Na przypadkowych transakcjach, zapomnianych kartach czy zbędnych ubezpieczeniach klienci tracą krocie.
W bankowych tabelach opłat i prowizji znaleźć można masę pozycji opiewających na niewielkie kwoty, rzędu 50 gr czy 2 zł. Jednak to właśnie m.in. z takich niewielkich kwot banki potrafiły uzbierać od stycznia do końca października tego roku ponad 15,3 mld zł. Na tę gigantyczną sumę złożyły się m.in. drobne prowizje, które co miesiąc znikają niepostrzeżenie z kont klientów jako opłaty za usługi, z których w zasadzie nie korzystają lub skorzystali, nie wiedząc, że są one płatne.
Doskonałym przykładem takiej usługi jest sprawdzenie salda w bankomacie. Klienci przyzwyczajeni są, że wypłata gotówki jest bezpłatna, i zapominają, że za wszystkie inne operacje dokonywane w urządzeniach trzeba uiszczać prowizje. Sprawdzenie stanu środków na rachunku kosztuje zwykle kilka złotych. Np. użytkownicy kart debetowych BZ WBK, Millennium czy Credit Agricole zapłacą za to każdorazowo 2 zł. W innych instytucjach jest taniej, np. w Aliorze kosztuje to złotówkę. Aby uniknąć tych opłat, wystarczy sprawdzać stan konta w internetowym serwisie transakcyjnym lub w aplikacji mobilnej na smartfonie. Ewentualnie dokładnie przeczytać tabelę opłat, bo są także banki, które nie pobierają opłat za sprawdzenie salda w bankomacie. Należy do nich np. BPH.
W bankomacie nie opłaca się także zmieniać PIN-u karty. Większość banków za to również kasuje prowizje, które wynoszą tylko złotówkę, jak w Aliorze, albo niemal 4 zł, jak w BPH. I w tym wypadku są oczywiście chlubne wyjątki, czyli banki, które nie chcą na tym zarabiać. Należą do nich m.in.. Pocztowy czy Citi Handlowy.
Inną kategorią prowizji, które klienci płacą często nieświadomie, są opłaty za usługi wykupione dawno temu, np. przy okazji zawierania umowy o prowadzenie rachunku osobistego. – Klienci nie czytają dokładnie tego, co podpisują. Często zaznaczają we wnioskach różne opcje i dopiero po pewnym czasie orientują się, że bank co miesiąc pobiera kilka złotych, np. za ubezpieczenie dołączone do rachunku – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
Tymczasem przydatność tego rodzaju ubezpieczeń jest ograniczona. Dowodzi tego lektura ogólnych warunków ubezpieczenia niektórych tego typu produktów. Np. BZ WBK sprzedaje za 5 zł miesięcznie przeznaczony dla kobiet pakiet ubezpieczeniowy „Na obcasach”. W jego skład wchodzi np. car assistance, które gwarantuje m.in., że jeżeli zepsuje się samochód należący do ubezpieczonej, dostanie ona numer telefonu do najbliższej wypożyczalni, gdzie będzie mogła za własne pieniądze wypożyczyć pojazd zastępczy. Z kolei w Millennium dzięki medycznemu assistance można otrzymać dostęp do bezpłatnej telefonicznej informacji medycznej. Na podobnej zasadzie banki zarabiają też na nieużywanych kartach kredytowych, wydanych dawno temu, np. przy okazji zakupów ratalnych, czy na papierowych wyciągach z konta, za które trzeba płacić comiesięczną prowizję.
Niestety, musimy się liczyć z tym, że w najbliższym czasie ceny w bankach wzrosną. – Banki będą starały się zwiększyć przychody z prowizji i położą nacisk na zwiększenie transakcyjności klientów – uważa Michał Dubno, dyrektor sektora usług finansowych w firmie Deloitte.

Za sprawdzenie salda w bankomacie możemy zapłacić kilka złotych