Oferty w Czarny Piątek mogą faktycznie stać się atrakcyjne. A nabywcy np. czekolady znanej marki przestaną się dziwić, że za granicą smakuje ona inaczej.
Oferty w Czarny Piątek mogą faktycznie stać się atrakcyjne. A nabywcy np. czekolady znanej marki przestaną się dziwić, że za granicą smakuje ona inaczej.
Ukrócenie procederu tworzenia fałszywych opinii i reklamowania oszukańczych promocji oraz zwiększenie przejrzystości pozycjonowania ofert w internecie - to główne cele nowelizacji ustawy o prawach konsumenta oraz niektórych innych ustaw (numer z wykazu UC86), której projekt wczoraj przyjęła Rada Ministrów.
Formalnie regulacja ta wdraża część postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2019/2161 z 27 listopada 2019 r. (tzw. dyrektywa Omnibus), ale nie tylko - znajdują się w niej dodatkowo propozycje odnoszące się np. do zasad sprzedaży bezpośredniej.
Projekt dokonuje zmian w czterech ustawach konsumenckich: o ochronie konkurencji i konsumentów (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 275), o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2070), o informowaniu o cenach towarów i usług (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 178) oraz o prawach konsumenta (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 287 ze zm.).
Osobno procedowany jest (już po komisji prawniczej; numer z wykazu UC53) projekt Ministerstwa Sprawiedliwości mający nowelizować ustawę o prawach konsumenta oraz kodeks cywilny. On również będzie implementował część postanowień dyrektywy Omnibus.
Co ważne, unijna dyrektywa powinna być wdrożona przez państwa członkowskie do 28 maja br., jednak polski ustawodawca nie dotrzymał tego terminu. Zdania są podzielone na temat tego, czy rodzimi przedsiębiorcy już powinni respektować unijne rozwiązania. Na pewno firmy powinny zachować czujność i starać się wypełniać wymogi, jeżeli prowadzą biznes w krajach, w których regulacje zostały wdrożone na czas.
Przyjęty projekt odnosi się do sposobu prezentowania cen towarów i usług. „Mega obniżki z okazji Black Friday”, „Wietrzenie magazynów na Black Week”, „Najniższe ceny w Cyber Monday” - tego typu hasła nierzadko okazywały się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Firmy potrafiły bowiem znacznie zawyżać ceny swoich produktów na kilka dni przed okresami wyprzedaży, żeby później je trochę obniżyć i przekonywać klientów, że przygotowali dla nich niezwykle atrakcyjne promocje. Proceder był tak częsty, że powszechne stało się określanie Black Friday (z ang. „czarny piątek”) mianem Fake Friday (z ang. „fałszywy piątek”).
Po implementacji przepisów sklepy (stacjonarne oraz internetowe) w każdym przypadku obniżenia ceny towaru lub usługi będą musiały podawać także informację o najkorzystniejszej cenie tego dobra, jaka była stosowana w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki. W tym zakresie są jednak pewne wątpliwości.
- Przykładowo wytyczne Komisji Europejskiej wskazują, że nie trzeba podawać wcześniejszej ceny, jeżeli klient jest uczestnikiem programu lojalnościowego sklepu. Nie wiadomo jednak, jak dokładnie definiować wspomniany program - zauważa Przemysław Rybicki, radca prawny z kancelarii Affre i Wspólnicy.
W zakresie prezentowania oferty są także inne propozycje. Dotyczą one cen towarów i usług w internecie, które zostały ustalone z uwzględnieniem kategorii klienta w sposób zautomatyzowany, np. przy użyciu algorytmów komputerowych sprawdzających, czy użytkownik posiada określoną aplikację albo dokonuje zakupu usługi w czasie zwiększonego popytu. W takim przypadku konsumenci będą musieli otrzymać o tym fakcie jasną informację najpóźniej w chwili wyrażenia woli dokonania zakupu (przed zawarciem umowy).
- Najprawdopodobniej firmy będą informować o tym, jakie kryteria zostały wzięte pod uwagę przy oferowaniu ceny. Ale już nie o tym, jak istotnie wpłynęło to na ofertę - uważa adwokat Dominik Jędrzejko, partner w kancelarii Kaszubiak Jędrzejko Adwokaci.
