Pomysł z konfiskatą auta pijanym kierowcom wraca, wątpliwości prawne jednak pozostają.

Wraca pomysł resortu sprawiedliwości o zaostrzeniu kar w prawie karnym. Jednym z projektowanych rozwiązań jest obligatoryjny przepadek pojazdu, którym kierował pijany kierowca.

- Ci, co piją i wsiadają za kierownicę, wiozą śmierć – mówił na konferencji prasowej wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.

Z raportu NIK o bezpieczeństwie uczestników ruchu drogowego wynika, że Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej pod względem bezpieczeństwa na drogach. W ciągu ostatnich 10 lat (2010-2020) rocznie ginęło w Polsce średnio ponad 3,2 tys. osób (ok. 8 każdego dnia). W 2020 r. użytkownicy dróg (kierujący, piesi, pasażerowie) będący pod wpływem alkoholu uczestniczyli w 2 540 wypadkach drogowych (10,8 proc. ogółu wypadków). Nic dziwnego, że rząd postanowił z tym walczyć.

W tym celu chce nie tylko zaostrzyć kary pozbawienia wolności, ale też uderzyć pijanych kierowców po kieszeniach, konfiskując im auta.

Przepisy przyjęte przez rząd przewidują bowiem, że nietrzeźwy kierowca, który będzie miał nie mniej niż 1,5 promila alkoholu we krwi, zawsze straci samochód i to niezależnie od tego, czy spowodował wypadek drogowy.

Jak ma wyglądać procedura? Policja tymczasowo zajmie wówczas pojazd na okres do siedmiu dni, następnie prokurator orzeknie zabezpieczenie tego mienia, a sąd obligatoryjnie - przepadek pojazdu. Odstąpić od zastosowania tego środka sąd będzie mógł, tylko, jeżeli będzie zachodził „wyjątkowy wypadek uzasadniony szczególnymi okolicznościami”.

W przypadku recydywy konfiskata auta będzie już od powyżej 0,5 promila.

Ponadto projekt przewiduje, że jeżeli pojazd w czasie popełnienia przestępstwa nie stanowił własności lub stanowił współwłasność sprawcy lub orzeczenie przepadku pojazdu mechanicznego z uwagi na jego zbycie, utratę, zniszczenie lub znaczne uszkodzenie jest niemożliwe lub niecelowe, orzeka się przepadek jego równowartości.

Jak czytamy w uzasadnieniu projektu szacowanie wartości pojazdu w takiej sytuacji będzie się odbywać bez angażowania biegłych, na podstawie szacunkowej, średniej wartości rynkowej samochodu.

Samo takie oszacowanie będzie następować bez przeprowadzania indywidualnej oceny jego stanu, a więc jeżeli np. w czasie wypadku pojazdu uległ uszkodzeniu - nie będzie to obniżało kwoty stanowiącej równowartość pojazdu, co ma zdaniem resortu, zapobiec uprzywilejowaniu sprawców wypadków, w których pojazd uległ uszkodzeniu.

Językowe oszustwo

- Proponowane przepisy nie są żadnym "przepadkiem". Stosowanie przez projektodawców tej nazwy jest językowym oszustwem. W rzeczywistości jest to ukryta sankcja bezwzględnie oznaczona, zakazana przez polską Konstytucję. Politycy nie kryją się z tym, że chodzi o surowsze karanie sprawców konkretnych przestępstw, więc odebranie auta ma być składnikiem kary wymierzanej sprawcy przestępstwa. Widać to wyraźnie, gdy mowa o przepadku równowartości pojazdu - nie ma to przecież nic wspólnego z przepadkiem "narzędzia" zbrodni – mówi dr hab. Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga „Dogmaty Karnisty”.

Z kolei zdaniem dr. Jana Sobiecha, wykładowcy Wyższej Szkoły Bankowej w Warszawie projekt należy ocenić dwuznacznie.

- Z jednej strony nieukrywanym jego celem jest istotne zwiększenie dolegliwości karnej w stosunku do kierowców, którzy czują się bezkarni w momencie, gdy płacą kilkaset czy nawet kilka tysięcy złotych mandatu, jednocześnie posiadając pojazd o wartości nawet kilkuset tysięcy złotych oraz osiągając bardzo wysokie dochody. Przepadek pojazdu może się więc jawić jako sprawiedliwa kara za popełniony czyn i w tym zakresie projektowane rozwiązanie należy ocenić pozytywnie – mówi dr Jan Sobiech. Dodaje jednak, że z drugiej strony projekt jawi się jako istotnie niedopracowany pod wieloma względami. - Mechanizm wyceny wartości pojazdu w oparciu o jego szacunkową i średnią wartość, bez przeprowadzenia indywidualnej oceny jego stanu i to jeszcze na zasadach określonych w rozporządzeniu, budzi duże wątpliwości nie tylko w zakresie równości wobec prawa, ale nawet samej proporcjonalności dolegliwości karnej – mówi ekspert.

O karze powinien decydować sąd, a nie politycy

- Obligatoryjna kara w postaci zabrania pojazdu lub jego równowartości jest sprzeczna z szeregiem przepisów Konstytucji. Przede wszystkim przepisy odbierają prawo każdego obywatela do rozpatrzenia jego sprawy przez niezależny sąd i wymierzenia mu kary przez sąd. Sprawa ma być "rozpatrzona", a kara "wymierzona" przez sąd, to znaczy, że sąd musi mieć możliwość podjęcia decyzji co do kary w konkretnym przypadku. Musi mieć widełki, w ramach których wymierzy konkretną karę. Projektodawca chce zmusić sędziego do orzeczenia kary z góry określonej przez polityków, czego nie można pogodzić z konstytucyjnym trójpodziałem władzy. Ponadto, przepisy o obligatoryjnym odebraniu pojazdu będą naruszały zasadę proporcjonalności i równości wobec prawa. Przestępcę drogowego musi spotkać adekwatna kara, ale ma o niej zadecydować sąd, a nie politycy z ministerstwa sprawiedliwości – twierdzi dr Mikołaj Małecki.

Podobne zagrożenie dostrzega dr Jan Sobiech. W jego ocenie brak możliwości zróżnicowania poszczególnych stanów faktycznych prowadzi do zachwiania proporcjonalności reakcji karnej na popełniony czyn zabroniony. Może się okazać bowiem, że, za dość uznaniowe jednak, sprowadzenie samego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym sprawca obligatoryjnie straci samochód podobnie jak w przypadku jej spowodowania, wskutek czego zginęło np. kilka osób.

- Z drugiej jednak strony ustawodawca w nowym art. 178a § 5 k.k. wprowadza możliwość uniknięcia zastosowania przepadku pojazdu wobec nietrzeźwego kierowcy, u którego stężenie alkoholu we krwi przekracza 1,5 promila, w sytuacji zajścia wyjątkowego wypadku, uzasadnionego szczególnymi okolicznościami, czyli wprowadza pewną możliwość luzu decyzyjnego dla sądu. Swoją drogą, trudno wyobrazić sobie „wyodrębnienie” tego rodzaju wyjątkowego wypadku, skoro mamy do czynienie de facto z sytuacją zero-jedynkową. Sprawca bowiem albo przekracza owe 1,5 promila, albo nie – kwituje dr Jan Sobiech.