Jeśli ktoś nie zważa na to, co mówi przed kamerą, to nie może mieć pretensji, że kończy jako mem w internecie. Trudno, by to prasa odpowiadała za słowa, które samemu się wypowiedziało.
Pozew w tej sprawie złożyła kobieta, która uznała, że lokalny dziennik naruszył jej dobra osobiste. Udzieliła ona wywiadu, w którym opisywała wypadek drogowy. Mimo próśb ze strony dziennikarza była wulgarna i używała niecenzuralnych słów.
„Wypowiedzi powódki dotyczące policji i służb ratunkowych nie nadają się do cytowania w dokumencie, jakim jest uzasadnienie wyroku sądowego” ‒ napisał sąd.
Film z wywiadem zamieszczono w internetowym wydaniu dziennika. Szybko zaczął cieszyć się popularnością, szybko też zaczął być parodiowany. Pojawiły się teledyski w nurcie disco polo ze wstawionym głosem kobiety, memy z jej wizerunkiem. Poczuła się tym dotknięta. Jak mówiła przed sądem, choć sama nie ma internetu, to rodzina pokazuje jej coraz to nowe materiały, które ją ośmieszają.
Choć na żądanie pełnomocnika redakcja usunęła nagranie ze swojej strony, to kobieta i tak pozwała ją o naruszenie dóbr osobistych, żądając przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia. Twierdziła, że nie tylko nie godziła się na publikację wywiadu, lecz także nie autoryzowała go.
Sąd Okręgowy w Sieradzu oddalił pozew.
„To sama powódka poprzez swoje zachowanie spowodowała powstanie swojego negatywnego wizerunku. Powódka używała słów wulgarnych i przeklinała. (…) Zważyć należy, że cała wypowiedź powódki to w zasadzie jej wulgarny monolog, a dziennikarz zadał jej tylko jedno neutralne pytanie i prosił o to, by w swojej wypowiedzi była bardziej powściągliwa. Dziennikarz niczego jej nie sugerował i nie zachęcał do takiego sposobu wypowiedzi. Nawet jeżeli powódka, w swojej opinii, miała zastrzeżenia do pracy służb ratunkowych, to nie upoważniało to jej do takich określeń działań policji, jakich użyła w wypowiedzi” ‒ napisał w uzasadnieniu wyroku, które niedawno zostało opublikowane.
Zdaniem sądu trudno przyjąć, by kobieta nie zgadzała się na publikację wywiadu, skoro udzieliła go, sama trzymając mikrofon z logo gazety i patrząc wprost w kamerę. Dziennikarz nie miał też obowiązku autoryzowania jej wypowiedzi. Nie dokonywał w nich żadnego skrótu, nie przerabiał. Sama powódka przyznała zresztą, że wywiedź jest autentyczna i nie została zmanipulowana.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Okręgowego w Sieradzu z 23 marca 2020 r., sygn. akt akt I C 192/19. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia