Trzeba pamiętać słowa Seneki Młodszego: „czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd”

Tego felietonu miało nie być. Napisałem już inny styczniowy felieton, prawie go przesłałem do redakcji, aż tu nagle… Wydarzyło się coś, co spowodowało przesunięcie na drugi plan kwestii związanych z prawem.
Zadziałałem pod wpływem mocnego wzburzenia. Imperatyw był tak silny, że nie mogłem się powstrzymać. Cóż to było? Wiadomość, że pewna nieuprawniona grupa osób zaszczepiła się ponadlimitowo na COVID-19. Kilkanaście tygodni wcześniej, w prywatnej rozmowie stwierdziłem, że przeprowadzenie szczepień w tak gigantycznej skali będzie wyzwaniem dla rządzących, ale nie tylko. Będzie wyzwaniem społecznym. Próbą dyscypliny, uporządkowania, poddaniem się określonym regułom postępowania. Jednocześnie sądziłem, że nie obędzie się bez załatwiania, kombinowania, chachmęcenia szczepionkami.
Założona logika działań ze strony rządu odpowiedzialnego za szczepienia była oczywista: ustalono określone grupy: 0, 1, 2 itd., które w kolejności, według pewnego systemu będą zaszczepione. Na etapie ustalania reguł można było jeszcze dyskutować, choć chyba nikt nie podważał idei: najpierw medycy, potem osoby najbardziej zagrożone itd. Moje obawy dotyczące przeprowadzenia szczepień dotyczyły przede wszystkim tego, czy homo sovieticus został już wypleniony z naszego narodowego organizmu. Elementem homo sovieticus jest załatwianie, kręcenie, wpychanie się. Ciekawy byłem, czy szczepionka ratująca życie nie tylko pojedynczym osobom, ale decydująca o stanie funkcjonowania populacji, będzie „schabem” podawanym spod lady, czy też potrafimy stanąć w kolejce i czekać, czy czyjś wirus będzie lepszy niż mój? Czy potrafimy być częścią społeczeństw rozwiniętych, gdzie obowiązują zasady; ważny polityk czeka na swoją kolej, mimo że może dostać coś spod lady. Z drugiej strony, przecież nie jest wykluczone inne podejście i przyjęcie, że ważne osoby w państwie, ze względu na swoją rolę zostaną zaszczepione na początku. To też akceptuję, jeżeli zasady są jasne i czytelne.
Okazało się, że mamy państwo słabe, co kolejny raz się potwierdziło przy kontraktach z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym, a właściwie jego spółką, gdy raz szczepionek było za mało, innym razem zbyt dużo itp. Ale w tym felietonie nie chodzi o państwo. Chodzi o ludzi.
Na problem należy spojrzeć chyba z dwóch stron. Pytanie, czy prawo ma jakieś znaczenie przy prowadzeniu szczepień? Wydane zostało rozporządzenie ministra zdrowia z 31 grudnia 2020 r. w sprawie metody zapobiegania COVID-19 (Dz.U. z 4. Stycznia 2021r. poz. 10), ogłoszone dopiero 7 stycznia 2021 r. z datą obowiązywania od 27 grudnia 2020 r., które z oczywistego powodu w dniach feralnych szczepień nie mogło być znane. Koniec roku pokazał, że bez paragrafów sobie nie radzimy. Nie pomogłoby tu nam też samo cytowane rozporządzenie, bo w nim zupełnie nic nie ma. Decydowało w istocie „prawo powielaczowe”, tj. pisma urzędników, okólniki itp.
To co się dzieje w Polsce, to zerwanie związku między działaniem a odpowiedzialnością. Jest to chyba największy problem, wręcz cywilizacyjny, jaki w ostatnich miesiącach na naszych oczach się zrodził. Wybory pocztowe i 70 mln wyrzucone w błoto; respiratory od „handlarza bronią” z lubelskiej spółki z ul. Radziwiłłowskiej – za 200 mln zł – których nie ma; największy samolot świata Antonow przewożący maseczki-buble i powietrze, jakże przecież drogie; fikcyjne i nietrafione zakupy przez przymuszone (?) do tego spółki z udziałem Skarbu Państwa, idące w setki milionów.
