Ze swego sektora energetycznego Polska może być dumna. Mimo że duża jego część to firmy kontrolowane przez państwo i samorządy, jest on – na tle innych krajów UE – w dobrej kondycji
/>
Główny Urząd Statystyczny do sektora energetycznego w Polsce zalicza nie tylko producentów oraz dostawców energii elektrycznej i cieplnej, ale także gazu jako jednego z głównych nośników energetycznych. Z danych GUS wynika, że – w tak zarysowanych granicach tego sektora – większość działających w jego obrębie firm w naszym kraju to już przedsiębiorstwa prywatne, jednak na te dane trzeba wziąć przynajmniej jedną poprawkę. Tę mianowicie, że w samej elektroenergetyce, czyli w produkcji i zaopatrywaniu w energię elektryczną, liderami są firmy kontrolowane przez państwo: PGE, Tauron Polska, Enea i Energa. Na te cztery firmy przypada ponad połowa produkcji i dystrybucji prądu w Polsce. Do tego trzeba by dołożyć jeszcze państwowy koncern PSE, zarządzający elektroenergetycznymi liniami przesyłowymi wysokiego napięcia.
Podobnie jest w przypadku gazownictwa, gdzie zdecydowana większość rynku – wydobycia i zaopatrzenia w ten surowiec odbiorców – należy do koncernu PGNiG, w którym Skarb Państwa ma prawie 3/4 akcji.
Zupełnie inna sytuacja występuje w ciepłownictwie, które jest branżą dużo bardziej rozdrobnioną. Duża część firm ciepłowniczych w Polsce wciąż należy do samorządów, które jednak stopniowo je prywatyzują. Za sprawą tej prywatyzacji na lidera polskiego rynku ciepłowniczego wyrósł francuski koncern Veolia, który oprócz elektrociepłowni i ciepłociągów w Poznaniu i Łodzi ma też firmy ciepłownicze w wielu innych polskich miastach. Na znaczącego gracza w tej branży, po przejęciu od szwedzkiego Vattenfalla Elektrociepłowni Warszawskich, wyrósł także PGNiG. Na inwestycje w tę gałąź energetyki zdecydowali się też duzi producenci prądu w Polsce: PGE, Tauron, Enea i inny francuski koncern – EDF, kupując istniejące elektrociepłownie lub budując nowe.
Firmy energetyczne ze swej natury są w miarę równomiernie rozsiane po całym kraju. PGE, PGNiG, oraz EDF mają swe główne siedziby w Warszawie, Tauron – w Katowicach, Enea – w Poznaniu, a Energa – w Gdańsku. Ale ich główne zakłady rozrzucone są po wszystkich województwach, czego przykładem jest usytuowanie największych polskich elektrowni: w Bełchatowie (Łódzkie), Turowie (Dolnośląskie), Kozienicach (Mazowsze), Opolu, Gryfinie koło Szczecina (Dolna Odra), Pątnowie (Wielkopolska), Połańcu (Świętokrzyskie) oraz na Górnym Śląsku (Jaworzno, Rybnik i Łaziska).
Duży i hojny pracodawca
Jak podaje GUS, w 2014 r. w polskiej energetyce pracowało 128 tys. osób. To dużo, ale mniej niż np. w naszym górnictwie czy nawet branży wodociągowo-kanalizacyjnej w Polsce. Zarówno to, jak i fakt, że większość (64,4 proc.) zatrudnionych w krajowej energetyce przypada na firmy prywatne, wskazuje, że będący schedą po PRL przerost zatrudnienia w tej branży, szczególnie w firmach państwowych, to w tym sektorze już przeszłość. Z drugiej jednak strony firmy energetyczne w naszym kraju płacą swoim pracownikom niemal dwa razy więcej niż średnia dla całej polskiej gospodarki, która w 2014 r. wyniosła 3783 zł brutto miesięcznie. Tymczasem w energetyce było to aż 6376 zł. To najwięcej w całej polskiej gospodarce po branży finansowej (banki i ubezpieczenia – 6516 zł) i sektorze nazwanym przez GUS „Informacja i Komunikacja” (zaliczane są do niego firmy telekomunikacyjne, informatyczne, wydawnicze, producenci muzyczni, filmowi i telewizyjni oraz media – 6678 zł).
Możliwości i bariery
Nasza energetyka opiera się i zapewne będzie jeszcze przez lata opierać się na krajowym surowcu: węglu, co poprawia wyniki nie tylko tej branży, ale i całej polskiej gospodarki. Na krajowych źródłach bazuje też i będzie bazować energetyka odnawialna, do której szybkiego rozwoju zmuszają nas unijne regulacje. Do tego trzeba dodać także, że zużycie energii w Polsce od lat rośnie. Wiąże się to nie tylko z rozwojem polskiej gospodarki, ale i rosnącymi wynagrodzeniami i poziomem życia. Konsumpcja energii na jednego mieszkańca jest jednak wciąż u nas dużo niższa niż w krajach zachodnich. To – w połączeniu przede wszystkim ze spodziewanym wzrostem gospodarczym Polski w kolejnych latach oznacza, że zużycie energii w naszym kraju w najbliższej przyszłości będzie dalej rosnąć.
