„Uefki” czy polisolokaty były jeszcze pięć lat temu szalenie popularne. Szacuje się, że nawet pięć milionów Polaków nabyło choć raz produkt ubezpieczeniowy mający w sobie elementy inwestycyjnego. Najczęściej polisolokaty były prezentowane jak ubezpieczenie z lokatą, tyle że z wyższym oprocentowaniem. Umowy były jednak tak skonstruowane, że na ich zawarciu zyskiwał ubezpieczyciel i pośrednik, a klient tracił.
Niedawno powstało pytanie, czym w ogóle jest „uefka”. Czy to jeszcze ubezpieczenie, czy już skomplikowany produkt finansowy? Z formalnego punktu widzenia – to pierwsze. Ale jak ubezpieczeniem nazwać produkt, w którym z wpłaconych 100 tys. zł na część asekuracyjną szło zaledwie 10 tys. zł, a reszta była inwestowana?
Szwedzki sąd najwyższy postanowił spytać o sprawę luksemburskich sędziów. A dokładniej o to, czy do biznesu robionego na „uefkach” należało stosować przepisy o pośrednictwie ubezpieczeniowym, czy o doradztwie inwestycyjnym. Albo – co niektórzy prawnicy uważali za słuszne – i jedne, i drugie.
Sprawa była o tyle istotna, że pośrednictwo ubezpieczeniowe jest opisane w dyrektywie 2002/92. Doradztwo inwestycyjne – w dyrektywie 2016/97. Gdyby więc uznać, że należy stosować tę drugą lub jej poprzedniczkę (wcześniej analogiczne przepisy zawierała dyrektywa 2004/39), droga do unieważnienia umów byłaby prosta. Wychodziłoby bowiem na to, że sprzedaż odbywała się na podstawie niewłaściwych przepisów. Ale tak się nie stanie. Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że ubezpieczyciele i pośrednicy postępowali właściwie.
Sędziowie zaznaczyli, że zgodnie z definicją pojęcia „umowy ubezpieczenia” w dyrektywie 2002/92 umowa taka powinna regulować zapłatę składki przez ubezpieczonego oraz, w zamian za tę zapłatę, świadczenie usługi przez ubezpieczyciela w przypadku śmierci klienta lub wystąpienia innego zdarzenia przewidzianego w tej umowie. A „uefki” to regulują. Czym innym jest zaś to, ile procent wpłacanej kwoty idzie na część asekuracyjną. Nawet jeśli mało, to nadal jest to umowa, która podlega przepisom o pośrednictwie ubezpieczeniowym.
„W przeciwieństwie do tego, co podnosi (...) rząd szwedzki w uwagach na piśmie, twierdzenie, zgodnie z którym przepisy dyrektywy 2004/39 przewidują zasady ochrony w zakresie usług inwestycyjnych szersze niż te określone w dyrektywie 2002/92, nawet jeśli twierdzenie to jest prawidłowe, nie może samo w sobie spowodować objęcia doradztwa takiego jak to rozpatrywane w postępowaniu głównym zakresem stosowania dyrektywy 2004/39” – wskazał TSUE.
Mówiąc prościej, choć stosowanie przepisów o doradztwie inwestycyjnym byłoby dla klientów ze wszech miar korzystniejsze, to brakuje ku temu podstawy prawnej. A Trybunał – jak sam podkreśla – nie jest od tego, by zastępować unijnego prawodawcę w zakresie stanowienia prawa.