Jakże głupio w kontekście ostatniego roku wygląda prawo handlowe, oglądane przez wydawanie poleceń spółkom, nawet nie tyle zależnym, ale upolitycznionym personalnie. Wszędzie były podjęte jakieś decyzje, a nie ma w związku z tym żadnej odpowiedzialności. Od najmłodszych lat jest oczywiste dla dzieci, że jeżeli coś przeskrobią, to będą tego konsekwencje.
Nie możemy rozważać problemu winy, kary. Nie ma przestępstwa, nie ma też wykroczenia przez przyjęcie „niekolejkowej” szczepionki. Nie przewidziano dla szczepiących się sankcji za naruszenie zasad, których powinniśmy przestrzegać. A może takie kary należałoby wprowadzić. Może na wszystko potrzebne są paragrafy? A jak to jest z odpowiedzialnością tych, którzy cały proces organizują? Też jej nie widać. No nie do końca. Dosyć szybko nałożono karę 350 tys. zł na Warszawski Uniwersytet Medyczny – nie wiem na jakiej podstawie prawnej – i „poleciała” jedna, nawet nie uniwersytecka, głowa: ze spółki zależnej od WUM za fałszowanie list uprawnionych do szczepień. Tylko tyle?
Cały czas szukam więc przepisów, szukam paragrafów, które na czas, w jasny sposób regulowałyby nasze funkcjonowanie w czasie pandemii. Wszystko ad hoc, kulawe, słabe, z błędami, nic niewarte. Nie znajduję regulacji odnoszących się do postępowania znanego polityka, celebrytów czy powiatowych notabli, przy wykorzystaniu możliwości zaszczepienia się.
Mam nadzieję, że dożyliśmy momentu, że ten mistrz bon motów, który mówił, że nieważne jak się zaczyna, ale jak się kończy, właśnie się kończy. Nie było wstydem odejście na chwilę od lewicy, startowanie z list Leppera. Cwaniactwo polega na ewolucji od I sekretarza komitetu wojewódzkiego partii do statusu europarlamentarzysty i celebryty politycznego, biorącego m.in. udział w charakterze wypowiadającego się dziadka w „Tańcu z Gwiazdami”. Na koniec została możliwość bycia beneficjentem otrzymania „schabu” spod lady. Dlatego, że był pod opieką WUM. Każdy z nas jest przecież pod jakąś medyczną opieką.
Pomylił się PiS w swoich praktykach, walce z elitą. A z drugiej strony niech Platforma nie płacze, nie zawodzi, ale zastanowi się, kogo „wpuściła” na listy do Europarlamentu.
Kompletne bzdury wypowiada kadra urzędnicza, m.in. starostowie, w stylu „Nikomu szczepionki nie zabrałem. Zaszczepiłem się z racji stanowiska”.
W grupie „O”! Ten stan umysłu pokazuje nam klasę urzędniczą. Oni nic nie rozumieją, nic się nie nauczyli i nie nauczą.
Zaszczepiona grupa aktorów-celebrytów pojawiła się na pierwszych stronach gazet. Użalają się oni nad tym, jaki dotknął ich hejt. Tego nie wywołały, jak głoszą, prawicowe media, ale oni sami. Nie mam też wrażenia, że to manipulacja władzy. To są fakty i tyle. Może odmiennie interpretowane. Hejtu im współczuję, choć nie wiem, co jest gorsze, hejt czy wciskanie się do kolejki. A może tylko przypadkowe znalezienie się w niej. Zapominają wszakże, szczepiąc się całą rodziną (jakże szlachetnie wyglądają stosunki z byłymi mężami), że tu nie tylko o szczepionkę chodzi. To co zrobili aktorzy to największa szkoda, jaką uczynili nie tylko sobie, ale i społeczeństwu. To ostatnie, zapatrzone i wsłuchujące się w pełne frazesów opowieści aktorów-celebrytów o moralności, zasadach, normach, powinnościach, zwyczajach, po prostu zgłupiało. Z drugiej strony z internetu wynika, że jest część osób, która uważa, że celebryci mogą więcej. Nie mogą właśnie dlatego, że osiągnęli ten poziom – że są znani. Mogą mniej.
