- Życie jest bogatsze, niż to się śniło najmądrzejszym przedstawicielom polskiego ustawodawcy. Wiązanie sądom rąk rodzi ryzyko niesprawiedliwych rozstrzygnięć i zaburza podział władzy - mówi w rozmowie z DGP Marcin Świerk, sędzia Sądu Okręgowego w Rzeszowie.

Marcin Świerk, sędzia Sądu Okręgowego w Rzeszowie / Materiały prasowe
Jedną z licznych zmian proponowanych w projekcie nowelizacji kodeksu karnego, który trafił do I czytania w Sejmie, jest uzależnienie minimalnej liczby stawek dziennych grzywny od wysokości maksymalnej kary pozbawienia wolności za dany czyn. W przypadku przestępstw zagrożonych karą więzienia nieprzekraczającą roku sąd będzie musiał orzec minimum 50 stawek dziennych, gdy zagrożenie ustawowe jest do dwóch lat - 100 stawek, a powyżej tej granicy już 150 stawek. Tymczasem grzywna powinna być nie tylko adekwatna do czynu oraz możliwości finansowych sprawcy, lecz także egzekwowalna. Czy te trzy elementy uda się zachować?
Pomysł twórców ciągle obowiązującego kodeksu karnego z 1997 r. polegał na odejściu od kwotowego systemu określania grzywien na rzecz wymierzania ich w stawkach dziennych. Chodziło o to, by liczba stawek odzwierciedlała stopień społecznej szkodliwości czynu i te okoliczności, które wpływają na wymiar każdego rodzaju kary, natomiast wysokość stawki miała odzwierciedlać możliwości zarobkowe skazanego, jego dochody, stan majątkowy, warunki osobiste, rodzinne. Dzięki temu dwóch sprawców mogło mieć za podobne przestępstwa orzeczoną grzywnę w liczbie 300 stawek dziennych, tylko ten biedniejszy miał określoną stawkę dzienną na poziomie 10 zł, a ten bogatszy 100 zł. I choć z pozoru dysproporcja pomiędzy grzywną w wysokości 3 tys. zł a 30 tys. zł jest znaczna, to wynika ona tylko z różnicy zamożności sprawcy, a nie z oceny karygodności ich zachowania przez sąd. Dzięki temu można z jednakową surowością traktować sprawcę bogatego i biednego.
Projektowane rozwiązanie nie zrywa z tą tradycją, bo nadal wiąże liczbę stawek ze stopniem społecznej szkodliwości. Jak wymierzamy karę pozbawienia wolności i karę grzywny, to przesłanki określające rozmiar kary pozbawienia wolności i liczbę stawek dziennych są te same. Co do zasady jest to stopień społecznej szkodliwości. Więc jakiś pomysł w tym jest, że skoro orzekamy wyższą karę pozbawienia wolności z uwagi na wyższy stopień społecznej szkodliwości czynu, to powinno być to odzwierciedlone również w wysokości grzywny.
Nie do końca. Projektodawca chce powiązać liczbę stawek nie z wysokością kary orzeczonej za dany czyn, ale z maksymalną wysokością kary, jaką za dany czyn przewiduje kodeks.
To prawda. Jak orzekałem w sprawach apelacyjnych, to trafiały do mnie wyroki, w których sąd nakładał niską karę pozbawienia wolności, ale za to stosował większą liczbę stawek grzywny. Mnie to nie przekonywało i dalej uważam, że trudno to uzasadnić. Bo jeśli stopień społecznej szkodliwości jest przeciętny, to co do zasady zarówno długość kary pozbawienia wolności, jak i wysokość kary grzywny powinny być na takim właśnie przeciętnym poziomie. Tymczasem zdarzało się, że sądy nie nakładały odpowiednio surowej kary pozbawienia wolności, by nie zamykać sobie drogi np. do warunkowego zawieszenia jej wykonania, za to stosowały większą liczbę stawek dziennych grzywny. Ale to było korygowane na etapie postępowania odwoławczego. I nie trzeba do tego żadnych zmian ustawowych.
Natomiast to, co obserwuję, to jest kolejny krok, który ma ograniczać sądy w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Podział władzy jest w ten sposób zacierany. Nie odbieram ustawodawcy prawa do kształtowania sankcji w sposób, który uważa za właściwy, bo to jego uprawienie, natomiast nadal to się powinno zamykać w obrębie konstytucyjnych granic. Bo to nie jest tak, że ustawodawca może w sposób dowolny podnosić wysokość sankcji. Mamy art. 31 ust. 3 konstytucji, który stanowi ograniczenie dla ustawodawcy. Ten projekt to kolejny krok po zmianach w kodeksie postępowania karnego, który ogranicza sądy w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Coraz mniej zależy od sądów, a coraz więcej od ustawodawcy. Dlatego w tym zakresie projekt uważam za niepotrzebny i niewłaściwy.
