Rodzimi przedsiębiorcy telekomunikacyjni zapłacą majątek, a część kosztów przerzucą na abonentów. Takie skutki może mieć wejście w życie ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa.
DGP
Rozwiązanie niezgodne z wieloma normami zawartymi w konstytucji, prawem przedsiębiorców i zasadami Konstytucji Biznesu, z Europejskim Kodeksem Łączności Elektronicznej, aż wreszcie z logiką, która powinna zakładać konkurencyjność rodzimych przedsiębiorców na europejskich rynkach, a nie dokładanie im obowiązków i kosztów, których nie ponoszą konkurenci z innych państw. Takie zarzuty wobec projektu ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa stawiają organizacje przedsiębiorców skupiające branżę telekomunikacyjną oraz podmioty specjalizujące się w wymianie handlowej z krajami azjatyckimi.

(Niedo)rozwój rynku

Przypomnijmy w największym skrócie: przygotowany przez nieistniające już Ministerstwo Cyfryzacji projekt ma być zupełnie nowym podejściem do cyberbezpieczeństwa. Dla większości jednak jest jasne, że kluczowe przepisy związane są z rozbudową infrastruktury 5G. W projekcie nie wskazano z nazwy żadnego z producentów, ale gdyby ustawa weszła w życie w przygotowanym kształcie, politycy mogliby podjąć decyzję o wykluczeniu wybranych dostawców sprzętu.
W praktyce chodzi o to, że rząd będzie mógł zakazać tworzenia nowoczesnej sieci telekomunikacyjnej na bazie urządzeń dostarczanych przez chiński koncern Huawei. Co więcej, będzie można nakazać rozbiórkę już zainstalowanych urządzeń, na co operatorzy telekomunikacyjni dostaną pięć lat. Zdaniem projektodawcy nie ma w tym nic złego. Bo będzie to inwestycja przedsiębiorców we własne bezpieczeństwo.
Biznes jednak takich kosztów ponosić nie chce. „W zakresie skutków społecznych należy opisać wpływ na likwidację miejsc pracy, obniżenie dostępności nowoczesnych usług, wzrost wykluczenia cyfrowego wynikającego z wyższego kosztu usług dla konsumentów i przedsiębiorstw: w szczególności w obszarach pracy zdalnej, zdalnej edukacji, telemedycyny, rozwoju inteligentnych usług samorządowych (smart cities) oraz nowoczesnych rozwiązań w rolnictwie, ochronie środowiska czy energetyce” – opisuje skutki wejścia w życie projektowanych przepisów Krajowa Izba Gospodarcza Elektroniki i Telekomunikacji.
Podobnie uważają reprezentanci Polskiej Izby Handlu. Ich zdaniem trzeba pamiętać, że Polska ma ograniczoną liczbę dostawców sieci. Jeśli jeden z nich zostanie wyłączony, zaszkodzi to innowacjom w technologii i odroczy digitalizację Polski. Koszty operatorów wzrosną, co przełoży się na wzrost cen usług dla konsumentów.
Z opinii prawnej Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej wynika z kolei, że przygotowane rozwiązania są niezgodne z art. 2 (zasady demokratyczne państwa prawa), art. 20 (zasady społecznej gospodarki rynkowej), art. 22 (wolność działalności gospodarczej) oraz art. 32 (zasada równości) konstytucji. Autor opinii, prof. Mariusz Bidziński, zwraca uwagę na to, że projektowana regulacja w sposób rażący ingeruje w prawa nabyte dostawców, którym przypisana zostanie przez polityków ocena „wysokie ryzyko”.
– Przedsiębiorcy de facto zmuszeni będą usunąć sprzęt, usługi i oprogramowanie, które wprowadzili na rynek zgodnie z obowiązującymi przepisami. Dotychczas to do przedsiębiorców należała ocena ryzyka wszystkich filarów prowadzonej działalności, wprowadzanie odpowiednich standardów bezpieczeństwa oraz monitoring bezpieczeństwa transakcji i produktów – zauważa prof. Bidziński.
Twierdzi, że produkty, sprzęt i oprogramowanie znajdujące się dziś na rynku są na nim legalnie. Pomysł projektodawcy należy więc uznać za naruszający zasadę niedziałania prawa wstecz oraz zasadę ochrony interesów w toku, które to wynikają z art. 2 konstytucji.

Groźba odszkodowań

Prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja Janusz Piechociński podkreśla, że rządzący powinni liczyć się z roszczeniami wobec Skarbu Państwa podmiotów, które poniosą wydatki wynikające ze zmiany prawa. W oficjalnie przekazanej w ramach konsultacji opinii przypomina, że do dziś Polska boryka się z konsekwencjami decyzji z 2016 r. w obszarze energetyki wiatrowej, które doprowadziły po latach do konieczności zawierania ugód i wymuszonych przejęć niezadowolonych podmiotów prywatnych z ewidentną stratą dla Skarbu Państwa.
– Operatorzy staną przed trudnym wyborem: wystąpić z roszczeniami wobec państwa za nieplanowane dodatkowe koszty czy najpierw budować nowoczesną sieć 5G i przeznaczać środki na odbudowę od podstaw istniejących sieci. A w końcu przed decyzją o przeniesieniu kosztów tej operacji na finalnego klienta – zauważa Piechociński.
Zaznacza, że polski rynek operatorów znajdzie się w nowych warunkach zdolności konkurencyjnych, bo nie wszyscy będą musieli wydać tyle samo na wymianę używanego sprzętu. Z danych zaprezentowanych kilka tygodni temu przez szefa działu analiz Haitong Banku Konrada Księżopolskiego wynika, że na wymianę sprzętu pochodzącego z Azji Play będzie musiał wydać 1,3– 1,5 mld zł, Orange i T Mobile 0,55–0,6 mld zł, a Polkomtel 100–200 mln zł.
Izba zarządzana przez byłego wicepremiera i ministra gospodarki zwraca uwagę, że może to istotnie zmienić pozycję poszczególnych operatorów na rodzimym rynku. A nie o to przecież powinno chodzić w ustawie dotyczącej cyberbezpieczeństwa.

Konieczna debata

Wszelkie uwagi do projektu są właśnie konsultowane w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, która przejęła zadania Ministerstwa Cyfryzacji. Biznes liczy, że rządzący, jeśli nawet nie chcą wierzyć przedsiębiorcom działającym na polskim rynku, przyjrzą się, jak o cyberbezpieczeństwo dbają inne państwa.
– Wielka Brytania podjęła decyzję, że do 2028 r. część sprzętu powinna zniknąć z tamtejszych sieci telekomunikacyjnych. Zrobiono to po merytorycznej debacie, analizując, czy dany sprzęt może być np. w bazie wojskowej czy w domu. Podobnie podeszły do tematu Niemcy. Dokonano analizy bezpieczeństwa i przyjęto rozwiązania mające ograniczyć ryzyka – wskazywał Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający Fundacji Digital Poland, podczas niedawno zorganizowanej przez DGP debaty.
– W Polsce takiej debaty w ogóle nie ma. Z samego projektu ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa oraz uzasadnienia niewiele się dowiadujemy. To niestety wzmacnia przekonanie, że chodzi wyłącznie o decyzje polityczne, a nie merytoryczne – uważa ekspert.