A gdyby tak wyprzedzić Google’a, wymyślić coś przed nim i zaskoczyć świat? Marzenie nie do zrealizowania? Niekoniecznie. Warszawskiemu Navmaxowi się udało – to on wskazał Google’owi drogę. I to dosłownie.
A gdyby tak wyprzedzić Google’a, wymyślić coś przed nim i zaskoczyć świat? Marzenie nie do zrealizowania? Niekoniecznie. Warszawskiemu Navmaxowi się udało – to on wskazał Google’owi drogę. I to dosłownie.
Tylko co drugi klient tej firmy pochodzi z Polski. Co dwunasty mieszka w Stanach Zjednoczonych, a odbiorców nie brakuje nawet w tak egzotycznych krajach jak Indie czy Brazylia. Skąd popularność map nawigacyjnych polskiego Navmaxa w tak nietypowych miejscach globu? Przecież na tym rynku działają znacznie lepiej rozpoznawalne, uznane, zagraniczne firmy jak choćby Garmin czy Tom Tom. Ale Navmax jest tańszy, a poza tym ma jedną wyróżniającą go cechę – można korzystać z niego także w trybie offline, czyli w sytuacji gdy nasz smartfon nie ma zasięgu. To nie tylko obniża koszty (nie płaci się za transfer), ale pozwala korzystać z nawigacji choćby w środku brazylijskiej dżungli.
– Na pewno pomaga nam też to, że jesteśmy nawigacją rekomendowaną przez Samsunga i nasz produkt można dostać w Samsung Apps – wyjaśnia Marcin Wykurz, wiceprezes i jeden z założycieli Navmaxa. Oczywiście aplikację można pobierać również z innych miejsc – w Google Play zrobiło to już ponad 100 tys. użytkowników. Obecnie jest ona rozwijana dla systemów operacyjnych: Android, iOS oraz Windows Mobile oraz Windows CE. W planach firmy jest nawet wprowadzenie do sprzedaży wersji dla systemu Windows Phone oraz BlackBerry.
Jak zrodził się pomysł na polską nawigację? Założyciele Adam Wojciechowski, Jerzy Łuczkiewicz i Marcin Wykurz przez lata byli związani z tą branżą, m.in. wcześniej pracowali u swojej dzisiejszej konkurencji. Tam się zaprzyjaźnili, ale później ich drogi zawodowe się rozeszły. Dopiero po kilkunastu miesiącach spotkali się na imprezie w domu jednego z nich, gdzie wspólnie podjęli decyzję: robimy nowe, lepsze mapy. Była wiosna 2011 r. – Zaczynaliśmy bez wielkiego kapitału początkowego, dlatego zdecydowaliśmy się na outsourcing. Kupujemy mapy na poszczególne kraje od lokalnych dostawców, którzy mają najlepsze oferty na rynku. Oczywiście głównie współpracujemy z globalnym dostawcą Navteqiem. Później integrujemy poszczególne mapy z naszym interfejsem – wyjaśnia Wykurz.
Bardzo istotną kwestią jest dopasowanie języka. Obecnie Navmax oferuje nawigację z interfejsem w 15 wersjach językowych. Poza polskim czy angielskim dostępne są m.in. portugalski (również w brazylijskiej odmianie), holenderski, rosyjski czy turecki. To jednak nie wielojęzyczność najbardziej spodobała się użytkownikom Navmaxu, ale zupełnie inne narzędzie – usługa traffic control, czyli pokazywanie ruchu na drodze (a raczej korków) z aktualizacją co dwie minuty. Kilka miesięcy wytężonej pracy zaowocowało wprowadzeniem na rynek rozwiązania, które światowy potentat Google dopiero planował (ostatecznie podobną usługę wprowadził kilka miesięcy po Navmax). – Niedawno zadzwonił do mnie jeden z przyjaciół. Akurat w dniu, gdy częściowo został zamknięty most Grota-Roweckiego. Nasza aplikacja pokazywała, że most jest pusty więc był pewien, że się zepsuła. Zaryzykował jednak i pojechał na „Grota”. Okazało się, że faktycznie przeprawa przez Wisłę w tym miejscu była przejezdna, podczas gdy sąsiednie mosty stały w korkach. Takie sytuacje to najlepszy dowód na to, że nasz system świetnie działa – chwali się Marcin Wykurz.
