I choć nie dziwi mnie, że wielu wyraża zaniepokojenie tym, kto personalnie został wskazany (mówiąc delikatnie prezesowi Zawistowskiemu zabrakło chyba nieco wyobraźni, aby przewidzieć skutki swojego wyboru), to już sugerowanie, że doszło do złamania prawa, jest grubą przesadą.
Dyskusja toczy się wokół wszczętego pytaniami prawnymi postępowania, w którym siedmioosobowy skład IC SN ma rozstrzygnąć, co po tym, jak umowa kredytu okaże się nieważna; czy w takiej sytuacji stronom przysługują roszczenia o jakieś dodatkowe wynagrodzenie. Posiedzenie w tej sprawie ma się odbyć 8 listopada, a prezes IC SN tuż przed zakończeniem swojej kadencji, co miało miejsce 30 sierpnia br., na sprawozdawcę wyznaczył sędziego, który pełnił taką funkcję w czterech innych sprawach dotyczących kredytów w walucie obcej. Pojawiły się więc i takie stwierdzenia, że sędzia Roman Trzaskowski, bo o nim tu mowa, ma w SN monopol na tego typu postępowania. I na pierwszy rzut oka rzeczywiście może to tak wyglądać.