Sąd Najwyższy jest jeden, tylko jest nieco podzielony.
To prawda. Niestety, dzieje się tak z winy starszych służbą kolegów. Dziwi mnie to, dlaczego niektórzy sędziowie SN nie mogą pójść wzorem Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wbrew ministrowi Waldemarowi Żurkowi, broni prawa „nowych” sędziów do orzekania wraz ze „starymi” sędziami.
Tymczasem w SN „starzy” sędziowie się okopali i nie chcą rozmawiać. Ale powiem panom szczerze – ta grupa nie jest nam już potrzebna. To „nowi” rozwiązali całą masę problemów, m.in. sprawy frankowe albo procedurę uzgadniania płci.
Pokazuje moją cierpliwość. Żaden „stary” sędzia SN nie może się poskarżyć na złe traktowanie.
Mogę tylko bardzo współczuć obywatelom i powiedzieć im, że mnie jako obywatela, który miał sprawy w sądzie, również to dotyka. Niestety jako pierwsza prezes SN nie mam żadnego przełożenia na funkcjonowanie sądów powszechnych.
Bałagan w sądach powszechnych. „Starzy” sędziowie SN nie mają zamiaru zostawić w spokoju nie tylko „nowych” sędziów SN, ale również sędziów sądów powszechnych. Sędziowie powołani do SN przed 2018 r. sami przyznają, że zostali do niego zaproszeni. Nie wiem, czy zdarzył się w przeszłości przypadek, że do SN kandydowało więcej niż jedna osoba na jedno miejsce. Nas nie zapraszano. Wygraliśmy konkursy, ale to nasze powołania są rzekomo obarczone wadą.
Nie wiem, czy czysta, ale z całą pewnością polityka. Widzę pewną koincydencję. Tuż po zatwierdzeniu ważności wyboru Karola Nawrockiego na urząd Prezydenta RP zaczęły się akcje przeciwko SN. Najpierw e-maile od Iustitii, później specjalny zespół ministra Żurka – na szczęście już nie sędziego, ale polityka – do ścigania sędziów SN. Potem wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 4 września 2025 r. (C-225/22), w którym odmawia się miana sądu składom z udziałem niektórych, rzekomo wadliwie, powołanych sędziów. Warto zwrócić uwagę, że ten wyrok w istotnym zakresie zaprzecza poprzednim wyrokom TSUE, nastąpiła bezprecedensowa radykalizacja stanowiska.
Na kanwie tego wyroku sędziowie z Izby Pracy wydali uchwałę, z której wynika, że my – „neonówki” – nie jesteśmy sędziami. To oczywista nadinterpretacja wyroku TSUE. Dysponuję zresztą orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał moją skargę za niedopuszczalną z uwagi na to, że jestem sędzią, a akt powołania mnie na sędziego przez prezydenta nie podlega uchyleniu.
Status sędziów Sądu Najwyższego
To już opinia ETPC. Konsekwencja dla mnie jest pozytywna. Nie twierdzę, że ETPC pochwala to, co się działo w Polsce i jak wyłaniano sędziów. Sama tego nie pochwalam. Nie podoba mi się KRS ani w obecnym, ani w poprzednim kształcie. Przypomnieć jednak i powtarzać należy, że w 2018 r., kiedy zostałam powołana do SN, przepisy ustawy pozwalały zaskarżyć uchwałę KRS jedynie w zakresie, w jakim kandydata nie przedstawiono Prezydentowi RP. Nie byłam stroną postępowania przed NSA, nie otrzymałam postanowienia o rzekomym wstrzymaniu wykonania uchwały KRS (prezydent również nie), a samo postanowienie zabezpieczające nie zostało jasno sprecyzowane, to znaczy nie wiadomo było, czy odnosi się do wszystkich kandydatów, czy tylko do tego, który nie został przedstawiony prezydentowi.
Biuro prasowe.
Niebawem zostanie to ujawnione. Jako pierwsza prezes SN podejmę środki, żeby tę uchwałę zniwelować. Po pierwsze dlatego, że wykracza ona poza ramy pytania prawnego zadanego przez Sąd Apelacyjny w Krakowie. Izba Pracy sama zadała sobie pytanie i sama na nie odpowiedziała. Po drugie, kwestie ustrojowe to właściwość Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Zadaniem sądów nie jest wykonywanie wyroków TSUE. Wystarczająco dużo czasu minęło od wyroku TSUE z 2019 r. (sprawy połączone C-585/18, C-624/18 i C-625/18 – red.), żeby władza ustawodawcza zajęła się tematem niezależności sędziów i statusem KRS. Apelowałam do polityków poprzedniej i obecnej władzy.
