Ze wszystkich stron jesteśmy bombardowani informacjami, które w taki czy inny sposób zachęcają do kupowania mieszkań. Nie mam na myśli reklam oferty deweloperów. Są bardziej subtelne sposoby.
Pośrednicy na rynku nieruchomości od dłuższego czasu podkreślają, jak mocno spadły ceny mieszkań. Jeszcze bardziej zmniejszyło się oprocentowanie lokat w bankach, co – zdaniem licznych specjalistów – skłania do wyciągnięcia pieniędzy z banków i inwestowania ich w mieszkania na wynajem. Stopa zwrotu będzie wyższa. Bankowcy (a bardziej pośrednicy kredytowi) mówią z kolei o rekordowo niskich stopach procentowych, które pozwalają wziąć kredyt większy niż, dajmy na to, rok temu. Do brania kredytów zachęca nawet nadzór finansowy: wprawdzie zaostrzył standardy, ale to zaostrzenie (wymóg wkładu własnego) zacznie obowiązywać dopiero za jakiś czas. No i nie zapominajmy o rządzie: pod koniec 2012 r. przyczynił się do ożywienia w segmencie tańszych lokali, kończąc program Rodzina na Swoim (parę tysięcy rodzin wzięło kredyt), wkrótce ma ruszyć z kolejnymi – Mieszkanie dla Młodych i z odkupywaniem przez państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego mieszkań od deweloperów, żeby umożliwić ich tani wynajem.
A więc nie ma powodu, by lokale dalej taniały, i mamy właśnie najlepszy moment do kupna? Być może. Warto tylko pamiętać, że pośrednicy, doradcy, eksperci i politycy mają też swój interes w zachęcaniu do inwestycji mieszkaniowych. Część chce w ten sposób rozruszać gospodarkę, ale część ma na myśli rozruszanie własnych kont bankowych.