Unijne gospodarki czeka w przyszłym roku kolejny test bezpieczeństwa energetycznego. Ale na światowym rynku nie widać powodów do paniki.
Decyzja Joego Bidena, który ogłosił wstrzymanie wydawania zgód na eksport gazu skroplonego, ucieszyła aktywistów klimatycznych. Według nich to krok w dobrym kierunku: ku zatrzymaniu rosnącej bańki nowych projektów, dla których nie ma już oczywistego pokrycia na globalnym rynku, ograniczeniu emisji i uniknięciu pułapki gazowej zagrażającej światowej transformacji.
Odwrócenie tej decyzji już pierwszego dnia po odzyskaniu prezydentury zapowiedział z kolei Donald Trump, dając sygnał do włączenia sporu o LNG do amerykańskiej kampanii wyborczej. Oburzenia nie kryją także republikańscy kongresmeni, którzy obawiają się m.in., że na ograniczeniu ekspansji USA zyskają konkurenci Ameryki na światowym rynku gazu, w tym Rosja.
Według ekspertów wyhamowanie gazowej rewolucji USA nie stanowi jednak poważniejszego zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego Europy, która i tak zamierza w najbliższych latach ograniczać zużycie błękitnego paliwa – choć może przejściowo podnieść ceny w dopiero negocjowanych kontraktach na dostawy LNG. Realistycznie rzecz biorąc, planowana infrastruktura – w tym amerykańskie terminale, które są już w budowie lub otrzymały już odpowiednie zgody na eksport – oznacza perspektywę nadpodaży na światowych rynkach w II połowie bieżącej dekady.
Zamknięcie szlaku dostaw gazu do Europy
UE przygotowuje się do zamknięcia kolejnego szlaku dostaw rosyjskiego gazu do Europy. Chodzi o błękitne paliwo, które na mocy umowy tranzytowej wciąż jest tłoczone na Zachód przez ogarniętą wojną Ukrainę – w zeszłym roku trafiło w ten sposób do państw Unii 13,6 mld m sześc. Kontrakt regulujący zasady tranzytu wygasa z końcem roku, a Kijów nie chce negocjować jego przedłużenia. Jak wynika z informacji agencji Bloomberga, podobne podejście dominuje w Brukseli. Komisja Europejska jest w posiadaniu analiz, z których wynika, że nawet kraje najgłębiej uzależnione od rosyjskiego gazu, takie jak Austria, Słowacja czy Czechy, będą w stanie zaspokoić swoje potrzeby importem z innych źródeł. I będzie przekonywać państwa członkowskie, by nie dążyć do przedłużenia umowy tranzytowej. W lutym kwestia ma być dyskutowana z państwami członkowskimi, a oficjalna propozycja Komisji Europejskiej w tej sprawie zostałaby zaprezentowana na początku marca – ustalił Bloomberg.
Szlak ukraiński jest jednym z trzech sposobów, w jaki gaz z Rosji płynie wciąż do Europy. Aktywne pozostaje również połączenie południowe (Turk Stream), przez Turcję, Bułgarię, Serbię i Węgry. Najwięcej paliwa (w zeszłym roku 17,7 mld m sześc.) dociera do UE drogą morską w formie skroplonej (LNG).
Jak sugeruje Bloomberg, w grę wchodzi utrzymanie pewnych ścieżek umożliwiających dalsze korzystanie z rurociągów biegnących przez Ukrainę – np. dla firm, które są związane kontraktami długoterminowymi. Zainteresowani odbiorcy musieliby jednak odbierać gaz na rosyjskiej granicy i sami, lub za pośrednictwem reprezentującego ich podmiotu unijnego, negocjować tranzyt przez Ukrainę.
Jednocześnie w piątek wstrzymanie wydawania zezwoleń na eksport LNG zapowiedział prezydent USA Joe Biden. Postępowania mają zostać wznowione po określeniu przez Departament Energii nowych kryteriów, uwzględniających wpływ przedsięwzięcia na klimat. W praktyce, według analityków, moratorium będzie obowiązywać co najmniej do listopadowych wyborów prezydenckich. Choć Biały Dom dopuszcza wyjątki w uzasadnionych – np. ze względu na bezpieczeństwo energetyczne – przypadkach, decyzja ta może uderzyć w oczekujące na rządowe licencje plany nowych terminali gazowych o łącznej przepustowości sięgającej 100 mln t rocznie – co odpowiada ponad jednej trzeciej rocznego zapotrzebowania na gaz w krajach UE. Według aktywistów, którzy naciskali w tej sprawie na waszyngtońską administrację, niewielka część surowca z tych nowo planowanych instalacji trafiłaby jednak do Europy. Wskazywali oni również, że eksplozja nowych projektów LNG negatywnie wpływała na amerykański rynek wewnętrzny, windując ceny dla krajowych odbiorców.