To nie mój problem. Tu powinna zadziałać zasada: wszystkie ręce na pokład, bo chodzi o Polskę, a nie o to, kto przeciągnie linę. Zastanawia mnie, dlaczego politykom żadnej opcji nie zależy na tym, żeby uspokoić wymiar sprawiedliwości.
Pomysł resortu na zmiany w Sądzie Najwyższym
Niech ten projekt najpierw się ukaże, bo na razie konkretów brak. Dziś mogę powiedzieć tylko tyle, że będziemy się bronić przed jakąkolwiek weryfikacją. To jest dla mnie hańba, że weryfikuje się sędziów powołanych do służby czy awansowanych po 1989 r., a żadnej rzeczywistej weryfikacji sędziów komunistycznych nie było. Po drugie, na pewno ani ja, ani większość sędziów SN i sądów powszechnych nie zgodzimy się na jakąkolwiek segregację sędziów – żeby im nadawać kolory, kokardki i tym podobne. Zawinił parlament i zawinił rząd, nie sędziowie.
W ustawie o SN i w regulaminie prezydenckim są ku temu środki prawne. Na pewno z któregoś skorzystam. Najprawdopodobniej złożę wniosek o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego w poszerzonym składzie. Być może inni sędziowie SN również skorzystają z podobnych narzędzi. Co dalej zrobi z tym SN? Tego nie wiem, ale podejmę działania, by wyeliminować tę szkodliwą uchwałę legalnymi środkami prawnymi.
Teoretycznie z przepisów wynika, że tak. Jeden z tzw. „starych” sędziów SN w trakcie posiedzenia kolegium powiedział kiedyś, że nie każda bzdura wydana przez sąd jest orzeczeniem. Zobaczymy, jak sędziowie SN potraktują tę uchwałę. Czeka nas pewnie bałagan. Ja spróbuję go ograniczyć.
Wcale nie żartuję. Jestem śmiertelnie poważna i zszokowana. Obywatele powinni dać czerwoną kartkę władzy, która, dysponując inicjatywą legislacyjną, nie chce wprowadzić zmian. Ponad miesiąc temu wysłałam kolejne pisma do premiera, marszałków Sejmu i Senatu oraz prezydenta. Pewne wstępne rozmowy podjął jedynie Karol Nawrocki. Poza tym cisza. Komu zależy na zbijaniu kapitału politycznego z bałaganu w wymiarze sprawiedliwości?
Jaki skutek uchwały SN w sprawie Izby Kontroli?
Nie jestem właściwym adresatem tego pytania. Nie biorę odpowiedzialności za to, że stanęłam przed KRS i zostałam powołana przez prezydenta do SN zgodnie z przepisami prawa uchwalonymi przez polski parlament wybrany w demokratycznych wyborach. Mam 30-letni staż jako sędzia. Nikt mi nie może zarzucić, że jestem jakimś spadochroniarzem. Więc nie jest to moja wina. Nie jest to wina żadnego z sędziów ani z SN, ani z sądów powszechnych, którzy zostali powołani do służby bądź awansowani po 2018 r.
Nie twierdzę tak.
Może – jak to bywało w poprzednich latach – by przyszli pod parlament, pod kancelarię premiera, żeby wreszcie zmusili polityków do rozmów. Ja już wyczerpałam prawie wszystkie środki. Mam pomysł na rozwiązanie tej sytuacji. Bardzo prosty. Tylko że po prostu nikt nie chce słuchać.
Tego nie powiem.
A ja złożyłam w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Wysyłając e-maile i pisma do sędziów SN, minister Żurek próbuje nas zastraszyć, a przy okazji zakłócić czynności sądowe. To niebywałe. Naprawdę nikt nie dostrzega tego, że jak raz władza wykonawcza wsadzi swój przysłowiowy nos w sądownictwo, to tak już będzie zawsze? O eskalacji wpływu ministra sprawiedliwości na sądownictwo świadczy też jego rozporządzenie z 30 września br., w którym powierza przewodniczącym wydziałów kształtowanie składu sądu. To już na całego trąci komuną.
Zresztą to jest kolejny element tego, o czym mówiłam na początku naszej rozmowy. Trwa zmasowana akcja – e-maile z Iustitii, wyrok TSUE, powołanie przez ministra Żurka zespołu prokuratorskiego… Uchwała Izby Pracy wydana przez skład tzw. spadających gwiazd – sędziów odchodzących już z SN – była wisienką na torcie całego tego procesu.