Dane o korkach w aplikacjach Navmaxu pochodzą od firmy CE-Traffic, która z kolei pobiera je od będących w ruchu użytkowników różnych nawigacji i aut wybranych firm logistycznych. Dzięki temu ma najbardziej kompletne dane. Co ciekawe, mimo że Google korzysta z tego samego dostawcy, to nawigacja giganta wciąż nie uwzględnia informacji o korkach przy wyznaczaniu czy korygowaniu tras. Tymczasem Navmax – jak najbardziej.
Dopracowane nawigacje otworzyły przed warszawską firmą nowe horyzonty. Niedawno zgłosiła się do niej firma z Cypru, która poprosiła, aby stworzyć „nawigacyjny przewodnik turystyczny” po Cyprze i Izraelu. Z założenia miał działać tak: będąc w danym punkcie, można było włączyć komentarz, że „właśnie znajdujesz się przed atrakcją taką i taką, która cechuje się...”. I choć produkt udało się stworzyć, to niestety firma, która go zamówiła, wpadła w problemy finansowe i ostatecznie go nie kupiła.
Największa satysfakcja? – Jak startowaliśmy, oczywiście najpierw z wersją polską, to pod aplikacją mieliśmy głównie negatywne komentarze. Za to jak tylko wyszliśmy w świat, zaczęliśmy być postrzegani bardzo pozytywnie. Na przykład od jednego pilota z Brazylii dostaliśmy mejla z podziękowaniem, że w naszej nawigacji jest również prognoza pogody. Jak stwierdził, to bardzo ułatwiało mu latanie – wspomina Marcin Wykurz.
Ale źródło sukcesu młodej firmy tkwi nie tylko w produktach, lecz również w modelu zarządzania. Chociaż ma klientów na całym świecie, to nikogo nie zatrudnia na etat. Oczywiście jest zarząd, są współpracownicy – tłumacze czy informatycy, ale oni wszyscy pracują na kontraktach. Nawet księgowość i PR są zlecane na zewnątrz. W ten nurt wpisuje się także opisywany wyżej sposób kupowania map oraz aplikacji, które są pozyskiwane od Czechów z Aponia Software. Jak tłumaczą założyciele, dzięki temu firma jest bardziej elastyczna i dynamiczna. To prawda. Ale zapewne równie istotnym czynnikiem przemawiającym za takim rozwiązaniem jest po prostu obniżenie kosztów.
Choć Navmax ma za sobą zaledwie dwa lata działalności, to już dokonał poważnego zwrotu w swojej strategii. O ile na początku koncentrował się głównie na firmach, czyli działalności B2B (jego klientem stało się m.in. Tesco w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech), to od pewnego czasu zdecydowany priorytet uzyskali klienci indywidualni. Kalkulacja jest prosta – choć jednostkowo płacą za usługę mało, to tkwi w nich potencjał liczony w setkach milionów.
Wydaje się, że jest jeszcze jedna przyczyna, dla której to właśnie Navmax ma szansę na podbicie tak szerokiego rynku. – Przez siedem dni można testować naszą aplikację za darmo i zobaczyć, jak działa, a później można wykupić „abonament” na określony czas, choćby tylko trzy miesiące. Dzięki temu jest tańsza od konkurencji, sprzedającej licencje na dłuższe okresy – uważa Wykurz. – W dwa lata zrobiliśmy to, czego nasza polska konkurencja nie zdziałała przez dekadę. Wyszliśmy na cały świat i mamy klientów w każdym zakątku globu. Jesteśmy obecni w ponad 130 krajach – nie kryje dumy wiceprezes Navmaxa. Gdzie jego firma będzie za kilka lat? Liczy, że w światowej czołówce. – Czyli pierwszej trójce, no może piątce, aplikacji nawigacyjnych na świecie – deklaruje. I trzeba przyznać, że choć droga do tego miejsca wydaje się kręta, to omijając korki i mając dobrą mapę, Navmax ma szansę tam dotrzeć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama