Co piąty Polak w żaden sposób nie weryfikuje informacji, które czyta w sieci. W jaki sposób sprawdzamy wiarygodność informacji? Jak wynika z badań IPG Mediabrands przeprowadzonych na panelu Ariadna, 30 proc. respondentów sprawdza, czy news pojawił się także w innych mediach, a 23 proc. szuka materiału źródłowego artykułu.
Spora grupa (19 proc.) szuka potwierdzenia albo sprostowania informacji, czytając komentarze pod artykułami. Rzadziej (14,3 proc.) pytamy o zdanie rodzinę lub znajomych. 12,3 proc. z nas nie weryfikuje tekstu, jeśli napisał go ceniony przez nas dziennikarz, a 15,4 proc. ufa treściom opublikowanym przez serwis, który uważa za wiarygodny.
Najbardziej nieufnymi odbiorcami doniesień online są osoby z wykształceniem wyższym. Opinia rodziny lub znajomych jest ważna przede wszystkich dla młodych internautów oraz dla mieszkańców małych miast.
Prezes IPG Mediabrands Marcin Dec mówi, że twórcy „fake’ów” opanowali tę sztukę do perfekcji. Często zdarza się, że czytamy informacje, w których zaszyta jest niewidoczna na pierwszy rzut oka nieprawda. – Samo zjawisko nie jest niczym nowym, choć wcześniej raczej używaliśmy pejoratywnych określeń typu „propaganda” – dodaje Dec. Jego zdaniem to media społecznościowe nadały fałszywym informacjom drugie życie, ułatwiając ich rozprzestrzenianie.
Facebook bywa już traktowany jako kanał z newsami. Z badania Scout 2016 agencji MullenLowe wynika, że co trzeci internauta w wieku 15–24 lata traktuje Facebooka jako wiarygodne źródło informacji. Tym samym gigant wyprzedził RMF FM, TVN i portale Wp.pl czy Onet.pl. Dla porównania jedynie 11 proc. osób w wieku 55+ wskazało Facebooka jako zaufane źródło.
Tylko w ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z kilkoma przypadkami nieprawdziwych wiadomości. TVP Info podało, że orangutan zgwałcił rudowłosego Irlandczyka, a Radio Zet musiało przepraszać za informację, jakoby w Bochni zasypywano wykopaliska archeologiczne na przyjazd prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło. Jak się okazało, politycy w tym terminie w ogóle nie mieli się w Bochni pojawić.
– Innym przykładem może być nieprawdziwa informacja, jakoby dziennikarz Artur Włodarski był ojcem chłopaka Magdaleny Żuk. Tu pokazała się najgorsza strona internetu. Wszyscy nagle stali się detektywami, nie zwracając uwagi na fakty, nie weryfikując swoich domysłów. Wpisy o ojcostwie Włodarskiego zalały internet, realnie zagrażając dobremu imieniu dziennikarza, a może nawet jego bezpieczeństwu – mówi Beata Biel, związana z Google specjalistka ds. szkolenia mediów. Biel jest pozytywnie zaskoczona wynikami badań, ale zachowuje sceptycyzm.
– Widać rosnącą nieufność wobec mediów. Ludzie sypią przykładami „fake news” jak z rękawa, ale większość nie wierzy im, bazując raczej na intuicji niż jakichś dowodach czy weryfikacji tekstu. Ankietowanym może być trochę wstyd, że nie weryfikują informacji. Jeśli tak jest, to dobry krok, by to zmienić – mówi Biel.
– Prawdopodobnie dopiero pokolenie, które od początku wychowa się na mediach społecznościowych, będzie bardziej krytycznie podchodziło np. do pseudonewsów o śmierci znanej osoby. Na pewno pomogłaby edukacja dzieci, które już w szkole powinny być uczone, jak sprawdzać informacje – dodaje Marcin Dec.
Jego zdaniem sami wydawcy też powinni dołożyć starań, aby informacje przez nich publikowane były w 100 proc. wiarygodne. Wielkie koncerny i rządy niektórych krajów zaczynają zauważać problem. Google zmienia algorytmy wyszukiwarki, by spychać strony o niskiej wiarygodności na dalsze miejsca w wynikach wyszukiwań. Facebook ma zaś oznaczać „fake newsy” wykrzyknikiem na czerwonym tle.