W przyszłym tygodniu kolejne spotkanie zarządu Katowickiego Holdingu Węglowego ze związkowcami w sprawie przyszłości części Wujka. Ostatnie nie przyniosło przełomu, choć związkowcy już ogłosili sukces.
O tym, że tzw. ruch Śląsk, czyli część kopalni Wujek znajdująca się w Rudzie Śląskiej, jest jedną z kilku kopalń przeznaczonych do zamknięcia, pisaliśmy na początku sierpnia. Jednak wciąż decyzja w tej sprawie nie zapadła, choć związkowcy uważają, że jest inaczej. Poinformowali wczoraj, że zarząd wycofał się z planu zamknięcia kopalni po tym, jak wybrany zostanie tam węgiel z dwóch pracujących obecnie ścian. Przekonują, że kierownictwo przystało na ich propozycję wybrania całego udostępnionego złoża, co oznacza pracę Śląska przez kolejne lata.
– Dwie uruchomione już ściany wydobywcze tzw. ruchu Śląsk będą wyeksploatowane do końca. O terminie przekazania Śląska do Spółki Restrukturyzacji Kopalń zdecyduje czas wyeksploatowania – zgodnie ze sztuką górniczą – dwóch kolejnych ścian przygotowywanych do eksploatacji – mówi Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), do którego należy kopalnia Wujek.
Tymczasem strata na sprzedaży węgla w tej kopalni od 2000 r. przekroczyła już pół miliarda złotych, a resort energii zapowiadał niedawno, że docelowy model holdingu to tylko dwie kopalnie – Murcki-Staszic i Mysłowice-Wesoła. Wieczorek, który kończy złoże, miałby dokończyć pracę lub jego węgiel wybrałby Staszic. Z kolei Wujek miałby zachować charakter kopalni czynnej, ale muzealno-doświadczalnej, a Śląsk zostać przeniesiony do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, do której z KHW trafiły już w 2015 r. Boże Dary – część kopalni Murcki-Staszic.
Śląsk był kiedyś samodzielną kopalnią, działającą od 1974 r. Jakiś czas temu z powodów organizacyjnych Wujek (w Katowicach) i Śląsk (w Rudzie Śląskiej) zostały jedną kopalnią, ale technicznie to wciąż dwa osobne zakłady wydobywcze. Z innymi problemami, z innymi zagrożeniami – w sumie zatrudniają ok. 3 tys. osób.
Wujek miał swoje problemy geologiczne. Wtedy ruch Śląsk „ciągnął” wynik połączonej kopalni. Jednak to Śląsk ma tych problemów więcej. Po pierwsze – jakość wydobywanego węgla jest tam słaba, a więc ceny uzyskiwane za ten surowiec, nawet podczas węglowej hossy, były niskie. Z danych KHW wynika, że strata na sprzedaży węgla wyniosła 509 mln zł przez 16 lat (tylko raz Śląsk był na plusie), z czego 280,9 mln zł to strata przypadająca na lata 2010–2015. Po drugie – Śląsk jest wyjątkowo niebezpieczną kopalnią z kumulacją wszelkich możliwych zagrożeń górniczych, m.in. tąpaniowych i metanowych. Od rozpoczęcia wydobycia życie straciło tam 54 górników, w tym 20 w wybuchu metanu we wrześniu 2009 r., a dwóch po gigantycznym tąpnięciu w 2015 r. – to była najdłuższa akcja ratownicza w historii. I najdroższa – kosztowała 21 mln zł. To jedna z kopalń, w których stale coś się dzieje – ostatnio sama byłam na dole świadkiem wstrząsu, o którym górnicy powiedzieli, że „to normalka”.
W połowie ubiegłego roku (a więc jeszcze za kadencji poprzedniego rządu) resort skarbu nadzorujący wówczas górnictwo wystosował pismo do Wyższego Urzędu Górniczego z pytaniami dotyczącymi oceny Śląska. Chodziło o to, by „rękami” WUG zamknąć nierentowną i niebezpieczną kopalnię. Ale WUG przystał na dalsze wydobycie, a KHW zdecydował się na zainwestowanie tam pieniędzy w kolejne ściany. A to dało argument do ręki związkowcom, którzy dzisiaj twierdzą, że nie będzie żadnej zgody na likwidację Śląska. I to mimo zapewnień zarządu i rządu, że zwolnień nie będzie, bo chętni skorzystają z osłon socjalnych, m.in. urlopów górniczych i odpraw, a pozostali znajdą zatrudnienie w pozostałych kopalniach holdingu.
Holdingu, w który trzeba wpompować 700 mln zł, by nie upadł. 350 mln zł ma wydać Enea, 200 mln zł Towarzystwo Finansowe Silesia, 150 mln zł Węglokoks – czyli spółki państwowe zrzucające się na ratowanie kolejnej górniczej firmy (pierwszą była Polska Grupa Górnicza).
Enea nie komentuje pomysłu przedłużenia pracy Śląska. Z kolei Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, podkreśla, że tylko likwidacja nierentownych aktywów wydobywczych jest gwarancją powodzenia planów ratunkowych spółek węglowych.
Wczoraj napisaliśmy o pomyśle związkowców na wycofanie się zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej z decyzji o likwidacji kopalni Krupiński. To zaangażowanie w Krupińskiego energetycznego Tauronu, który kupił niedawno kopalnię Brzeszcze. Ale spółka nie ma pieniędzy na kolejne akwizycje. W poniedziałek przedstawi swoją nową strategię.
Wczoraj zarząd Tauronu przesłał do DGP oświadczenie: „Zarząd Tauron Polska Energia informuje, że nie prowadzi żadnych rozmów czy negocjacji dotyczących przejęcia jakiejkolwiek kopalni. Jak wielokrotnie informowaliśmy, spółka koncentruje się na efektywnym zarządzaniu posiadanymi aktywami górniczymi, w tym na skutecznej integracji przejętej niedawno kopalni Brzeszcze”.
Brzeszcze kosztowały Tauron ponad 150 mln zł zwrotu pomocy publicznej plus niezbędne inwestycje w tej kopalni – w czerwcu ruszyła tam ściana, która w 2012 r. się zapaliła, co wpłynęło na znaczące pogorszenie wyników finansowych tej jednej z dwóch małopolskich kopalń.
Tauron przejął połowę zakładu z połową załogi (niespełna 1500 osób). Druga połowa kopalni z załogą uprawnioną do skorzystania z osłon socjalnych pozostała w SRK i będzie likwidowana.