Zwłaszcza że gdy pozostawi się na kolejne lata (dziesięciolecia) obecny stan rzeczy, chwilowo ukrócony proceder może odrodzić się ze zdwojoną siłą.
Wstępne założenia projektu ustawy przedstawione w ubiegłym tygodniu przez Patryka Jakiego, wiceministra sprawiedliwości i szefa komisji reprywatyzacyjnej, wydają się w miarę rozsądne i co chyba ważniejsze, możliwe przez państwo do spełnienia. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Dlatego poprosiliśmy także włodarzy miast i ekspertów, żeby wskazali miejsca, gdzie mogą pojawić się wątpliwości. I okazało się, że jest ich co niemiara, mimo zgodnych deklaracji, że ustawa jest potrzebna.
– Przedstawione ogólne założenia ustawy wskazują, że problem nieruchomości zostanie rozwiązany jedynie na terenie m.st. Warszawy – podkreśla Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. Dlaczego? Bo w innych miastach dekretu Bieruta nie było, a zwroty odbywają się na podstawie różnych przepisów i nieuwzględnienie któregoś z nich w ustawie może prowadzić do takich samych kłopotów z reprywatyzacją jak dziś.
Część ekspertów zadaje także pytanie, czy całkowity zakaz zwrotów w naturze to nie krok za daleko. – Może być to ze szkodą dla interesu publicznego – uważa dr Marcin Górski, radca prawny, dyrektor wydziału prawnego Urzędu Miasta Łodzi. I z perspektywy specyfiki tego miasta pyta: dlaczego podatnicy mieliby wypłacać sowite zadośćuczynienia za niezamieszkiwane nieruchomości o złym stanie technicznym. Z kolei Witold Pahl, wiceprezydent stolicy, zwraca uwagę, że tak znaczące ograniczenie kręgu uprawnionych do rekompensat jest niezgodne z polskim prawem cywilnym i może się wręcz okazać niekonstytucyjne.

ZAINTERESOWAŁ CIĘ TEN TEMAT? CZYTAJ WIĘCEJ W TYGODNIKU GAZETA PRAWNA >>>