W I półroczu br. oddano do użytkowania o 22,5 proc. mniej budynków mieszkalnych i jednocześnie o niemal 15 proc. mniej mieszkań niż przed rokiem. Zdaniem ekspertów to skutek braku programu „Kredyt na start', który przekłada się na popyt w kraju. Ale to niejedyna widoczna zmiana.
Opublikowane właśnie dane GUS potwierdzają też prognozy analityków na temat zmian na rynku mieszkaniowym. Większe wzięcie mają mniejsze lokale, co ma być odpowiedzią na uruchomienie rządowego wsparcia. Przeciętna powierzchnia mieszkania zmalała o 3,7 proc. To wynik podobny do tego sprzed pandemii. W czasie koronawirusa Polacy szukali częściej domów i większych lokali z ogródkiem, ale po tym wzroście zainteresowania większymi powierzchniami nie ma już śladu.
Jak wynika z danych GUS, po raz pierwszy od wielu lat oddano też mniej obiektów w segmentach biurowym, handlowym, magazynowym i przemysłowym. Co więcej, poza rynkiem biurowym spadki są wręcz dwucyfrowe.
Z jednej strony to wynik trudności, z jakimi boryka się handel, bo to one przekładają się zarówno na spadki zainteresowania powierzchniami tak na usługi komercyjne, jak na magazyny. Sprzedaż detaliczna w I połowie tego roku w sektorze spożywczym była niższa o 0,8 proc., w AGD/RTV i meblach – o 8,4 proc., a w sektorze odzieży i obuwia – o 14,7 proc. Z kolei mniejsza aktywność na rynku budowlanym ma swoje przełożenie na firmy wykonawcze i podwykonawcze.
Jak wynika z danych Dun & Bradstreet opracowanych dla DGP, od stycznia do czerwca tego roku biznes robót budowlanych: wykończeniowych, specjalistycznych oraz związanych z wznoszeniem budynków zawiesiło dwa razy więcej firm niż w całym 2019 r. W sumie chodzi o niemal 12,6 tys. przedsiębiorców. Na wykreślenie z rejestru działalności zdecydowało się natomiast niemal 10 tys. podmiotów, czyli prawie tyle samo, ile w całym roku przed pandemią i w pierwszym roku jej trwania.
Jak dodaje Dariusz Blocher, prezes zarządu Unibep, widać również wzrost poziomu niewypłacalności wśród firm budowlanych. To, jak zaznacza, źle wróży na przyszłość, a branża czeka na projekty związane z uruchomieniem choćby finansowania z funduszy europejskich.
– Wtedy może dojść do wzrostu zapotrzebowania na wykonawców i podwykonawców, a to droga do podwyżki cen za usługi czy poślizgów w terminach realizacji projektów. Dlatego przetargi na duże inwestycje powinny być już rozpisywane, a jeśli nie, to warto, by np. samorządy dały sygnał, na jakie inwestycje się szykują – przekonuje. – Wielu pracowników odeszło z sektora, przebranżawiając się, co oznacza, że już nie wrócą na rynek. ©℗