Stany Zjednoczone od dawna zachęcają państwa bałkańskie i inne kraje, by wiązały swą przyszłość z budową gazociągu transadriatyckiego TAP, który ma umożliwić dostawy azerbejdżańskiego gazu do Europy (od granicy Turcji, przez Grecję, Albanię i Włochy do Europy Zachodniej), zamiast angażować się w projekt Turecki Potok (Turkish Stream). Tym rurociągiem ma popłynąć rosyjski gaz przez Morze Czarne do Europy Południowej i Środkowej.
Turecki Potok (Turkish Stream) ma zastąpić magistralę South Stream, od budowy której rosyjski koncern Gazprom odstąpił w ubiegłym roku po zablokowaniu projektu przez Komisję Europejską.
Serbia, która chce dołączyć do Unii Europejskiej, a jednocześnie zabiega o dobre relacje z Rosją, już zdążyła wyrazić zainteresowanie Tureckim Potokiem. Dlatego też deklaracja Vuczicia jest równoznaczna ze znaczącym zwrotem w serbskiej polityce - podkreśla agencja AP.
Belgrad odmówił przyłączenia się do sankcji nałożonych przez Zachód na Moskwę za jej rolę w konflikcie ukraińskim. Niektórzy zachodni politycy domagali się od Serbii określenia kierunku swej polityki zagranicznej i wyboru między UE a Rosją.
"Naszym strategicznym celem jest szlak do UE i to nim zdecydowanie kroczymy. Owszem, z drugiej strony chcemy utrzymać dobre relacje z Rosją. Co w tym złego?" - powiedział Vuczić w wywiadzie dla AP.
Podkreślił, że dla unijnych aspiracji jego kraju ważne są również dobre stosunki z USA.
"Waszyngton jest oczywiście ogromnie ważny. Liczymy, że poprze naszą europejską drogę i reformy gospodarcze" - powiedział premier Serbii.
Na początku czerwca Vuczić uda się z oficjalną wizytą do USA.