Od kilku dni w mediach toczy się dyskusja na temat wyznaczenia w Sądzie Najwyższym do jednej ze spraw dotyczącej problemu frankowego sędziego sprawozdawcy spoza kolejki. Czynu tego dokonał ustępujący wówczas prezes Izby Cywilnej SN Dariusz Zawistowski.

I choć nie dziwi mnie, że wielu wyraża zaniepokojenie tym, kto personalnie został wskazany (mówiąc delikatnie prezesowi Zawistowskiemu zabrakło chyba nieco wyobraźni, aby przewidzieć skutki swojego wyboru), to już sugerowanie, że doszło do złamania prawa, jest grubą przesadą.
Dyskusja toczy się wokół wszczętego pytaniami prawnymi postępowania, w którym siedmioosobowy skład IC SN ma rozstrzygnąć, co po tym, jak umowa kredytu okaże się nieważna; czy w takiej sytuacji stronom przysługują roszczenia o jakieś dodatkowe wynagrodzenie. Posiedzenie w tej sprawie ma się odbyć 8 listopada, a prezes IC SN tuż przed zakończeniem swojej kadencji, co miało miejsce 30 sierpnia br., na sprawozdawcę wyznaczył sędziego, który pełnił taką funkcję w czterech innych sprawach dotyczących kredytów w walucie obcej. Pojawiły się więc i takie stwierdzenia, że sędzia Roman Trzaskowski, bo o nim tu mowa, ma w SN monopol na tego typu postępowania. I na pierwszy rzut oka rzeczywiście może to tak wyglądać.
Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest tak, że na treść ostatecznego rozstrzygnięcia ma wpływ tylko i wyłącznie sędzia sprawo zdawca. To prawda – to on przygotowuje projekt orzeczenia, ale przecież, aby ten projekt stał się oficjalnym rozstrzygnięciem SN, sędzia sprawozdawca musi przekonać do swojej wizji pozostałych członków składu orzekającego. A to czasami niełatwe zadanie. Zwłaszcza że mówimy o składzie siódemkowym, co oznacza, że sędzia Trzaskowski będzie musiał namówić do swojego punktu widzenia aż sześciu innych sędziów SN. A przecież każdy z sędziów SN to osoba, która zapewne zna poglądy doktryny, orzecznictwo zarówno polskich, jak i europejskich sądów i trybunałów i ma własne pomysły na rozwiązanie postawionych przed składem orzekającym problemów. Narada sędziowska jest tajna, bo tajna być musi. Kto jednak miał okazję rozmawiać z sędziami „na offie”, ten wie, że nieraz narady te mają burzliwy przebieg, a dojście do konsensusu w tak doświadczonym gronie trwa bardzo długo i okupione jest sporym wysiłkiem intelektualnym. I to nie tylko ze strony sędziego sprawozdawcy, ale wszystkich członków składu orzekającego. Innymi słowy: wybór takiego, a nie innego sędziego do roli sprawozdawcy nie przesądza jeszcze o tym, w jakim kierunku pójdzie ostateczne rozstrzygnięcie SN.
Oczywiście można było uniknąć tych wszystkich insynuacji, wątpliwości, komentarzy. Można było przewidzieć, że znajdą się tacy, którzy będą wietrzyli spisek, bo w przyszłości może być to dla nich przydatne. To wszystko prawda. Jednak nie mogę zgodzić się z kierowanymi wobec prezesa Zawistowskiego zarzutami o złamanie prawa. Ci, którzy takowe formułują, powinni najpierw dokładnie przeczytać przepisy regulaminu SN, który reguluje kwestię wyznaczania sędziów sprawozdawców.
To prawda, że stanowi on, iż sprawy przydzielane są sędziom według kolejności alfabetycznej. Prawdą jest też, że zasadę tę stosuje się także w przypadku rozpatrywania pytań prawnych. Problem jednak w tym, że przepis, który mówi o stosowaniu tej oraz innych reguł dotyczących przydzielania spraw także wobec rozstrzygania zagadnień prawnych, zawiera jedno, krótkie, ale jakże znaczące słowo. Słowem tym jest: „odpowiednio”. A co to oznacza? Odpowiedzi udziela m.in. Naczelny Sąd Administracyjny, który w wyroku z kwietnia 2016 r. stwierdza, że „Stosowanie «odpowiednio» przepisów oznacza, że niektóre przepisy stosuje się bezpośrednio, niektóre modyfikuje się, zaś jeszcze innych nie stosuje się wcale” (sygn. akt I OSK 1773/15). Sytuacja byłaby więc klarowna, gdyby regulamin SN nie zawierał tego problematycznego słówka. I nie wiem, czy taka była intencja jego twórcy, a więc pana prezydenta, ale przez jego wpisanie do regulaminu SN dał prezesom izb sporo swobody przy wyznaczaniu sędziów sprawozdawców do spraw zainicjowanych pytaniami prawnymi. I trudno czynić im wyrzuty, gdy ze swobody tej chętnie korzystają. Choć czasem być może robią to nie do końca rozsądnie.
I jeszcze na sam koniec – smaczek dla wielbicieli teorii spiskowych. Sprawdziliśmy: sędzia Trzaskowski nie ma i wygląda na to, że w przeszłości też nie miał, kredytu w obcej walucie.