Pełniący obowiązki RPO z ograniczonymi kompetencjami – to jeden z wariantów rozpatrywanych w obozie władzy po zeszłotygodniowym wyroku TK

Polityczno-prawne scenariusze zależą od tego, czy w Senacie przejdzie kandydatura Bartłomieja Wróblewskiego. Przekonamy się o tym w połowie maja. Zdecydować może jeden głos, dlatego zarządzono alert. – Senatorowie opozycyjni proszeni są, by stawili się osobiście na głosowaniu, bo są obawy o kłopoty na łączach – mówi nam jeden z parlamentarzystów. PiS do zwycięstwa potrzebuje większości ze 100 głosów; tymczasem ma ich 48. Liczy jeszcze, że rękę za Bartłomiejem Wróblewskim podniesie niezależna senator Lidia Staroń. Kolejny potencjalny głos to Filip Libicki, senator Koalicji Polskiej. – Decyzję ogłoszę 4 lub 5 maja – mówi Libicki, ale nie sugeruje, co zrobi. – Przeciw kandydaturze Bartłomieja Wróblewskiego przemawia, że popierał zmiany PiS w TK, ale moje uznanie zdobył tym, że był inicjatorem wniosku do trybunału w sprawie ochrony życia, co na początku nie było w tej partii dobrze przyjmowane – podkreśla senator. Przypomina także, że Wróblewski w Sejmie głosował przeciwko piątce Kaczyńskiego.
Ale nawet gdyby Staroń i Libicki byli na tak, to przy pełnej frekwencji Wróblewski dostałby 50 głosów. To, na co może liczyć, to ewentualne wstrzymanie się od głosu lub nieobecność kogoś z opozycji. Spektakularne gesty w rodzaju wystąpienia z partii nie wchodzą w grę, bo i tak nie byłyby odebrane jako szczere przez jego przeciwników. PiS uważa przy tym, że wyrok TK wzmaga tylko presję na opozycję, co z kolei zwiększa szanse ich kandydata. Dopóki Adam Bodnar pełnił swoje obowiązki, mimo nominalnego zakończenia kadencji, opozycja miała prosty cel, odrzucając kandydatów, jakich PiS przegłosowałby w Sejmie – wydłużać pełnienie funkcji przez dotychczasowego RPO. Skoro jednak po orzeczeniu TK odejście Adama Bodnara jest pewne, to PiS liczy, że opozycyjny front może być mniej zwarty. To z kolei może skutkować wyborem Wróblewskiego. Politycy PiS zdają sobie jednak sprawę, że uzyskanie dla niego poparcia w Senacie może być bardzo trudne.
Dlatego jednocześnie w PiS rozpatrywane są dalsze polityczne scenariusze. Warianty z jednej strony dotyczą personaliów, a z drugiej kwestii prawnych. Jeśli kandydatura Wróblewskiego przepadnie w Senacie, wówczas obóz rządzący poszuka kolejnego kandydata. Część naszych rozmówców twierdzi, że w takim wypadku z propozycją wyjdzie Jarosław Gowin (o czym pisała również „Rz”). Ma on lepsze relacje z opozycją niż którykolwiek z liderów Zjednoczonej Prawicy, stąd kalkulacje, że jego kandydat mógłby być bardziej strawny dla politycznych oponentów. Ale niektórzy nasi rozmówcy z rządu sugerują, że ewentualny nowy kandydat mógłby być zaproponowany nie przez klub PiS (miałby tylko jego ciche poparcie). Pytanie więc, czy np. z taką inicjatywą nie wyjdą kukizowcy, którzy w ostatnim czasie mocno zbliżyli się do partii rządzącej. Paweł Kukiz zaprzecza.
– Mnie sprawy dotyczące RPO niewiele interesują, bo przy tym trybie wyboru on zawsze będzie mniej lub bardziej partyjny. Dziś to trochę tak, jakby szef zakładu pracy wskazywał, kto ma być szefem związku zawodowego. Dlatego nawet nie biorę udziału w głosowaniach nad kolejnymi kandydatami. RPO powinien być wybierany bezpośrednio przez obywateli – twierdzi.