Zdecydowana większość przestępstw w k.k. to te zagrożone karą przekraczającą dwa lata pozbawienia wolności. Czy często będą zdarzały się takie sprawy, w których minimum 150 stawek dziennych będzie nieuzasadnione? Bo jeśli na podstawie obecnego stanu prawnego sąd nałożyłby na skazanego 1500 zł grzywny (10 stawek po 150 zł), to po zmianach nie będzie przecież mógł orzec 150 stawek po 10 zł, aby wyszło na to samo, tylko 150 stawek po 150 zł, czyli 22,5 tys. zł.
Choć, jak słyszymy ze środków masowego przekazu, jako społeczeństwo się wszyscy bogacimy, to jednak nie na tyle, żeby wszyscy mogli wykonać orzeczone kary. Zawsze może się zdarzyć, że grzywna urośnie do takich rozmiarów, których skazany nie będzie mógł udźwignąć, co będzie się wiązało z tym, że ci ludzie trafią do więzień odbyć zastępczą karę pozbawienia wolności. I te kary zastępcze będą dłuższe, ponieważ przelicza się je według liczby stawek, przyjmując, że jeden dzień pozbawienia wolności odpowiada dwóm niezapłaconym stawkom dziennym.
A jeśli sąd, zmuszony przez ustawodawcę do stosowania minimalnej liczby stawek, zmniejszałby wysokość dziennej stawki, to spowoduje to wydłużenie ewentualnej kary zastępczej.
Tak, teraz też tak jest, że korzystniej dla skazanego jest otrzymać 10 stawek po 150 zł niż 150 stawek bo 10 zł, bo w przypadku nieuiszczenia grzywny i orzeczenia kary zastępczej w tym pierwszym wypadku wyniesie ona pięć dni, a w drugim 75 dni pozbawienia wolności. Natomiast też trzeba pamiętać o prymacie kar wolnościowych, z których grzywna jest pierwszą. Więc, aby miała ona jakiś sens, to musi być dotkliwa. Po drugie nie uważam, że dopuszczalne byłoby zmniejszenie wysokości stawki dziennej.
Nawet jeżeli mnożąc proponowane minimalne liczby stawek dziennych, czyli 50, 100 czy 150, przez wysokość odpowiadającą statusowi materialnemu skazanego, czyli np. przez 200 czy 300 zł, otrzymamy jakieś kosmicznie wysokie grzywny? Czy sąd nie będzie mógł wtedy przyjąć, że w przypadku danej osoby stawka dzienna to jednak nie 200, a 20 zł?
Przy określeniu wysokości stawki dziennej sąd nie ma pola manewru, bo nie interesuje go wtedy stopień społecznej szkodliwości czynu, lecz możliwości zarobkowe sprawcy, stan majątkowy, dochody, sytuacja rodzinna, osobista. Dlatego na pierwszym etapie badamy społeczną szkodliwość i określamy liczbę stawek, bez oglądania się na zasobność skazanego, a na drugim z kolei jego możliwości finansowe, zapominając z kolei o stopniu społecznej szkodliwości czynu. Ale tak jak mówiłem, to jest sprawiedliwe, bo gdyby ta wysokość stawki dziennej nie była zróżnicowana, to bogaci byliby relatywnie łagodniej traktowani przez wymiar sprawiedliwości niż biedniejsi.
Pytanie tylko, czy ten proponowany automatyzm tego nie zachwieje? Bo przecież w konkretnym przypadku, mimo iż przestępstwo jest zagrożone karą przekraczającą dwa lata pozbawienia wolności, popełniony czyn może nie zasługiwać na zastosowanie w reakcji na niego 150 stawek dziennych.
Automatyzm nigdy nie jest dobry w wymiarze sprawiedliwości, bo życie jest bogatsze, niż to się śniło najmądrzejszym przedstawicielom polskiego ustawodawcy. Wiązanie sądom rąk w taki sposób uważam za niepotrzebne, a w niektórych wypadkach może ono być szkodliwe, bo rodzi ryzyko niesprawiedliwych rozstrzygnięć i zaburza podział władzy. Warunkiem prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości jest niezawisłość sędziowska, a jej wybitnym przejawem w sprawach karnych jest wymierzenie kary, którą sąd, zgodnie z art. 53 k.k., wymierza według swego uznania. Tymczasem wprowadza się ograniczenia w wymierzaniu grzywien, kar ograniczenia wolności, tworzy się - otwarty co prawda - katalog okoliczności obciążających i łagodzących i wszystko zmierza w tym kierunku, by sąd orzekł co do winy, a karę wymierzy w jego zastępstwie ustawodawca.
Rozmawiał Piotr Szymaniak