Inwestorów można znaleźć nawet do przedsięwzięć kosztownych i obarczonych dużym ryzykiem. Szczególnie w branży biotechnologii. Trzeba znać rynek, ludzi, lubić adrenalinę.
Dr Marcin Szumowski, prezes firmy / Dziennik Gazeta Prawna
Polska firma OncoArendi Therapeutics, specjalizująca się w opracowaniu nowych receptur leków, stanęła do wyścigu o miliardy dolarów. Jej ambicją jest powtórzenie sukcesu małego amerykańskiego przedsiębiorstwa Amira Pharmaceuticals. W 2011 r. zostało ono kupione przez nowojorskiego giganta Bristol-Myers Squibb za 325 mln dol. Zgodził się on dodatkowo zapłacić 150 mln dol. za jej licencje. Do dziś to jedna z najczęściej komentowanych transakcji w branży biotechnologicznej.
OncoArendi – tak jak wcześniej Amira – od 2012 r. wdraża model biznesowy, polegający przede wszystkim na opracowywaniu substancji leczniczych, które byłyby pierwsze w swojej grupie terapeutycznej (mających nowe cele biologiczne). Tzw. first-in-class to ogromne ryzyko, ale w razie sukcesu – wymierne korzyści finansowe, bo chociaż koszt doprowadzenia projektu do fazy badań to 4–5 mln dol., to wielkie koncerny gotowe są potem zapłacić za prawo do specyfiku nawet grubo ponad 100 mln dol. Koszty to obok ryzyka niepowodzenia i długotrwałości procesu największe problemy związane z tego typu działalnością, dlatego podejmowanie w Polsce takiego wyzwania nie jest częste. Rozwiązaniem w tym przypadku okazało się pozyskanie inwestorów – tak prywatnych, jak i publicznych. Firma – po wygranych konkursach – zyskała dofinansowanie np. z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju; tylko w ostatnim czasie z tego tytułu pozyskała ok. 20 mln zł. Uwierzyli w nią także prywatni inwestorzy – na początku roku jej akcjonariuszem został Michał Sołowow.
– W sumie zgromadziliśmy ok. 15 mln zł z prywatnych źródeł i ok. 50 mln zł środków publicznych. Na razie korzystamy z tych dwóch źródeł finansowania – mówi DGP Marcin Szumowski, prezes OncoArendi.
Szef biotechnologicznej spółki zacięcie naukowe miał zawsze – zanim zajął się biznesem, na uczelniach amerykańskich i w instytucjach badawczych spędził 13 lat. Zarządzał ponad 40 projektami o łącznej wartości ok. 1 mld zł. Do dziś branża kojarzy go z giełdową Medicalgorithmics – wycenianą na 700 mln zł – której był prezesem. Wówczas próbował namówić rodzime anioły biznesu na inwestycje w znacznie prostszą technologię – urządzenia zdalnie analizujące rytm serca. Bezskutecznie. Ostatecznie pieniądze znalazł w USA.
– Naszą przewagą są siedmiokrotnie niższe koszty własne doprowadzenia potencjalnego leku do II fazy badań klinicznych. W Polsce dobry naukowiec kosztuje jedną czwartą tego, co trzeba byłoby zapłacić podobnie wykwalifikowanemu specjaliście w USA – wylicza teraz Szumowski. Koszty obniżają też tworzenie konsorcjów i outsourcing usług. Firma nie inwestuje we własne laboratoria, ale je wynajmuje – m.in. w Łodzi i Warszawie. Współpracuje z ośrodkami w USA i Polsce, ale zasadą jest pełna kontrola nad know-how. OncoArendi realizuje też własne projekty, wynajduje zawieszone, po czym wykupuje licencje i kontynuuje badania ze współautorami głównych patentów. Dąży w ten sposób do tego, by wszystkie pozyskane środki poszły na rozwój nowych leków, czyli w praktyce na gotowe przedklinicznie programy badawcze dla koncernów, bo tylko te mogą sobie pozwolić na ich komercjalizację. Zainteresowane wynikami jej prac są m.in.: AstraZeneca, Amgen, Boehringer Ingelheim i GlaxoSmithKlein, głównie dlatego, że specjalizacja OncoArendi to przede wszystkim astma i nowotwory, co także jest nie bez znaczenia. Szacuje się, że rynek leków na astmę wart jest 20 mld dol., z kolei preparatów immunoonkologicznych, który dopiero się rozwija, za 10 lat osiągnie wartość 80 mld dol.
Podczas dwóch ostatnich lat OncoArendi dokonała siedmiu międzynarodowych zgłoszeń patentowych i uzyskała dwa patenty w USA.