Z drugiej strony mamy jednak unijną politykę klimatyczną, która szczególnie boleśnie uderza w kraje mające energetykę opartą na węglu, czyli m.in. w Polskę. Uderza, nie tylko obniżając opłacalność istniejących elektrowni, elektrociepłowni i ciepłowni węglowych, ale i czyniąc budowę nowych, mających zastąpić dotychczasowe, bloków węglowych bardzo ryzykownymi, niepewnymi i niechętnie finansowanymi przez banki inwestycjami. Głównie z uwagi na to, że nie sposób przewidzieć, ile za kilka lat będą kosztować uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, których elektrownie węglowe będą musiały – wraz ze stopniowym zmniejszaniem im limitów darmowej emisji – kupować coraz więcej. Nie znając przyszłych cen tych uprawnień, trudno napisać biznesplan dla planowanych bloków węglowych, zakładać, że na pewno będą one opłacalne. Co gorsza, polityka klimatyczna UE po 2020 roku ma być jeszcze zaostrzona i prowadzić do „dekarbonizacji” unijnej gospodarki, co zdaniem wielu ekspertów oznacza, że w pewnym momencie przestanie się w ogóle opłacać budować nowe bloki węglowe.
Krajowe firmy energetyczne mierzą się z tym problemem, inwestując w nowe, bardziej efektywne (a dzięki temu emitujące mniej CO2) bloki, w odnawialne źródła energii, a także przygotowując się do budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej, bo ten typ elektrowni emituje wielokrotnie mniej gazów cieplarnianych niż bloki węglowe czy gazowe. To wszystko wymaga jednak gigantycznych, wielomiliardowych inwestycji, co w połączeniu z koniecznością zakrojonej na szeroką skalę modernizacji systemu przesyłowego oznacza, że za prąd czy ciepło za kilka, kilkanaście lat możemy płacić bez porównania więcej niż dziś. To z kolei będzie obniżać popyt na te nośniki energetyczne i hamować jego wzrost.
Jesteśmy innowacyjni
Polski sektor energetyczny już dziś można uznać za innowacyjny. W dużej mierze dlatego, że większość istniejących bloków energetycznych już w większości stara, wyeksploatowana i z tego względu od paru lat wymieniane są one na nowe, tworzone z wykorzystaniem najnowszych technologii. Do tego dochodzą innowacyjne inwestycje, mające na celu zmniejszenie uciążliwości (np. emisję szkodliwych gazów i pyłów) elektrowni, do których zmuszają je unijne przepisy. Przykładem niech będzie budowa nowego bloku energetycznego w Elektrowni Kozienice, jednego z pierwszych w Polsce na tzw. parametry nadkrytyczne, czyli takiego, którego wydajność energetyczna będzie znacząco większa od wcześniej budowanych elektrowni.
Nowe bloki budowane w Polsce nie są budowane jedynie przy użyciu ściąganych z zagranicy urządzeń. Jednym z głównych dostawców tego sprzętu w naszym kraju jest należący do polskiego kapitału producent kotłów z Raciborza, firma Rafako, największy ich wytwórca w Europie, a jednocześnie generalny wykonawca bloków energetycznych. Uczestniczący m.in. w budowie nowego, wielkiego bloku w Elektrowni Jaworzno III.
Inny przykład to polskie, innowacyjne rozwiązania związane z zagospodarowaniem popiołów z elektrowni. Dorobiliśmy się też własnych, na światowym poziomie, technologii w energetyce odnawialnej. Mamy konkurujących z zagranicznymi koncernami jak równy z równym wytwórców kolektorów słonecznych, paneli fotowoltaicznych, pomp ciepła czy urządzeń do budowy biogazowni. Produkujemy w Polsce komponenty do budowy elektrowni wiatrowych. Już inwestujemy, jako jedni z pierwszych w Europie, w tzw. inteligentne sieci energetyczne, których jednym z głównych celów jest bardziej efektywne wykorzystanie energii. Do wielkiego przełomu może doprowadzić rozpoczęty już projekt PGE i firmy Gaz System, mający na celu budowę pilotażowej instalacji, która pozwala na magazynowanie energii elektrycznej wytwarzanej przez elektrownie wiatrowe lub słoneczne. Wykorzystując tę energię do produkcji wodoru.
Unijna polityka klimatyczna i inne proekologiczne dyrektywy UE będą skłaniać polskie firmy energetyczne do poszukiwania i wdrażania kolejnych tego typu rozwiązań.
Eksport – import
Rynek energetyczny jest ze swej natury rynkiem lokalnym, bo energii nie opłaca się przesyłać na wielkie odległości, m.in. ze względu na towarzyszące temu straty energii – tym większe, im dłuższa trasa przesyłu. Polska wprawdzie już eksportuje i importuje prąd, ale nie są to duże ilości w porównaniu do wielkości krajowej produkcji. I tak raczej już pozostanie. Inaczej może być w przypadku produkcji sprzętu dla energetyki. Na tym rynku dominują wprawdzie koncerny zachodnie i azjatyckie, ale to nie znaczy, że któraś z naszych firm nie będzie w stanie zawojować zagranicznych rynków. Są już pierwsi pretendenci. To wymienione już Rafako, ale i np. śląski Watt, który swe kolektory słoneczne eksportuje na tak wymagające rynki, jak Niemcy, USA i kraje skandynawskie. Takich firm jest u nas dużo więcej.