Projekt ustawy o mediach narodowych nie zostanie zaaprobowany przez UE, choćby dlatego, że ich zadania są sformułowane zbyt ogólnikowo - ocenia dla PAP prof. Maciej Mrozowski, medioznawca z Uniwersytetu SWPS.
Jego zdaniem UE może mieć także zastrzeżenia np. do sposobu ich finansowania.
Zgodnie z pakietem projektów tworzących tzw. dużą ustawę medialną, złożonym w czwartek w Sejmie przez PiS, TVP, Polskie Radio i PAP mają być przekształcone w media narodowe.
Według projektu ustawy o mediach narodowych w ramach realizowania misji publicznej media te mają za zadanie m.in.: pozyskiwać i rozpowszechniać rzetelne informacje z kraju i z zagranicy, utrwalać wspólnotę narodową i umacniać odpowiedzialność za dobro wspólne, wzbogacać świadomość historyczną i przeciwdziałać wypaczaniu obrazu historii Polski, upowszechniać wiedzę o Polsce za granicą, rzetelne ukazywać różnorodności wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą, umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywanie prawa do kontroli i krytyki społecznej, ukazywać wartości życia rodzinnego i działać na rzecz umacniania rodziny czy kształtować postawy prozdrowotne.
Zdaniem Mrozowskiego zadania te sformułowane są zbyt ogólne.
"Kontrola Unii Europejskiej będzie polegać przede wszystkim na sprawdzeniu, czy określone w nowym prawie zadania mediów narodowych zostały tak zdefiniowane, że po pierwsze są to zadania, których nie realizują media prywatne, czyli nie mogą być realizowane na rynku. Po drugie, czy zostały one na tyle precyzyjnie sformułowane, by można je było przełożyć na projekty konkretnych programów, a następnie skontrolować stopień ich realizacji" - mówił ekspert. Wskazywał, że zadania takie jak np. "przyczynianie się do wszechstronnego rozwoju młodego pokolenia oraz ochrony dzieci i młodzieży przed demoralizacją" trudno będzie zoperacjonalizować, przełożyć na konkretne programy i sprawdzić, czy są wykonywane.
"To są szlachetne idee, drogowskazy ludzi dobrej woli, ale nie zobowiązania. Unia to zakwestionuje, bo dyspozycje poszczególnych norm prawnych muszą być precyzyjne. Teraz na Zachodzie stosuje się tzw. system kaskadowy, to znaczy, że zapisy ustawy są dyspozycją dla niezależnego krajowego regulatora, który na tej podstawie ma ściśle określić cele na najbliższe dwa czy cztery lata. Tak jest np. w Wielkiej Brytanii. Kluczem jest ścisłe określenie celów, bo wszystkiego się nie na zrobić. Bez tego telewizja nadal będzie robić, co chce" - podkreślił.
Zdaniem Mrozowskiego Unia może mieć także zastrzeżenia do sposobu finansowania mediów narodowych. Według projektu mają być one finansowane głównie z poboru składki audiowizualnej w wysokości 15 zł miesięcznie, która miałaby być pobierana od 1 stycznia 2017 r. wraz z rachunkami za prąd.
"Cała europejska reforma mediów publicznych polega na tym, że próbuje się ich działalność wyraźnie zawęzić do obszarów, które są nieatrakcyjne dla rynku i tam można skierować pieniądze publiczne. Trzeba najpierw obliczyć koszty, a potem przełożyć je na obciążenia publiczne. To nie może być tak, że ustalimy sobie podatek 15 zł na media, a potem się będziemy zastanowić, jak te pieniądze wydać" - ciągnął ekspert.
Zdaniem Mrozowskiego problemem może być także niejasny podział kompetencji pomiędzy obu regulatorów rynku medialnego - dotychczasową Krajową Radę Radiofonii i Telewizji oraz nową Radę Mediów Narodowych (RMN). Rada ta - według projektu ustawy o mediach narodowych - ma składać się z sześciu członków mianowanych przez Sejm, Senat i prezydenta na 6-letnią kadencję. To zadaniem RMN ma być powoływanie, odwoływanie i rozliczanie dyrektorów mediów narodowych. Władze poszczególnych mediów, czyli dyrektorzy naczelni, mają być wybierani w drodze konkursów jawnych spośród kandydatów zgłoszonych m.in. przez organizacje społeczne i stowarzyszenia twórcze.