A my – „neonówki” – po prostu trwamy i trwać będziemy, dopóki nas nie wyniosą z tego sądu. I tym się różnimy od tzw. frakcji nadaktywnej. Nie korzystamy ze środków pozaprawnych, nie latamy w togach po mieście, nie zapalamy świeczek, nie uchylamy orzeczeń. Sędzia dla obywatela powinien być kartą zakrytą. Nie ma prawa ujawniać swoich poglądów.
Wiemy, że były nieprawidłowości. Poinformowała mnie o nich sędzia SN Agnieszka Góra-Błaszczykowska, która na podstawie mojego zarządzenia kieruje obecnie pracami izby. Nie zamierzam jednak wyprzedzać faktów. Są pewne ustalenia, więc trzeba je zbadać. Tym będzie się już ewentualnie zajmował rzecznik dyscyplinarny.
A ja się zastanawiam, jaki interes prawny ma sędzia Miąsik, aby zaskarżyć moje zarządzenie. Bo wskazałam w zarządzeniu Górę-Błaszczykowską, a nie jego?
Powiem panom, jak było. Gdy Izbą Pracy przestał kierować prezes Piotr Prusinowski (który nota bene bezprawnie odstąpił od zwołania zgromadzenia w celu wybrania kandydatów na prezesa izby), wyznaczyłam sędziego Miąsika do kierowania pracami izby. Ja uważałam, że sędzia Miąsik kieruje pracami na podstawie mojego zarządzenia. On natomiast uważał, że na podstawie odpowiednio stosowanej ustawy o ustroju sądów powszechnych jako najstarszy służbą sędzia pełniący funkcję przewodniczącego wydziału. Moim zdaniem przepisy tej ustawy nie mają tu zastosowania – szczególnie, że w SN nie ma wiceprezesów.
Niemniej w prawie o ustroju sądów powszechnych jest wskazanie, że okres takich tymczasowych rządów nie może trwać dłużej niż sześć miesięcy. Po sześciu miesiącach zaprosiłam więc sędziego Miąsika na rozmowę i zapytałam, na jakiej podstawie zamierza dalej kierować izbą. Usłyszałam: „Dobre pytanie”.
Chcę natomiast podkreślić, że całej tej sprawy by nie było, gdyby władza wykonawcza wywiązywała się ze swoich obowiązków, a premier nie blokował powołania nowego prezesa SN, nie udzielając kontrasygnaty pod postanowieniem prezydenta.
Chcą panowie zapytać o sytuację, jak to wiceprzewodniczący Piotr Andrzejewski rzekomo naruszył nietykalność cielesną Marcina Radwana-Röhrenschefa, wychodząc z sali posiedzeń?
Słyszałam zapowiedzi, że członkowie TS mają złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. To naprawdę żenujące. Ale niech doniosą, cała Polska będzie się śmiała. Senator Andrzejewski jest zasłużonym bojownikiem o rzeczywistą wolność i demokrację, ponosił z tego tytułu przykre konsekwencje. Wielu ludzi nawet do pięt mu nie dorasta, szczególnie pokrzykując na sali, wkraczając bez zezwolenia w strefę SN objętą szczególnym dostępem czy też – wbrew decyzjom przewodniczącego składu – traktując pracownice SN jak swoje sekretarki i naruszając ich wolność i wywołując u nich poczucie zagrożenia.
Ale kto rządzi Trybunałem Stanu? Przecież ja się od razu z tej sprawy wyłączyłam i na podstawie przepisu regulaminu TS, a nie mojego wyboru czynności zaczął podejmować wiceprzewodniczący Piotr Andrzejewski. Pracownicy udzielali więc informacji, na które pozwolił wiceprzewodniczący.
A co ja na to poradzę? Czy to ja poszłam zeznawać w charakterze świadka, tak jak 12 członków TS? Jeśli tak zależy im na sprawie, niech zrzekną się urzędu członka TS, niech parlament wybierze nowych członków.
Nie wiem, wszystko zależy od sędziów i okoliczności. W spokojnych czasach pewnie bym chciała, w warunkach wojennych – niewielu by chciało i niewielu sprostało. Ale to wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Z jednej strony chętnie bym już przeszła w stan spoczynku, z drugiej – chyba nie jestem osobą, która jest w stanie spokojnie usiąść na kanapie.
Lubię adrenalinę, mam naturę wojownika, nie jestem tchórzem i potrafię wyjść ze swojej strefy komfortu. Jedyną rzeczą, która może wyautować mnie fizycznie z gry, są działania ministra Żurka, który twierdzi, że nie mam immunitetu. Niech przyśle policję, niech mnie aresztują. Jeśli ktoś myśli, że tak mnie złamie – jest w błędzie.