.
Jeśli społeczny obowiązek zawiadomienia o przestępstwie dotyczy każdego obywatela, to od kogo, jak nie od hierarchów kościelnych trzeba wymagać jego wypełnienia? Nie rozumiem, dlaczego w takim razie go nie wypełniali.
Ja też tego nie rozumiem. Mówiąc pół żartem, pół serio, może dlatego, że jestem mężem, a nie biskupem. Oczywiście teraz ktoś powie, że czepiamy się Kościoła katolickiego, ale tak nie jest. Czepiamy się zachowań urzędników, którzy pracują w kuriach i są biskupami, a więc są osobami, które zarządzają owymi kuriami i diecezjami, i personalnie księżmi, którzy im podlegają. Czepiamy się tego, że ktoś, będąc osobą duchowną nadzorującą pracę innej osoby duchownej, wiedząc o tym, że ta popełniła przestępstwo, nie tylko nie zawiadomił organów ścigania, lecz także przeniósł ją na drugi koniec diecezji. Tego się czepiamy, a nie tego, że ktoś źle mszę odprawia i jest złym namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Czepiamy się tego, że ktoś zarządza personelem w taki sposób, że doprowadza do tego, że po przeniesieniu księdza kolejne dzieci są krzywdzone. I mamy prawo się tego czepiać, bo osoby duchowne wykonują zawód zaufania publicznego.
Uchwała zapadła w odpowiedzi na zagadnienie prawne, które wyłoniło się w sprawie dotyczącej zmarłego już biskupa Edwarda Janiaka, wobec którego prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania karnego z art. 240 k.k.
Poprzedni biskup kaliski nie zawiadomił organów ścigania o przemocy seksualnej, której miał się dopuszczać się ksiądz H., który przyznał się przecież do tego procederu. Czekamy na pisemne uzasadnienie uchwały, ale my, jako państwowa komisja, przystąpiliśmy do analizy wszystkich spraw, które dotyczą hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce, którzy zostali oskarżeni o niezawiadomienie organów ścigania. Analizujemy też podstawy niepodjęcia sprawy przez prokuraturę.
Ile jest takich spraw, w których prokuratura odmawiała wszczęcia postępowania?
Łącznie pani poseł Joanna Scheuring-Wielgus i pani radna Agata Diduszko-Zyglewska skierowały ponad 40 spraw dotyczących hierarchów. W dwóch sprawach komisja wystąpiła jako wnioskodawca.
Z raportu komisji wynika, że około jednej trzeciej spraw pedofilskich dotyczy czynów popełnionych w kręgu bliższej lub dalszej rodziny. Czy obowiązek prawny zawiadomienia dotyczy również najbliższych, skoro kodeks postępowania karnego mówi o tym, że świadek może odmówić składania zeznań w sytuacji, kiedy miałoby to narazić na odpowiedzialność karną jego lub jego najbliższych?
Artykuł 240 k.k. używa bardzo ważnego sformułowania – kto, mając wiarygodną wiadomość o przygotowaniu, usiłowaniu lub dokonaniu przestępstwa (…). Mówimy o pewnych faktach, które mają walor wiarygodności.
Zeznawanie jest sytuacją post factum, a denuncjacja, w warunkach art. 200 k.k., czyli obcowania płciowego z osobą poniżej lat 15, jest naszym obowiązkiem, kiedy mamy taką wiarygodną informację. Przykładowo, kiedy wiem, że mój wujek krzywdził seksualnie mojego kuzyna, bo ten kuzyn mi o tym powiedział, to ja mam obowiązek powiadomić organy ścigania. Każdy z nas ma taki obowiązek. Każdy.
Są oczywiście potworne dylematy rozważane w doktrynie, dotyczące tego, kiedy taki obowiązek powstaje np. u psychiatry, seksuologa czy psychologa wobec ich klienta, ale to już zupełnie inne kwestie, bo związane z tajemnicą zawodową. Ale jeśli ktoś wie, że jakiś członek rodziny krzywdzi dziecko, to ma bezwzględny obowiązek zawiadomienia o tym fakcie, choć domyślam się, że nie jest to łatwa sytuacja, ale mówimy o ochronie osoby, która cierpi i my o tym wiemy.
