Lekarze, którzy będą teraz stawali przed dylematami, jak się zachować, mogą się powołać na swoją misję, na standardy ochrony praw człowieka. Stwierdzić, że odmowa aborcji to tortura - mówi Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Z Kamilą Ferenc rozmawiała Paulina Nowosielska
Ile od momentu pojawienia się uzasadnienia do wyroku Trybunału w sprawie aborcji odebrała pani telefonów z pytaniem „co dalej”?
Myślę, że do kobiet dopiero dociera, w jakiej sytuacji się znalazły. A telefony w federacji rzeczywiście się rozdzwoniły. Odbierała je moja szefowa. Dzwonili głównie lekarze. Opisywali dramatyczne sytuacje pacjentek, które zostały zakwalifikowane do zabiegu z kompletem badań diagnostycznych, u których stwierdzono ciężkie, niekiedy letalne wady płodu. Mówili, że próbowali przyspieszyć choć część tych aborcji, które miały odbyć się później, by zdążyć przed opublikowaniem wyroku w Dzienniku Ustaw. Udało się to w kilku sytuacjach. Kobiety dostały tabletki w ramach aborcji farmakologicznej, a tego procesu nie da się zatrzymać. Tyle mogli zrobić.
Teraz w świetle prawa to już niemożliwe.
Przy każdej sposobności zamierzam dowodzić, że nie można uznać tego pseudowyroku TK, który dziś jest przede wszystkim organem politycznym. Jaka będzie praktyczna konsekwencja uzasadnienia, pokażą najbliższe tygodnie. Pewne jest to, że wielu norm prawnych Trybunał w ogóle nie wziął pod uwagę. Gdyby dokonał prawidłowej wykładni konstytucji, a nie przedłożył ponad wszystko nauki Kościoła, gdyby pochylił się m.in. nad Europejską konwencją praw człowieka, Konwencją w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet ONZ, Konwencją ONZ w sprawie zakazu stosowania tortur oraz nieludzkiego i poniżającego traktowania, wówczas i wyrok, i uzasadnienie musiałyby być inne. Zakazując prawa do aborcji, a takie mogą być praktyczne skutki tego wyroku, uderza się w prawa kobiet, również te gwarantowane konstytucją. Płód, co oczywiste, jest dziś chroniony, ale nie kosztem kobiety. Jego ochrona wynika z praw reprodukcyjnych kobiety – dlatego mamy w ustawie bezpłatne świadczenia zdrowotne dla ciężarnych. Lekarze, którzy będą teraz stawali przed dylematami, jak się zachować, mogą się powołać na swoją misję, na standardy ochrony praw człowieka. Stwierdzić, że odmowa aborcji to tortura. Ale rozumiem też, że mogą nie chcieć ryzykować sprawy przed sądem karnym. To jest trudne, ale od zarzutów do skazania daleka droga – mogłoby się okazać, że pacjentka kwalifikowała się z przesłanki dotyczącej zagrożenia dla jej zdrowia. Ciąże z ciężko uszkodzonymi płodami są ciążami podwyższonego ryzyka.
Organizacje kobiece mówią, że zarówno kobiety, którym odmówiono aborcji ze względów embriopatologicznych, jak i lekarze, którzy zdecydowali się jednak zabieg przeprowadzić, będą mogli liczyć na pomoc prawną. Jaką?
Zależnie od scenariusza. Jeśli lekarz wykona tę procedurę medyczną i spotkają go konsekwencje, to będziemy go bronić przed sądem karnym. Wiele zależy tu również od postawy samego szpitala oraz tego, jak potraktuje konkretny przypadek. Może uznać, że stwierdzona wada płodu wskazuje jednak, że konieczna jest terminacja ciąży z pierwszej przesłanki mówiącej o zagrożeniu zdrowia i życia kobiety. Jeśli pacjentka usłyszy odmowę, to jest kilka innych możliwości, o których cały czas informujemy. Akcja Aborcja Bez Granic organizuje wyjazdy do klinik zagranicznych, m.in. do Holandii, Anglii. Taki wyjazd, jeśli kobieta nie ma środków, jest finansowany przez Abortion Support Network, organizację z siedzibą na Wyspach Brytyjskich. Jest też możliwość przeprowadzenia aborcji farmakologicznej w kraju. Za pośrednictwem Women on Web kobieta zamawia bezpłatny zestaw poronny, który pocztą trafia do jej domu. Zestawy poronne oferuje też organizacja Women Help Women. Sięgając po tabletki, warto pamiętać, że aborcję rozpoczętą w domu można bez konsekwencji prawnych zakończyć w szpitalu, bo szpital ma obowiązek udzielić pacjentce pomocy medycznej, gdy poronienie jest w toku. Kobieta przejmuje inicjatywę, a lekarz dokańcza procedurę, której nie da się odwrócić. W takiej sytuacji nikt nie ponosi konsekwencji prawnych: ani osoba w ciąży, bo ona nigdy nie jest karana za własną aborcję, ani lekarz, bo nie miał na to wpływu, udzielił tylko pacjentce niezbędnej pomocy. Osobną kwestią jest to, że będziemy namawiały kobiety, którym odmawiano aborcji lub ją utrudniano, by pisały skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka lub Komitetu Praw Człowieka ONZ.
