Serial scripted docu to maszyna do zarabiania: tania w produkcji, lubiana przez widza. Jest ich 10, kręcą nowe
Produkcje, które łączą w sobie elementy opery mydlanej i paradokumentu, zdominowały popołudniową ofertę komercyjnych gigantów. Z raportu Nielsen Audience Measurement dla DGP wynika, że jeszcze rok temu w Polsacie zajmowały niespełna 12 proc. czasu antenowego, dziś 17 proc. Wyraźny skok widać też w TVN – z 8 do 12 proc.
Seriale typu scripted docu – tak premiery, jak i odcinki powtórkowe – królują w tzw. daytime, czyli w pasmach popołudniowych, w teorii mniej atrakcyjnych dla widzów i reklamodawców. Ale zgrzebne, tabloidowe produkcje z naturszczykami w roli aktorów ani dla widzów, ani dla reklamodawców wcale mało atrakcyjne nie są.
Analiza oglądalności najważniejszych pozycji TVN i Polsatu dowodzi, że widz nie jest zalewem paradokumentów poirytowany. W porównaniu z zeszłym rokiem widownia najważniejszych tytułów tylko nieco zmalała. A wpływy reklamowe wzrosły. Polsat na „Trudnych sprawach” zarobił już tej wiosny dwa razy więcej niż w tym samym okresie rok temu.
Choć ten gatunek na każdym polu – aktorskim, scenograficznym, realizacyjnym – ustępuje klasycznym tasiemcom, to coraz śmielej kradnie im widzów. Dla nadawców to podwójny sukces, bo produkcja paradokumentu jest od klasycznej telenoweli z aktorami tańsza nawet o połowę. Statyści zamiast aktorów, skromne ekipy filmowe, złożone nierzadko z kamerzysty, który filmuje z ręki, oświetleniowca i dźwiękowca, a nade wszystko błyskawiczny czas produkcji odcinka (1,5–2 dni, wliczając w to pisanie scenariusza i montaż) pozwalają na duże oszczędności.
– Koszt odcinka zamyka się w 50 tys. zł. Choć można robić to jeszcze taniej – uważa Maciej Grzywaczewski, wiceprezes Grupy ATM, która ma na koncie m.in. „Pielęgniarki” nadawane w Polsacie.
– Atrakcyjność kosztowa to nie wszystko, gdyby te produkcje nie przyciągały widzów, to żaden nadawca nie dałby im szansy – dodaje Krystyna Lasoń, producentka „Szpitala” i „Szkoły” – autorskich pomysłów TVN.
Jest zdania, że kluczem do sukcesu są tu temat i precyzyjna konstrukcja. – W klasycznej telenoweli najważniejszy jest bohater, tu liczą się temat i zamknięta formuła odcinka. Widz na końcu dostaje odpowiedź, rozwiązanie problemu – tłumaczy producentka.
„Dlaczego ja?”, „Trudne sprawy”, „Zdrady” czy „Dzień, który zmienił moje życie” – tytuły nie pozostawiają złudzeń co do tematyki i charakteru tych produkcji. Mają być blisko życia i dotykać problemów przeciętnego widza, ale w określony, przerysowany sposób. Scenarzyści „Ukrytej prawdy” TVN mają nawet listę przewodnich tematów, wokół których powinno się budować akcję. Małżeńska zdrada, problemy rodzinnych patchworków, aborcja, anoreksja, homoseksualizm, szkolne problemy dzieci i ucieczki z domów – wokół tego mają krążyć scenarzyści nowej produkcji TVN. Tematy mają łapać za serce przede wszystkim kobiety – gospodynie domowe, młode matki – które w tym czasie najliczniej zasiadają przed telewizorem.
Stosunkowo nowym trendem są paradokumenty, których akcja rozgrywa się w zamkniętych społecznościach – wśród uczniów czy pacjentów. „Szpital” nadawany w TVN zgarnia co piątego widza zasiadającego w tym czasie przed telewizorem, takich udziałów nie powstydziłby się niejeden celebrycki show. Kolejny sezon z rzędu dobre wyniki notuje również „Szkoła”. – Serial okazał się sukcesem, bo choć jest adresowany do młodego widza, przyciąga także starszą publiczność. Młodzież ogląda historie rówieśników z ekranu głównie w celach rozrywkowych, zaś dla starszych serial jest źródłem wiedzy o problemach dzisiejszych nastolatków – wyjaśnia Lasoń.
Faktycznie. Z analizy NAM wynika, że ponad 20 proc. widowni „Szkoły” to dzieci poniżej 15. roku życia. Ponad 30 proc. to widzowie po pięćdziesiątce.
Dzieci oglądają nie tylko perypetie swoich rówieśników w serialu TVN, ale też inne paradokumenty, które są przecież emitowane w czasie, kiedy właśnie wracają ze szkoły. Biorąc pod uwagę drastyczną i nierzadko niecenzuralną tematykę paradokumentów, nie dziwi, że na te pozycje skarżyli się widzowie.
– Nie możemy udawać, że świat młodych nie bywa brutalny, ale my tych historii nie opowiadamy w sposób drastyczny. Chcemy przedstawić wiarygodnie świat nastolatków – broni „Szkoły” Lasoń.
Na fali sukcesu paradokumentów biznesowy sukces osiągają nie tylko właściciele stacji, ale i zewnętrzni producenci. Serialowe zagłębie z siedzibą we Wrocławiu zbudowali Okił Khamidow, który wypłynął przed laty m.in. jako reżyser „Świata według Kiepskich”, i Holenderka Tamara Aagten-Margol. Ich firma – TAKO Media – jest najważniejszym producentem paradokumentów w Polsce. Ma ich na koncie już kilkanaście. Jak szacował „Forbes” w swoim rankingu, wartość firmy w latach 2011–2013 wzrosła o 77,4 proc. W 2013 r. spółka wypracowała 8,9 mln zł zysku netto, niemal pięć razy więcej niż w 2010 r.
Telenowela paradokumentalna sięga korzeniami popularnych w latach 90. docu-soap, czyli telenowel dokumentalnych. Gatunek narodził się w Wielkiej Brytanii w 1993 r., kiedy BBC nadało pierwszy odcinek „Childrens Hospital”, paradokumentu, który tak jak polski „Szpital Dzieciątka Jezus”, pierwsza polska telenowela dokumentalna nadawana w TVP 2, pokazywał historie dzieci zmagających się z przewlekłymi chorobami. Gatunek szybko zdobył popularność na Wyspach. Jeszcze w 1995 r. tytułów typu docu-soap w brytyjskiej telewizji było tylko cztery, w 1998 r. nadawano ich już 22. Bohaterami wszystkich tamtych produkcji byli autentyczni lekarze, pacjenci, górnicy czy żołnierze.