Wracając na chwilę do Kościoła. Rozumiem, że w myśl uchwały art. 240 k.k. nie będzie dotyczył jedynie sytuacji, w których dany ksiądz dowiaduje się o przestępstwie pedofilii na spowiedzi.
Tak, tutaj nadal obowiązuje wyłączenie z uwagi na tajemnicę spowiedzi. Choć komisje francuska czy australijska zwracają uwagę na potrzebę dyskusji na ten temat, to w Polsce mamy ugruntowany pogląd wskazujący na to, że każdy kapłan, który naruszy tajemnicę spowiedzi, podlega ekskomunice. To oczywiście wynika z prawa kanonicznego, ale również przepisy powszechnie obowiązujące wyłączają możliwość przesłuchania co do okoliczności i faktów, jakie ksiądz uzyskał w trakcie spowiedzi.
W ubiegłym tygodniu Sejm przyjął projekt dużej nowelizacji kodeksu karnego, który co prawda podwyższa kary za przestępstwa seksualne, ale kara za niezawiadomienie o przestępstwie pozostaje na tym samym poziomie.
Nie zastanawiałem się nad tym, czy kara z art. 240 powinna zostać podniesiona, czy nie. Braliśmy oczywiście udział w konsultacjach, zgłaszaliśmy swoje propozycje. Na politykę karną w kontekście szeroko rozumianej pedofilii patrzymy dwutorowo. Z jednej strony sankcje karne muszą być adekwatne. Dlatego zwracaliśmy uwagę, że nie tyle istotne jest podnoszenie kar, ile doprowadzenie do tego, by nie miały one charakteru wolnościowego. Bo jeżeli ktoś za posiadanie pornografii z udziałem dzieci dostaje karę w zawieszeniu i nie jest w ogóle kontrolowane, co on dalej robi, to jest to nieporozumienie resocjalizacyjne i kryminologiczne, mówiąc wprost.
Zwracamy też z drugiej strony uwagę na to, że sama kara polegająca na izolowaniu sprawcy przemocy seksualnej jest nieefektywna, jeżeli nie wiąże się z działaniami postpenalnymi. A więc z readaptacją i resocjalizacją po wyjściu tego człowieka z więzienia. Bo jeśli ten człowiek dokonywał przemocy seksualnej na dziecku nie dlatego, że był to czyn zastępczy, ale dlatego, że ma zdiagnozowaną parafilię, jest pedofilem preferencyjnym, czyli nie odczuwa seksualnej satysfakcji w relacji z dorosłymi, tylko z dziećmi, to ten człowiek prędzej czy później wróci do popełniania tych czynów. Jeśli człowiek ten nie spotka się z odpowiednią propozycją readaptacji i terapii, to tu prawo karne nie będzie działać. Nie jest rozwiązaniem wsadzenie kogoś do więzienia na 12 czy teraz na 15 lat. Bo on wyjdzie. A wyjdzie bardziej sfrustrowany i bardziej agresywny.
Trzeba też w sposób bardziej zdecydowany karać za przemoc seksualną w internecie, bo teraz wyroki są minimalne. Ale przede wszystkim każdy, kto jest podejrzewany o taką przemoc – w realu czy wirtualnie – powinien zostać zbadany przez specjalistę w trakcie postępowania. Polityka karna może być restrykcyjna, niech będzie twarda i mocna, ale za nią musi coś iść. Kara się skończy i co wtedy? ©℗
13 lipca 2017 r. nie nastąpiła zbiorowa amnezja u ludzi, którzy mieli wiedzę dotyczącą przestępstwa pedofilii. Nie nastąpiła w tym dniu żadna gruba kreska, która wymazała im tę wiedzę z głów
Rozmawiał Piotr Szymaniak