Głośnych skarg rozpatrywanych przez ETPC było już kilka. W tych sprawach wypłacono zadośćuczynienia, prawa jednak nie zmieniono.
W 2016 r. Komitet Praw Człowieka ONZ w sprawie Amanda Mellet przeciw Irlandii orzekł, że kobieta, u której stwierdzono nieodwracalne uszkodzenie płodu, zmuszona do wyboru – urodzić, choć dziecko umrze, czy dokonać aborcji za granicą – została nieludzko potraktowana. Naruszono tu art. 7 i 26 Międzynarodowego Paktu Praw Politycznych i Obywatelskich zakazujące okrutnego, nieludzkiego, poniżającego traktowania i dyskryminacji. Komitet wezwał Irlandię do zmiany przepisów, w tym jeśli zajdzie taka potrzeba, konstytucji, by nie stały w sprzeczności z prawem międzynarodowym. Ostatecznie presja na irlandzkie władze doprowadziła do liberalizacji prawa aborcyjnego. Liczę także na ETPC, który ma jasno wyrobione orzecznictwo w tej kwestii. Wspomniane rekompensaty finansowe idą w dziesiątki, a nawet setki tysięcy euro na każdą skarżącą. Jeśli będzie ich więcej, a jestem pewna, że trybunał będzie te skargi uwzględniał, wówczas nawet rząd może poczuć ciężar finansowy swoich zaniechań w kwestii zmian prawa. Faktycznie, Polska nie wykonuje wyroków ETPC, ale ich realizacja jest monitorowana i z roku na rok forma dyplomatycznych nacisków rośnie. Pewne jest, że organizacje kobiece muszą teraz wywierać stałą, również prawną, presję na rząd i parlament. Wyjściem byłby projekt nowej ustawy liberalizującej i depenalizującej aborcję. Powstał już taki w ramach Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Legalna aborcja. Bez kompromisów”. Jego szanse w tym parlamencie są oczywiście marne, ale tego typu inicjatywy mają tę wartość, że przebijają się do opinii publicznej i są próbą pokazania perspektywy kobiety, a nie upolitycznionego TK.
Dziś pozostaje przesłanka mówiąca o dopuszczalności aborcji, gdy zagrożone jest życie i zdrowie kobiety. Kto i jak to ocenia?
W świetle ustawy ocena, czy dana przesłanka jest spełniona, zależy od lekarzy. W rzeczywistości przesłanki wymienione w art. 4a ustawy o planowaniu rodziny mogą się na siebie nakładać. Prawo nie ma tu nic do rzeczy, decyduje medycyna. To ona musi odpowiedzieć m.in. na pytanie, czy dalsze trwanie ciąży może doprowadzić do jej obumarcia i w konsekwencji np. zakażenia wód płodowych.
Szef Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników prof. Mariusz Zimmer mówił niedawno w rozmowie z DGP, że zazwyczaj ciąża wysokiego ryzyka i wiadomość o tym, że dziecko urodzi się martwe, odbija się radykalnie na psychice kobiety.
Pełna definicja zdrowia według Światowej Organizacji Zdrowia mówi o dobrostanie fizycznym, psychicznym i społecznym. Idąc tym tropem, należy pamiętać, że traumę związaną z ciążą obarczoną poważnymi wadami każdy przechodzi indywidualnie. Jedne kobiety decydują się je donosić, inne chcą aborcji jak najszybciej, gdyż dalsze trwanie w tym stanie znacząco wpływa na pogarszanie się nie tyle zdrowia fizycznego, ile właśnie psychicznego. Pojawia się depresja, w skrajnych sytuacjach myśli samobójcze. Dlatego tak ważne jest pozostawienie ostatecznej decyzji kobiecie. I dlatego jedna kobieta, która zdecydowała się urodzić chore dziecko lub donosić ciążę, która skończyła się śmiercią, nie może wymagać tego samego od drugiej.
Jak mówi prof. Krzysztof Preis z Kliniki Położnictwa GUMED, terminacje z powodu zagrożenia życia i zdrowia matki zdarzają się niezwykle rzadko. W jego szpitalu ostatnio trzy lata temu. W całej Polsce to ok. 30 przypadków rocznie.
W swoim wniosku do TK poseł Wróblewski stwierdził, że wysoka jego zdaniem liczba terminacji ciąż z przyczyn embriopatologicznych wskazuje, że ta przesłanka jest nadużywana. Absolutnie się z tym nie zgadzam, jest ona skutkiem rozwoju nauki i nowoczesnych metod diagnostycznych stosowanych w badaniach prenatalnych. Zastanawia mnie natomiast nieproporcjonalnie do liczby Polek w wieku rozrodczym niska liczba aborcji z uwagi na życie i zdrowie matki. Być może chodzi więc o to, jak szpitale rozliczają te procedury z NFZ i raportują do MZ. A może pacjentki, które nie chciały szukać niepewnej pomocy w krajowych szpitalach, od razu kierowały się do zagranicznych klinik lub zamawiały tabletki?
