Powinnością sądów arbitrażowych jest nakłanianie stron do ugody. Jednak według mecenasa do ich zawarcia nie dochodzi często.
– Najczęstszym sposobem zakończenie sprawy są władcze rozstrzygnięcia przez powołane w tym celu zespoły rozstrzygające – mówi Agencji Informacyjnej Newseria prezes Sądu Arbitrażowego przy KIG. – Co więcej, nie zawsze porozumienie jest celowe, dlatego że walorem rozstrzygania sporu przez sąd polubowny czy powszechny jest także napiętnowanie niewłaściwych praktyk w obrocie gospodarczym.
W ostatnim czasie z arbitrażu najczęściej korzystają przedsiębiorstwa zaangażowane w projekty infrastrukturalne. Firmy budowlane stanowią 40 proc. wszystkich spraw. Równie często o polubowne załatwienie sprawy wnoszą firmy z sektora energetycznego.
– Właśnie w odniesieniu do budownictwa najbardziej chyba sprawdzają się walory arbitrażu, czyli kompetencja, możliwość poświęcenia czasu na analizę bardzo rozległej dokumentacji oraz nieantagonizujący sposób rozstrzygania sporów. To jest bardzo ważne, dlatego że stronami tych sporów są podmioty, które cały czas ze sobą się kontaktują, nawiązują ze sobą relacje jako zamawiający, wykonawcy i podwykonawcy – tłumaczy mec. Marek Furtek.
Koszty polubownych rozstrzygnięć sporów wyliczane są procentowo, w zależności od wartości przedmiotu sporu.
– Nie głosiłbym tezy, że arbitraż ma przewagę nad innymi sposobami rozstrzygania sporów, bo jest tańszy. Ale na pewno jest szybszy, bardziej kompetentny i poufny – przekonuje mecenas Marek Furtek.
A to oznacza, że arbiter nie ma prawa ujawnić informacji o sprawie np. w sądzie, urzędzie skarbowym czy w innej instytucji.
Jak wyjaśnia mec. Furtek, średnio postępowanie arbitrażowe trwa od 9 do 14-15 miesięcy.
– Nie zawsze strony oczekują bardzo szybkiego rozstrzygnięcia. Zdają sobie sprawę, że problem, który przedstawiają zespołowi orzekającemu, jest trudny, kompleksowy, wymaga wgłębienia się w dokumenty, a postulat szybkości nie może usuwać postulatu dogłębnego zbadania sprawy i jej kompetentnego rozstrzygnięcia. Pewne sprawy po prostu muszą trwać długo – podkreśla prezes sądu.
Sąd Arbitrażowy przy Krajowej Izbie Gospodarczej ma ponad 60 letnią tradycję. Wywodzi się on z Kolegium Arbitrów przy Polskiej Izbie Handlu Zagranicznego, które powstało w 1950 roku. W dzisiejszym kształcie działa w Warszawie od 1990 roku. Obecnie jest najbardziej uznanym i renomowanym sądem polubownym w Polsce. Cieszy się również dużą renomą za granicą – 20 proc. toczących się tu spraw ma charakter międzynarodowy. Szefowie instytucji zainteresowani są szerzeniem idei polubownego załatwiania spraw.
Między innymi taki cel miał Pierwszy Międzynarodowy Konkurs Arbitrażowy dla studentów prawa. W ubiegły piątek w Warszawie odbył się jego finał. Pierwsze miejsce zdobył zespół z Uniwersytetu w Maastricht, a drugie – reprezentanci Uniwersytetu Śląskiego z Katowic.
– Studenci organizują symulację rozprawy, uczestniczą w niej przed sądem arbitrażowym – tłumaczy zasady konkursu jeden z jego organizatorów prof. Fryderyk Zoll z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Studenci znakomicie się spisali. Mieliśmy drużyny z USA, Rosji, Kosowa, Niemiec, Holandii, Polski. Wszyscy rozmawiali tym samym prawniczym językiem mimo tak różnych tradycji prawniczych, z których się wywodzą.
Jak podkreśla profesor, na całym świecie organizowanych jest wiele podobnych konkursów. Ten był o tyle wyjątkowy, że podstawą rozstrzygnięcia sporu miały być tzw. Wspólne Ramy Odniesienia, czyli projekt europejskiego prawa dotyczącego relacji gospodarczych.
– Niektórzy by to nazwali przyszłym europejskim kodeksem cywilnym czy ideą, jakby mógł wyglądać taki kodeks, i chcieliśmy sprawdzić, czy ten projekt mógłby w ogóle funkcjonować w praktyce, czy dałoby się na podstawie tego projektu rozstrzygać spory sądowe Ten projekt zawiera dość nowatorską regulację, dotyczącą świadczenia usług i tego rodzaju umów i chcieliśmy zobaczyć, czy to funkcjonuje – wyjaśnia prof. Fryderyk Zoll.
Organizatorzy zapowiadają kontynuację konkursu. Docelowo miałby się on odbywać raz na dwa lata.