Celebryci-elity dziś przerażeni, ale szczęśliwie uratowani przez szczepionkę, zabili solidarność. Z gębą pełną frazesów zabili wspólność zasad i myśli, która wydawało się, że dużą część społeczeństwa łączy. Wszystko okazało się wyświechtane, cwaniackie, haniebne. Tak, nie waham się użyć tego słowa, bo to była hańba, której jak mi się wydaje, uczestnicy przypadkowych i niechcianych celebryckich szczepień nie rozumieją. Jakie to zwykłe i przypadkowe, że akurat ci, a nie inni zostali beneficjentami wstydu. Niby zupełnie bez powiązań, bez związków, ot taka przypadkowa lista zaszczepionych. Nie wiadomo, czy celebryci znaleźli się tam przypadkowo, czy wykorzystali „układy” rektorsko-TVN-owskie, czy się wepchnęli do tej – jak to zostało określone – kolejki po życie. A co do cwaniactwa, na moim podwórku mówiło się „cwaniak z miodem w uszach”. I to dziecinne tłumaczenie, jakieś bredzenie o akcji „ambasadorów szczepień”, której nie było itp. Kłamstwo goniło kłamstwo. A przecież można było zwyczajnie przyznać się do tego, co się stało.
Inną konsekwencją ich działania będzie strach przed podjęciem decyzji, usztywnienie systemu. Stanie się on nieelastyczny. A przecież wystarczy wyraźnie przewidzieć ze względu na geografię szczepień, różnice demograficzne, że możliwe są przesunięcia z grupy do grupy, pod określonymi warunkami. Czy aby nie zmarnować szczepionek, nie można było zaproponować tego medykom-emerytom z grupy 1? Oczywiście problemem jest logistyka szczepień, kwestie niewykorzystania szczepionek. Ale to już zagadnienie dla rządzących. A gdy chodzi o wykorzystanie celebrytów, polityków w promocji szczepień, zapomnijmy. Lepiej niech już nic nie robią, bo już narobili.
Upadło już tak dużo autorytetów w Polsce. Byli to jednak głównie politycy, będący ofiarami wzajemnych waśni. Ale upadek autorytetu bez jatki, wzajemnego bicia, to wyższa szkoła jazdy. Można powiedzieć „selber schuld” (własna wina), jak mówią Niemcy.
Jakże słabo wygląda teraz występowanie publiczne celebrytów w obronie sądów, wspieranie kobiet przy protestach po wyroku TK, cała ta ideologia wymyślona, aby pokazać idealną twarz. Czytam, że niektórzy „inkryminowani” aktorzy są symbolem oporu wobec aktualnej władzy. Jeżeli tak było, to szlag to trafił. Nie można udawać, że się coś bojkotuje, wspiera ważne sprawy, ale bierze się od tych złych rządzących dotacje na własną działalność kulturalną, a po cichu szczepionki. To nie tylko więc upadek autorytetów, do których się przyzwyczailiśmy, ale upadek, którego tak bardzo byśmy nie chcieli. Jak będziemy teraz oglądać ich filmy, sztuki z ich udziałem? Co z „Człowiekiem z żelaza”, „Z marmuru”, „Ziemią obiecaną”, jak słuchać ich koncertów i piosenek, np. „Ogrzej mnie”?
Jeżeli nie zgadzacie się Państwo ze mną, że jest to hańba, to przynajmniej zgodzicie się, że to żenada. Jakże ci aktorzy wysoko latali, wznosili się, a my z nimi, na wyżyny duchowe jakże odległe. Unosili nas ze sobą. Dziś celebryci-elity stali się homo nullius coloris – ludźmi bez kolorów. Utracili swoje barwy.
Ale szukając paragrafów na te działania i ich nie znajdując, trzeba pamiętać słowa Seneki Młodszego: „czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd”, co tak chętnie niedawno cytował w jednym z wywiadów wspomniany tu pozakolejkowy biorca szczepionki, były premier. Poza wstydem są jeszcze zasady, są zwyczaje, dobre obyczaje.
Napisałem ten felieton pod wpływem wzburzenia miernym, lichym postępowaniem. Słyszę chór „za” i „przeciwko” opisanym zachowaniom. Nie chcę śpiewać w chórze. To jest mój głos solo.
Może wiatr rozgoni chmury, może rany się zagoją. Ale po czasie – etiam sanato vulnere cicatrix manet – nawet po zaleczeniu pozostanie blizna. ©℗