Tylko w grudniu popyt na kredyty hipoteczne wzrósł o jedną czwartą. Pod względem wielkości sprzedaży ubiegły rok mógł być rekordowy.
/>
Łączna wartość wniosków kredytowych, jakie klienci banków i SKOK-ów złożyli w ostatnim miesiącu 2019 r., była o 24,1 proc. wyższa niż w grudniu 2018 r. Biuro Informacji Kredytowej, które podało te dane, zwraca uwagę, że wzrost tej wartości to przede wszystkim skutek większej liczby klientów ubiegających się o kredyt. W grudniu wnioski złożyło aż 30,6 tys. osób, podczas gdy rok wcześniej 25,5 tys. Średnio chcieli oni pożyczyć 288,1 tys. zł, o 9 proc. więcej niż w grudniu 2018 r.
– Wzrost średniej wartości kredytu odpowiada mniej więcej wzrostowi cen mieszkań – to normalne, że chcąc kupić droższe mieszkanie, trzeba zaciągnąć wyższy dług. Ale zwraca uwagę dynamicznie rosnąca liczba wnioskujących o kredyt. Być może znaczenie ma narastające przekonanie, że ceny nadal będą rosnąć, a ich obecne poziomy, które niegdyś wyglądały na wygórowane – np. 10 tys. zł za metr kwadratowy w Warszawie – to już norma – mówi Waldemar Rogowski, analityk BIK. Podkreśla, że grudniowy wynik był drugim co do wielkości wzrostem popytu w 2019 r. Większy skok zanotowano jedynie w marcu, gdy łączna wartość złożonych wniosków zwiększyła się o 26,5 proc. Waldemar Rogowski mówi, że bardzo wysoki popyt na kredyty mieszkaniowe utrzymywał się przez cały rok, w sumie wnioski złożyło prawie 450 tys. osób, o 29 tys. więcej niż w 2018 r.
Powody takiej sytuacji są co najmniej dwa. Pierwszy: w Polsce nadal mamy głód mieszkań. Ich podaż rośnie, bo według danych GUS na koniec listopada oddano do użytku o 11,6 proc. więcej mieszkań niż przed rokiem, podobnie szybko przyrasta liczba rozpoczętych budów (o 5 proc.). Ale nadal Polska jest krajem o jednym z najwyższych poziomów tzw. ubóstwa mieszkaniowego w Unii Europejskiej. W połowie grudnia Eurostat opublikował zestawienie pod względem liczby mieszkających w złych warunkach. To tzw. wskaźnik deprywacji mieszkaniowej, odsetek osób, które mieszkają w przeludnionych lokalach albo w mieszkaniach o bardzo niskim standardzie. Przejawem ubóstwa mieszkaniowego jest np. brak toalety, łazienki, niedoświetlenie mieszkania czy przeciekający dach. Z danych Eurostatu wynika, że w 2018 r. w takich warunkach mieszkało 8,6 proc. Polaków. Dało to Polsce niechlubne piąte miejsce pod względem skali mieszkaniowej biedy na 28 państw europejskich.
– Głód mieszkań jest ciągle duży. A jednocześnie coraz więcej informacji o tym, że ceny rosną i będą rosnąć, dodatkowo napędza popyt – mówi Waldemar Rogowski. Jeśli do tego jeszcze dodać obawy o wyhamowanie podaży (tempo wzrostu liczby nowych pozwoleń wyhamowuje, w listopadzie było ich o 1,5 proc. mniej niż rok wcześniej), to nic dziwnego, że ci, którzy zamierzali dokonać zakupu, mogli przyspieszyć swoje decyzje.
– Biorąc pod uwagę, że ceny mieszkań rosną szybciej niż płace w gospodarce i do tego mamy bardzo niskie stopy procentowe, to nie ma się co dziwić, że ludzie rozważają, czy nie wziąć kredytu i nie dokonać zakupu. Bo ten strukturalny niedobór mieszkań cały czas mamy duży – mówi Marcin Czaplicki, ekonomista PKO BP.
Ekspert wskazuje na jeszcze jeden efekt niskich stóp: to inwestycje w mieszkania stają się dziś jednymi z najbardziej dochodowych. Niskie oprocentowanie lokat w porównaniu do inflacji nie daje nawet ochrony wartości kapitału. A kupując mieszkanie, którego cena rośnie co najmniej w takim tempie, jak inflacja (a ostatnio znacznie szybciej), inwestor może liczyć zarówno na ochronę wartości, jak i na dodatkowy zysk, choćby z najmu.
– Dane NBP wskazują również, że dochody z najmu są większe nie tylko od dochodów z lokat, lecz także od innych inwestycji alternatywnych – mówi Marcin Czaplicki. Podkreśla przy tym, że sama liczba wniosków o kredyt, którą raportuje BIK, nie musi oznaczać, że tyle właśnie kredytów hipotecznych udzielą banki. Choć akurat hipoteki to dla nich atrakcyjna część rynku: mają najniższą wagę ryzyka, rentowność nadal jest duża, a szkodowość – czyli odsetek kredytów niespłacanych – stosunkowo mała w porównaniu do innych typów pożyczek.
Waldemar Rogowski z BIK zakłada, że duży wzrost liczby wniosków w grudniu mógł przełożyć się na większą sprzedaż kredytów. A jeśli tak, to cały 2019 r. był jednym z najlepszym pod tym względem po 1989 r.