Czy ceny gazu pójdą w górę?
A jak na te zmiany zareaguje rynek europejski? Według Agaty Łoskot-Strachoty z Ośrodka Studiów Wschodnich można się spodziewać nieco wyższych cen paliwa w formie skroplonej w nowych kontraktach, co może uderzyć w tych spośród odbiorców europejskich, którzy jeszcze nie zabezpieczyli dostaw. – Niewykluczone też, że trudna dla Europy może się okazać kolejna zima, przełom lat 2024 i 2025, kiedy umowa na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę się kończy, zwłaszcza dla krajów najsilniej uzależnionych od Gazpromu, takich jak Austria czy Słowacja; jednocześnie wciąż nieukończone będą nowe inwestycje w infrastrukturę wydobywczą i eksport gazu skroplonego – mówi DGP.
Kluczowe z tego punktu widzenia będzie to, jak ukształtuje się w Europie zapotrzebowanie na surowiec. W zeszłym roku, według danych agregowanych przez badaczy Instytutu Bruegla, zużycie gazu w UE kształtowało się na poziomie 19 proc. poniżej średniej dla lat 2019–2021. Mimo obniżonych cen i względnego spokoju na rynkach mieliśmy więc do czynienia z kontynuacją odwrotu od błękitnego paliwa.
– Jeżeli utrzyma się dotychczasowy trend – stopniowego odchodzenia od gazu i innych paliw kopalnych, przyspieszanie transformacji energetycznej i stawianie na alternatywne rozwiązania technologiczne, rozwój energii jądrowej, nie powinno być większych problemów z pozyskaniem niezbędnych wolumenów. Ale wiemy też, że są gospodarki, takie jak niemiecka czy w mniejszym stopniu także polska, w których ilość gazu wykorzystywanego chociażby w energetyce będzie się, przynajmniej przejściowo, zwiększać. Pytanie, jaka będzie skala tego zjawiska – komentuje Łoskot-Strachota.
Sytuacja jest stabilna
Ekspertka zastrzega jednocześnie, że na obecną chwilę sytuacja na światowym rynku gazu pozostaje stabilna. – W zeszłym roku udało się w miarę bezproblemowo zaspokoić zapotrzebowanie na to paliwo zarówno w Europie, jak i w Azji – mówi Agata Łoskot-Strachota. Po drugiej stronie mamy tymczasem – jak dodaje – falę już uruchomionych inwestycji gazowych w USA, Rosji czy Katarze. – Dlatego wciąż mamy perspektywę, najprawdopodobniej, nadpodaży na światowym rynku w perspektywie 2–3 lat – przekonuje ekspertka.
Większego wpływu na Europę w związku z decyzją Bidena nie spodziewa się także Ben McWilliams z Bruegla, brukselskiego think tanku zajmującego się polityką gospodarczą. – Amerykańskie LNG było dla UE do przejścia bez gazu rosyjskiego przez sezon 2022/2023, natomiast obecne moratorium dotyczyć będzie głównie projektów, które wchodziłyby do eksploatacji w okolicach 2030 r. Tymczasem unijne plany klimatyczne sugerują, że do tego czasu będziemy mieli do czynienia z radykalnym obniżeniem zapotrzebowania na ten surowiec, a to oznacza, że nie będzie na naszym rynku prawie żadnej roli dla amerykańskiego LNG, a już w tym momencie trwa budowa instalacji, która niemal podwoi amerykański potencjał eksportowy – mówi. – Wolumeny zakładane w strategii REPowerEU da się niemal w całości sprowadzić rurociągami z Norwegii, Algierii i Azerbejdżanu, uzupełniając to własną produkcją – tłumaczy ekspert.
Czy wstrzymanie dalszego rozwoju amerykańskiego LNG otworzy potencjał do ekspansji eksporterom rosyjskim? – To zależeć będzie m.in. od sankcji technologicznych nałożonych na Rosję, które do tej pory dość skutecznie spowalniały realizację inwestycji związanych z gazem skroplonym – uważa Łoskot-Strachota. ©℗