Po stronie opozycji również rozpatrywane są różne koncepcje, w tym powołania alternatywnego „społecznego RPO”. – Trwają rozmowy w różnych gremiach parlamentarnych i samorządowych. W najbliższych tygodniach sytuacja się wyklaruje – ucina Jan Grabiec z PO. Na dziś dla Platformy opcją numer jeden jest odrzucenie kandydatury Wróblewskiego i znalezienie nowego kandydata – na pewno nie polityka i być może w ramach nowej większości parlamentarnej, choćby z udziałem Jarosława Gowina i jego ludzi.
Niezależnie od tego, jak potoczą się poszukiwania nowego RPO, nad PiS cały czas wisi problem zakwestionowanego przez TK przepisu, który mówi o tym, że RPO sprawuje swoją funkcję po upływie kadencji do czasu wyboru następcy. Wyrok TK – nawet jeśli stanowił część politycznego planu na pozbycie się Adama Bodnara – wpędził obóz rządzący w sytuację, w której nie ma idealnego wyjścia z prawnego galimatiasu. – Każde nowe rozwiązanie w przypadku RPO będzie mniejszym lub większym bajpasem konstytucji – przyznaje osoba z rządu. Chodzi o art. 209 ustawy zasadniczej, który wyraźnie mówi, że RPO jest wybierany przez Sejm za zgodą Senatu na 5-letnią kadencję.
Najczęściej nasi rozmówcy wskazują na wariant przygotowania ustawy o p.o. RPO, wybieranego przez Sejm (lub wskazywanego np. przez marszałka Sejmu czy prezydenta). Jako że konstytucja nie przewiduje takiej funkcji i nie jest przewidziana tu rola Senatu, jeden z pomysłów zakłada, by p.o. RPO miał okrojone kompetencje, np. by nie mógł zaskarżać ustaw do TK, ale mógł podejmować interwencje czy przyjmować stanowiska.
Inny wariant to po prostu nierealizowanie latami ostatniego orzeczenia TK (zwłaszcza jeśli dojdzie do wyboru RPO) lub usunięcie przepisu, co będzie na przyszłość groziło sytuacją, że urząd RPO będzie przez jakiś czas nieobsadzony, jeśli dojdzie do powtórki z obecnej sytuacji. ©℗
Bruksela odpuszcza rzecznika, na razie
Komisja Europejska zaangażowała się w sprawę rzecznika praw obywatelskich, ale wyrok Trybunału Konstytucyjnego to za mało, by Bruksela mogła wykonać ruch. – Cały czas obserwujemy rozwój wypadków i jeśli stwierdzimy ryzyko naruszenia traktatów, to zareagujemy – mówiła w niedawnym wywiadzie dla DGP wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová. Teraz jednak słyszymy, że brakuje podstaw prawnych, bo KE nie ocenia orzeczeń TK. Według naszych źródeł sytuację może zmienić nowa ustawa regulująca kadencję RPO, która może być analizowana pod kątem traktatów. Ale tu znowu się pojawia pytanie, w jaki sposób osoba pełniąca obowiązki RPO będzie powoływana i czy będzie to naruszać niezależność urzędu.
Dla środowiska prawniczego wyrok stanowi wystarczający powód do działania. Prawniczka Barbara Grabowska-Moroz przypomina, że KE uruchomiła wobec Polski procedurę z art. 7. – Ten wyrok ma istotne znaczenie dla praworządności w Polsce, a Bruksela ma już otwartą ścieżkę – mówi. Punktem zaczepienia mogą też być trzy dyrektywy równościowe (wprowadzające zasadę równego traktowania osób bez względu na pochodzenie rasowe lub etniczne oraz mężczyzn i kobiet w zakresie dostępu do towarów i usług, a także w dziedzinie zatrudnienia i pracy), na których straży ma stać niezależny RPO. ©℗
Magdalena Cedro