Art. 152 Kodeksu karnego mówi, że kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tej samej karze podlega ten, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania. Spodziewa się pani masowych procesów przed polskimi sądami?
Jeżeli liczba aborcji z pierwszej przesłanki zacznie rosnąć, a organizacje typu anti-choice to wychwycą, to wyobrażam sobie, że prokuratura zacznie stawiać zarzuty. Już teraz tzw. obrońcy życia piszą do szpitali wnioski o udostępnianie informacji na temat lekarzy, którzy wykonują aborcje. Proszą o nazwiska i liczby. Sama widziałam takie pisma i je opiniowałam od strony prawnej. Postawienie zarzutów zawsze będzie dla lekarza dolegliwością. Jestem jednak przekonana, że ewentualny pokazowy proces doprowadziłby do radykalizacji nastrojów społecznych, zwiększenia niechęci do działań władzy i poparcia dla liberalizacji przepisów. A nie o to chodzi politykom, którzy zawsze muszą mieć w perspektywie kolejne wybory.
Ministerstwo Sprawiedliwości podaje, że w 2018 r. z art. 152 skazano 32 osoby (z czego 6 osób za dokonanie przerwania ciąży, a 26 za pomoc). Rok wcześniej było to 15 osób (odpowiednio 3 i 12), a w 2016 r. również 15 (2 za przerwanie, a 13 za pomoc).
Liczba skazanych rośnie, ale na pewno nie odzwierciedla wszystkich przypadków pozaustawowego przerwania ciąży. Nie są to też wyroki za wsparcie psychiczne dla osoby przerywającej ciążę. Ja z kolei widzę rosnące zainteresowanie służb tym tematem. Policja masowo przesłuchuje w charakterze świadków kobiety, które miały aborcję farmakologiczną w domu, w sprawach przeciwko sprzedawcom. Takiej kobiecie nic nie grozi, ale już sam fakt, że musi się tłumaczyć w komisariacie z bardzo intymnej sprawy, jest rodzajem napiętnowania i kary. Skąd wiem, że tak się dzieje? Co drugi dzień mam zapytanie od kobiet, które dostały właśnie wezwanie i pytają, co dalej.
Policyjne statystyki za 2019 r. mówią z kolei o 104 postępowaniach wszczętych i 265 przestępstwach stwierdzonych z tego samego artykułu. Jak tłumaczy policja, postępowania wszczynano na skutek zawiadomienia. Zastanawiała się pani, jak teraz zachowają się ludzie? Czy będzie więcej takich zawiadomień?
Znam przypadki teściowej czy byłego chłopaka, którzy składali zawiadomienie. Są też położne i lekarze, przeciwnicy aborcji, którzy podpisali klauzulę sumienia i zgłaszają podejrzenia organom ścigania. Naprawdę ciężko przewidzieć ludzkie reakcje. Na pewno na celowniku znajdą się teraz organizacje, które wspierają kobiety, jednak działają one w granicach przepisów. Na przykład, gdy edukują, gdzie i jak można dziś zdobyć środki poronne. Ostateczna decyzja zawsze należy do kobiety. Bo za pomocnictwo w rozumieniu ustawy może być uznane podanie leku, kupienie go dla kogoś, ale nie mówienie o takiej możliwości.
Lekarze i środowiska kobiece mówią o przesłankach embriopatologicznych. Tymczasem w uzasadnieniu wyroku TK kilkadziesiąt razy pada słowo „eugenika”, także „liberalna”. To tylko słowa?
Aż słowa. Posługiwanie się określeniem „eugenika” to chwyt propagandowy, który przenosi cały wywód TK na inny poziom – niemerytoryczny. Podobne znaczenie osiąga się, używając słów „dziecko” i „matka” zamiast „płód” i „kobieta” czy „osoba w ciąży”. W ten sposób w dyskursie pomija się prawa kobiet, podkreślając mylnie, że walka toczy się o ratowanie dzieci. Akcentuje się art. 30 i 38 konstytucji, omijając art. 47, który mówi, że każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym, czy art. 40, czyli zakaz tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania.
Sędzia Piotr Pszczółkowski w swoim zdaniu odrębnym napisał, że trybunał skupił się na prawach życia poczętego, pomijając przy tym prawa i perspektywę kobiet.
Zgadzam się. Nie można stawiać na jednej szali życia kobiety, na drugiej życia w fazie prenatalnej i mówić, że są równoważne. W ten sposób kobieta jest sprowadzana do roli inkubatora bez możliwości decydowania o swoim ciele i życiu.
W uzasadnieniu znalazło się stwierdzenie: „Centrum Życia i Rodziny w piśmie z 21 października 2020 r. wyraziło głębokie zaniepokojenie próbami wywierania presji na niezawisłość sędziów Trybunału Konstytucyjnego ze strony środowisk o skrajnie lewicowym światopoglądzie”. Czy trybunał był poddawany naciskom?
Wydaje mi się, że dziś może tak być odbierane każde słowo krytyki, które pada pod adresem tego trybunału w takim składzie i pod takim kierownictwem. My z pewnością z TK nie korespondowałyśmy.