Za nierzetelne informowanie o cenach Inspekcja Handlowa będzie mogła nałożyć karę do 20 tys. zł. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości co najmniej trzykrotnie w ciągu roku od pierwszego naruszenia - kara wzrośnie do 40 tys. zł. Jeśli skala naruszeń byłaby powszechna i doszłoby do naruszenia zbiorowych interesów konsumentów, wówczas prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów może nałożyć karę do 10 proc. rocznego obrotu przedsiębiorcy. Gdyby nie dało się ustalić wysokości tego obrotu - grzywna może wynieść do 2 mln euro.
Przepisy obejmą również kwestię prezentowania wyników wyszukiwania towarów i usług w sieci. Chodzi np. o przeglądarki internetowe, które podpowiadają, gdzie kupić interesujące nas dobra. Albo strony, na których można porównać oferty różnych sklepów. Niektóre dają użytkownikom opcję posegregowania wyników wyszukiwania, począwszy np. od najniższej ceny. Kłopot w tym, że często przeglądarki oraz porównywarki mają interes w eksponowaniu określonych ofert, bo dostają pieniądze od reklamodawców.
/>
Efekt jest taki, że najwyżej plasowane (uwidaczniane w wynikach wyszukiwania) bywają oferty sponsorowane - i nie zawsze konsumenci są o tym odpowiednio poinformowani. Przepisy mają wprowadzić obowiązek wyraźnego podania, że konkretna oferta została wyświetlona nie ze względu na to, że najbardziej pasuje do wyszukiwania klienta, ale z tego powodu, że usługodawca ma z tego dodatkową korzyść finansową.
Na marginesie, w przepisach zaproponowano jednolitą definicję internetowej platformy handlowej. Rozumiana ma być ona jako usługa korzystająca z oprogramowania, w tym strony internetowej, części strony albo aplikacji, obsługiwanych przez przedsiębiorcę. Umożliwiają one konsumentom zawieranie umów na odległość z innymi przedsiębiorcami lub osobom fizycznym z podobnymi sobie. Konsumenci mają być odpowiednio informowani o tym, z kim zawierają umowę, i jaki to ma wpływ na ich prawa po dokonaniu zakupu.
W katalogu nieuczciwych praktyk rynkowych ma pojawić się zamieszczanie lub zlecanie zamieszczania nieprawdziwych opinii lub rekomendacji klientów, albo zniekształcanie (np. ukrywanie) recenzji w celu promowania produktów. Na polskim rynku działają agencje marketingowe, które specjalizują się w pisaniu rzekomych opinii konsumentów na zamówienie. W ubiegłym tygodniu na łamach DGP pisaliśmy, że Tomasz Chróstny, prezes UOKiK, postawił zarzuty wprowadzania konsumentów w błąd przez dwie spółki dostarczające fałszywe recenzje do umieszczenia w popularnych serwisach społecznościowych.
Ponadto zakazany ma być proceder obserwowany szczególnie w obszarze sprzedaży internetowej ściśle limitowanej liczby dóbr, np. biletów na wydarzenia kulturalne albo najnowszych sprzętów elektronicznych. Chodzi o wykupowanie dużej liczby towarów przez algorytmy komputerowe w celu ich późniejszej odsprzedaży po znacznie zawyżonej cenie (to tzw. scalping).
Tacy sami, a różnice między nami
Wśród regulacji znajduje się częściowe rozwiązanie dla niekorzystnych sytuacji, w których konsumenci z różnych krajów są traktowani jak klienci gorszej kategorii w porównaniu np. z zachodnimi. Dyrektywa Omnibus wprowadza bowiem zakaz wprowadzania na rynek teoretycznie identycznych towarów i usług o faktycznie podwójnej jakości.
Chodzi o to, żeby przeciętny Kowalski nie był raczony np. czekoladą z zawartością oleju palmowego, kiedy Schmidt zjada tabliczkę ze zdrowszym olejem rzepakowym. A przynajmniej, żeby Kowalski był wyraźnie poinformowany o tym, że pyszna czekolada, którą jadł nad Menem, to nie ten sam produkt, który może kupić w osiedlowym sklepie nad Wisłą. W przeciwnym razie można mówić o wprowadzeniu konsumenta w błąd.
- Na produktach mogą pojawić się np. wskazania, że dany towar został wyprodukowany dla określonego rynku. Konsument nadal będzie musiał jednak samodzielnie obejrzeć produkt, chociażby pod kątem składu, żeby ocenić, czy spełnia jego oczekiwania - wskazuje mec. Dominik Jędrzejko.
Etap legislacyjny
Projekt ustawy przyjęty przez rząd
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama