W 2010 r. parlament, w którym Fidesz wraz ze swym koalicjantem Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową (KDNP) miał dwie trzecie głosów, przyjął nową ustawę medialną. Zaczęła ona obowiązywać 1 stycznia 2011 r.
Ustawa powołała Narodowy Urząd ds. Mediów i Komunikacji (NMHH) pełniący rolę nadzorczą. Przyznaje on m.in. częstotliwości nadawcom.
W ramach Urzędu działa samodzielny organ Rada ds. Mediów, którego członków wybiera na 9-letnią kadencję parlament. W obecnym składzie Rady są osoby zatwierdzone przez koalicję rządzącą Fidesz-KDNP.
Krytykę w kraju i za granicą wywołało m.in. to, że Rada monitoruje naruszanie nie do końca sprecyzowanych kryteriów, jak np. obraza moralności publicznej czy mniejszości religijnych lub etnicznych, jak również niewyważony charakter informacji. Według szefa budapeszteńskiego think tanku Mertek Muehely, zajmującego się monitoringiem mediów, Gabora Polyaka, niejasne zapisy prowadzą do tego, że dziennikarze będą coraz ostrożniejsi i skłonni do autocenzury.
Pod wpływem krytyki ze strony Komisji Europejskiej Węgry wprowadziły do ustawy zmiany, np. wyłączyły spod niej niekomercyjne blogi i dzienniki internetowe, a także zwolniły z obowiązku wyważonego informowania przekazy internetowe na żądanie, obarczając nim tylko media ogólnie dostępne.
Kolejna zmiana dotyczyła sposobu mianowania szefa NMHH, który nie jest już powoływany – jak w pierwotnej wersji - przez premiera, tylko przez prezydenta na wniosek szefa rządu po uprzednich konsultacjach z organizacjami medialnymi.
Przy tym podczas jednej z nowelizacji zaostrzono niektóre przepisy. Nadawcy prywatni nie mogą już ubiegać się o częstotliwości, jeśli mają długi wobec NMHH. Za długi są zaś uznawane np. zaległe opłaty bądź grzywny, nałożone za treści, uznane za niewłaściwe.
Jednocześnie złagodzono zapisy dotyczące ochrony źródeł. NMHH nie może już zmusić dziennikarzy do ich ujawnienia. Może to uczynić tylko "sąd lub organ śledczy", i wyłącznie w sprawach dotyczących "bezpieczeństwa i porządku publicznego".
Polyak ocenił w rozmowie z PAP, że zmiany wprowadzone do ustawy nie usunęły jednak powodów zasadniczych zastrzeżeń, takich jak niejasność sformułowań czy upolityczniony skład Rady ds. Mediów.
Istotne zmiany wprowadzono też na rynku mediów publicznych. Scentralizowano organ zarządzający majątkiem mediów publicznych: Węgierskiego Radia, Węgierskiej Telewizji, stacji Duna TV, a także agencji MTI. Organ ten, Fundusz ds. Misji i Majątku Mediów (MTVA), ma za zadanie m.in. racjonalizować ich pracę i zapewniać koordynację programową.
Latem 2015 r. roku cztery media publiczne połączono zaś w jedną jednostkę, spółkę Duna Mediaszolgaltato (Usługodawca Medialny Duna). Większość dziennikarzy pracuje obecnie w MTVA, a w Duna Mediaszolgaltato redaktorzy, którzy mają prawo do puszczania depesz.
Krytycy wskazują, że na skutek tych przeobrażeń nastąpiło bardzo silne skoncentrowanie mediów publicznych, a decyzje dotyczące m.in. pracowników i treści zapadają w instytucji, nad którą nie ma kontroli społecznej. Strona rządowa przekonuje, że uporządkowano dzięki temu sytuację finansową rozgałęzionych mediów publicznych i nie miało to konsekwencji politycznych.
Po zmianach zwolniono kilkuset pracowników mediów publicznych. „Pracownicy w mediach publicznych zwalniani byli kilkakrotnie. Nie określono ustawowo, którzy będą zwalniani” – powiedział PAP Polyak.
Nie przesądzono też ustawowo o automatycznych zwolnieniach osób zajmujących kierownicze stanowiska w mediach publicznych.
Na Węgrzech nie było też lustracji pracowników mediów publicznych. "Fidesz nie był tym zainteresowany, gdyż jest dużo mniej antykomunistyczny, niż mogłoby się wydawać" - powiedział Polyak.
Od 2010 r. Węgry bardzo spadły w rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic. Sześć lat temu zajmowały 23. pozycję, obecnie są na 67.