Od kilku dni w mediach toczy się dyskusja na temat wyznaczenia w Sądzie Najwyższym do jednej ze spraw dotyczącej problemu frankowego sędziego sprawozdawcy spoza kolejki. Czynu tego dokonał ustępujący wówczas prezes Izby Cywilnej SN Dariusz Zawistowski.
I choć nie dziwi mnie, że wielu wyraża zaniepokojenie tym, kto personalnie został wskazany (mówiąc delikatnie prezesowi Zawistowskiemu zabrakło chyba nieco wyobraźni, aby przewidzieć skutki swojego wyboru), to już sugerowanie, że doszło do złamania prawa, jest grubą przesadą.
Dyskusja toczy się wokół wszczętego pytaniami prawnymi postępowania, w którym siedmioosobowy skład IC SN ma rozstrzygnąć, co po tym, jak umowa kredytu okaże się nieważna; czy w takiej sytuacji stronom przysługują roszczenia o jakieś dodatkowe wynagrodzenie. Posiedzenie w tej sprawie ma się odbyć 8 listopada, a prezes IC SN tuż przed zakończeniem swojej kadencji, co miało miejsce 30 sierpnia br., na sprawozdawcę wyznaczył sędziego, który pełnił taką funkcję w czterech innych sprawach dotyczących kredytów w walucie obcej. Pojawiły się więc i takie stwierdzenia, że sędzia Roman Trzaskowski, bo o nim tu mowa, ma w SN monopol na tego typu postępowania. I na pierwszy rzut oka rzeczywiście może to tak wyglądać.
Pozostało
88%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama