Publiczne pieniądze są wydawane nieprawidłowo – uważa Narodowy Bank Polski. Chodzi o sposób wykorzystywania środków z rządowego programu Mieszkanie dla Młodych. Zdaniem banku centralnego MdM w obecnym kształcie wspiera przede wszystkim „sektor deweloperski z widocznym uszczerbkiem dla realizacji celów społecznych”. Ponad połowa beneficjentów programu (52 proc.) to osoby samotne, niemal zawsze bezdzietne. Również wśród małżeństw korzystających z dopłat najwięcej jest tych bez potomstwa (55 proc.)
Lepiej, żeby pieniądze przeznaczone na program Mieszkanie dla Młodych nie zostały w stu procentach wykorzystane i przepadły, niżby skorzystać z nich mogły osoby poszukujące lokalu na rynku wtórnym. Tak w skrócie podsumować można odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju na uwagi Narodowego Banku Polskiego do nowelizacji ustawy o pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania przez młodych ludzi.
NBP wskazuje, że obecne zasady nabywania nieruchomości w ramach programu MdM, którego beneficjentom państwo dopłaca do wkładu własnego, wspierają raczej sektor deweloperski niż rodziny marzące o własnym M. Wszystko przez to, że MdM umożliwia nabycie lokali jedynie z rynku pierwotnego, mieszczących się w określonych limitach cenowych. W ocenie NBP takie ograniczenie nie ma uzasadnienia i w praktyce doprowadziło jedynie do stymulacji popytu na mieszkania małe, lepszej jakości, ale jednocześnie droższe – czyli takie, które dominują w ofercie deweloperów. W efekcie z programu skorzystali głównie single (52 proc. wszystkich beneficjentów) albo bezdzietne pary (34 proc. korzystających z MdM).
„Oznacza to, że program w swoim obecnych kształcie wspierał deweloperów oraz osoby samotne o wyższych dochodach. Pomimo że brak jest społecznego uzasadnienia dla takiego kierunku wydatkowania pieniędzy publicznych, omawiania główna wada programu nie została usunięta” – wskazuje w piśmie z 31 grudnia NBP. Zaznacza także, że rentowność projektów deweloperskich mierzonych roczną stopą zwrotu w największych miastach Polski „kształtuje się obecnie na poziomie 18–20 proc. i nie ma żadnego uzasadnienia dla wspierania tego sektora”.
„Na rynku mieszkaniowym występuje zazwyczaj łańcuch zmian mieszkań, a ograniczenie programu do rynku pierwotnego powoduje jego przerwanie. Nowe mieszkania kupuje się zazwyczaj za pieniądze ze sprzedaży starego. Dlatego w programach tego typu nie ogranicza się mieszkań tylko do nowych, chyba że jest to program wybitnie interwencyjny w stosunku do deweloperów. Jednak w Polsce taka interwencja nie była i nie jest konieczna, a jej rezultatem jest tylko szybszy wzrost cen mieszkań deweloperskich” – akcentuje Piotr Wiesiołek, wiceprezes NBP.
Powyższych uwag nie podzieliła Dorota Pyć, podsekretarz stanu w MIiR. „O utrzymaniu wsparcia nabywców dokonujących zakupów tylko na rynku pierwotnym przeważyły przede wszystkim argumenty dotyczące podtrzymania, w okresie spowolnienia gospodarczego, działalności inwestycyjnej oraz poziomu zatrudnienia na rynku budowlanym oraz rynkach towarzyszących. Ten cel programu jest niezwykle ważny zwłaszcza aktualnie, kiedy finalizowane są projekty finansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach perspektyw 2007–2013” – czytamy w piśmie z 5 stycznia 2014 r.
Wiceminister Pyć przekonuje, że rozszerzenie programu o rynek wtórny wpłynęłoby na wzrost prognozowanych wydatków budżetowych na jego realizację i pełne wykorzystanie środków rezerwy celowej przeznaczonych na jego finansowanie (według obecnych szacunków w 2015 r. wykorzystanych zostanie jedynie 55 proc. zarezerwowanych środków, w 2016 r. natomiast 75 proc.; środki te nie przejdą na lata następne). Spowodowałoby to zamknięcie w trakcie danego roku możliwości składania nowych wniosków.
„Taka zmiana w trakcie funkcjonowania programu może również negatywnie wpłynąć na rynek mieszkaniowy. Wzrost liczby rozpoczynanych inwestycji wskazuje, że wielu przedsiębiorców zainwestowało w budowę mieszkań w celu ich sprzedaży w ramach programu określonego obecnymi parametrami” – podnosi Pyć. Dodaje, że dopuszczenie rynku wtórnego mogłoby spowodować m.in. załamanie planów inwestycyjnych, brak możliwości sprzedaży mieszkań po planowanych cenach i bankructwo części inwestorów. „Negatywny wpływ takiego scenariusza odczuliby też inni uczestnicy procesu budowlanego (np. projektanci, firmy przygotowujące tereny pod inwestycje, firmy remontowo-budowlane, firmy działające w branżach towarzyszących budownictwu mieszkaniowemu)” – przestrzega przedstawicielka resortu.
Rezultatem interwencji państwa jest szybszy wzrost cen mieszkań
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji ustawy przed Komitetem Stałym Rady Ministrów