Regulacją nie będą objęte np. transakcje za pomocą smartfonów
ZYSKI BANKÓW Z WYDAWANIA KART SPADAJĄ / Dziennik Gazeta Prawna
Pod koniec stycznia wejdzie w życie opublikowana tuż przed sylwestrem nowelizacja przepisów o usługach płatniczych. Wprowadza ona nowy limit na prowizję, którą właściciele sklepów za pośrednictwem operatorów terminali odprowadzają do banków z tytułu przyjętych płatności kartami.
Obecnie interchange nie może być wyższa niż 0,5 proc. kwoty transakcji. Nowelizacja obniża ją do 0,2–0,3 proc., odpowiednio dla kart debetowych i kredytowych. Dzięki temu handlowcy oszczędzą na obsłudze kart kilkaset milionów złotych rocznie. O tyle samo zmniejszą się przychody banków, które jednak – jak się dowiedzieliśmy – będą sobie mogły część strat zrekompensować. Dlaczego?
W nowelizacji wprowadzono definicje debetówki i kredytówki. Zabrakło jednak sformułowania mówiącego o tym, że za karty uznaje się także instrumenty podobne do nich, jak jest w obowiązującej jeszcze dziś wersji ustawy. Takimi instrumentami są np. płatności mobilne w tzw. modelu simcentrycznym. W tym wypadku plastikowa karta nie jest potrzebna, bo wszystkie dane potrzebne do transakcji umieszczone są w tzw. bezpiecznym miejscu na karcie SIM telefonu komórkowego. Z kolei w przypadku płatności mobilnych w technologii HCE (niedawno wystartowały w Pekao) numer karty przechowywany jest w chmurze obliczeniowej. Oba instrumenty od strony rozliczeniowej funkcjonują dokładnie tak samo jak karty. Pojawia się jednak wątpliwość, czy ze względu na to, że nie występuje tu plastikowy kartonik, mieszczą się w ustawowej definicji karty.
– Zapis w ustawie jest jednoznaczny: obejmuje jedynie instrumenty płatnicze mające fizyczną postać plastikowej karty. Limit na interchange nie będzie więc obejmował transakcji wykonywanych za pośrednictwem wirtualnych kart płatniczych, płatności mobilnych takich jak HCE czy simcentryczne – tłumaczy Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich.
Podobne zdanie ma też część prawników. – Niewątpliwie nowelizacja ogranicza zakres transakcji objętych limitem interchange. Choć definicja karty płatniczej jest bardzo szeroka, trudno byłoby argumentować, że obejmuje też narzędzia nieposiadające tradycyjnych cech karty, czyli materialnego nośnika, widocznego numeru karty, daty ważności, oznaczenia wydawcy. Pod znakiem zapytania staje więc zastosowanie ograniczenia interchange do transakcji aplikacjami czy gadżetami zbliżeniowymi – podkreśla Krzysztof Korus, radca prawny z kancelarii DLK Korus Okoń. Dodaje, że nowelizacja ustawy ogranicza swobodę działalności gospodarczej, a przepisy takie podlegają interpretacji zawężającej, z pierwszeństwem dla dosłownego znaczenia słów użytych w przepisach. – Jeżeli mówi się więc o transakcjach kartami, to nie wolno rozszerzać ich zastosowania na transakcje instrumentami innymi niż karty w rozumieniu tych przepisów – uważa Korus.
Nie zgadza się z tym Robert Łaniewski, prezes Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego. – Pojęcie „karta płatnicza” na gruncie ustawy o usługach płatniczych powinno być interpretowane szeroko, zgodnie z intencją projektu unijnego rozporządzenia w tej sprawie, jako wszystkie instrumenty pełniące funkcje i cele karty płatniczej. Bez znaczenia jest przy tym rodzaj nośnika – twierdzi Łaniewski.
Wątpliwości rozwiewa jednak Ministerstwo Finansów. – Termin „karta płatnicza” należy rozumieć jako fizyczny nośnik, czyli fizyczną kartę, bez włączania w taką definicję urządzeń, programów i innych zdematerializowanych nośników, które umożliwiają skorzystanie z nich za pomocą podobnej infrastruktury technicznej, jak w przypadku fizycznej karty – odpowiedziało nam biuro prasowe resortu finansów na pytanie, jak należy rozumieć definicję karty zawartą w nowelizacji ustawy o usługach płatniczych.
Co to wszystko oznacza? Jeżeli banki i organizacje płatnicze przyjmą interpretację Ministerstwa Finansów, można się spodziewać, że zechcą to wykorzystać do zrekompensowania sobie spadku przychodów z interchange na kartach. Najszybciej mogą to zrobić poprzez sprzedaż na większą skalę gadżetów płatniczych, takich jak breloki czy zegarki zbliżeniowe. Natomiast trudniej im będzie zainteresować klientów na większą skalę płatnościami mobilnymi, które są w początkowym stadium rozwoju. Perspektywa większych przychodów z płatności HCE czy tych w modelu simcentrycznym w porównaniu do wydawnictwa kart może być impulsem do większych inwestycji sektora bankowego w segmencie mobilnym.
Tyle że ze względu na prawdopodobny opór ze strony handlowców instytucje finansowe nie będą mogły całkiem swobodnie kształtować prowizji od transakcji telefonami. – Nie sądzę, by organizacje płatnicze i banki zdecydowały się na pobieranie od transakcji mobilnych prowizji zdecydowanie odbiegających od limitów nałożonych ustawą. W moim odczuciu mogą wynosić one nie więcej niż 0,5 proc. i to jedynie w pierwszym okresie po wprowadzeniu na rynek – uważa Mieczysław Groszek.
Zwiększy się sprzedaż gadżetów płatniczych, takich jak breloki i zegarki zbliżeniowe