"Rada Mediów Narodowych będzie de facto radą nadzorczą dla poszczególnych anten. Ale KRRiT zostaje i też będzie miała wobec nich pewne kompetencje, bo nadal mamy pewne ogólne standardy programowe, kwoty europejskie, itp. obowiązujące i dla mediów publicznych, i prywatnych" - dodał.
Dodatkowo projekt ustawy medialnej zakłada jeszcze inny rodzaj ciała, które ma kontrolować media narodowe: społeczne rady programowe przy poszczególnych instytucjach. Zgodnie z projektem zostaną one utworzone z kandydatów zgłoszonych przez: organizacje społeczne, związki zawodowe, związki wyznaniowe, stowarzyszenia. Społeczne rady programowe mają oceniać realizację misji przez poszczególne media i będą mogły występować z wnioskami personalnymi.
"Wzmocnienie społecznych rad programowych wydaje się dobrym pomysłem, bo jest zgodne z unijnymi zaleceniami dotyczącymi uspołecznienia mediów. Dziś mamy wprawdzie także społeczne rady, ale są one instytucjami fasadowymi i nie mają żadnego wpływu na politykę programową. W nowym projekcie zyskają one pewne kompetencje, bo w sytuacji, gdy działania redaktorów naczelnych czy kierowników anten będą sprzeczne z ich zaleceniami, rada będzie mogła domagać się odwołania dyrektora. Czy to będzie jednak rzeczywiście działać będzie w dużej mierze zależeć od praktyki i zachowania szefa Rady Mediów Narodowych" - ocenił ekspert.
Według projektu dyrektor medium narodowego będzie powoływany i odwoływany na dwuletnią kadencję przez przewodniczącego Rady Mediów Narodowych, po przeprowadzeniu przez Radę konkursu. Odwołać go będzie można w wypadku rażącego naruszenia obowiązków dyrektora naczelnego określonych w ustawie lub statucie, niezatwierdzenia przez Radę dwuletniego lub rocznego planu działalności anteny, przedstawienia przez społeczną radę programową ujemnej oceny pełnienia misji publicznej przez daną osobę prawną w ciągu minionego roku kierowania nią przez dyrektora naczelnego lub wystąpienia przez przewodniczącego społecznej rady programowej danej osoby prawnej z umotywowanym wnioskiem o odwołanie dyrektora naczelnego - wówczas tylko za uprzednią zgodą Rady Mediów.
W ocenie Mrozowskiego dwa lata to zbyt krótko, by wprowadzić i zrealizować konsekwentną politykę programową.
"W tym czasie nie da się zrealizować przyzwoitego programu: wprowadzenie do produkcji dobrego serialu trwa ponad rok, a zobaczenie jego owoców jeszcze dłużej, więc tym bardziej trudne będzie realizowanie strategicznego przedsięwzięcia na rynku lub zobaczenie efektów polityki programowej większej liczby audycji" - ocenił ekspert.
Ma on także wątpliwości co do sposobu, w jaki nowe przepisy mają zapewnić autonomię dyrektorów anten od polityków.
"Z jednej strony nadawcy publiczni nie mogą stanowić księstwa w państwie i media publiczne są po to, by realizować określone zadania. Z drugiej strony, pomiędzy dyrektorami naczelnymi a politykami powinno się wznosić pewne bariery, by ograniczyć możliwości bezpośredniego sterowania przez polityków" - powiedział. Jak opisywał, w tej chwili ten mechanizm funkcjonuje tak, że powoływana przez polityków KRRiT powołuje rady nadzorcze, a rady powołują naczelnych, przy czym i członków rady i dyrektorów anten można bez problemu odwołać, ale w praktyce nie zdarza się to zbyt często. Nowa propozycja usuwa jedno z tych ogniw - radę nadzorczą, co może - zdaniem eksperta - ułatwić ręczne sterowanie anteną. Uzależnienie nowej Rady Mediów Narodowych od polityków wzmacnia też - jak podkreślał - propozycja, by szefa RMN powoływał spośród jej członków Marszałek Sejmu.(PAP)