Procedowane zmiany w polityce energetycznej raczej nie wystarczą, żeby zrealizować plany Brukseli.

Środowe porozumienie w sprawie nowelizacji dyrektywy o odnawialnych źródłach energii, wypracowane przez negocjatorów Parlamentu Europejskiego i Rady, podwyższa planowany udział OZE w zużyciu energii w 2030 r. Dotychczasowy cel wynosił 32,5 proc., choć pierwotne plany zakładały 40 proc. W opracowanej w odpowiedzi na kryzys energetyczny strategii REPowerEU pojawiła się wsparta przez PE propozycja podniesienia pułapu do 45 proc. Ostatecznie dyrektywa wyznacza 42,5 proc. jako wiążący pułap minimalny, a 45 proc. – jako cel pożądany.

Przepisy, które wymagają już tylko zaakceptowania w PE i Radzie, potwierdzają generalny kurs Brukseli. OZE mają być rozwijane możliwie najszybciej nie tylko ze względu na ochronę klimatu, lecz także bezpieczeństwo energetyczne. Unia zakłada, że zastąpienie technologii opartych na paliwach kopalnych w elektroenergetyce, transporcie, ciepłownictwie i przemyśle będzie kluczem do obniżenia i stabilizacji cen energii oraz wyzwolenia od zależności od importu surowców.

Aby wesprzeć kraje w realizacji nowych celów, uzgodniona dyrektywa zakłada uproszczenie i skrócenie procedur pozwoleniowych dla zielonych inwestycji. Teoretycznie w podobnym kierunku zmierza rząd Mateusza Morawieckiego, który jutro może przyjąć aktualizację Polityki energetycznej do 2040 r. Jak pisaliśmy w zeszłym tygodniu, ma ona uwzględnić większy, niż pierwotnie planowano, udział OZE w miksie energetycznym (ponad 45 proc. do końca tej dekady).

Jak podkreślają eksperci, propozycje te stanowią krok w stronę pogodzenia planów rządu z oczekiwaniami rynku i zobowiązaniami klimatycznymi. Ale, jak mówi prezes Instytutu Reform Aleksander Śniegocki, zmiany w dyrektywie sprawią, że strategia znów stanie się częściowo nieaktualna. Nowy cel dotyczy nie tylko produkcji prądu, lecz także trudniejszych do zdekarbonizowania sektorów: budynków, transportu i przemysłu. Dla UE oznacza to konieczność podwojenia do końca dekady wskaźnika odnawialnej energii w porównaniu z 2021 r.

Śniegocki wskazuje, że Polska ma w tej kwestii „szczególnie dużo do zrobienia”. Dla ogólnego zużycia energii obowiązuje dziś cel na 2030 r. w postaci 21–23 proc., zapisany w Krajowym Planie na rzecz Energii i Klimatu na lata 2021–2030, dokumencie, którego aktualizację, zgodną z unijnymi celami, powinniśmy wysłać do Brukseli do końca półrocza. Jak mówi Śniegocki, żeby dystans między nami a resztą UE nie rósł, powinniśmy celować w ok. 35 proc. w ogólnym zużyciu prądu, a to wymaga, by plan dla elektroenergetyki przekraczał 50 proc.

Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych przy Krajowym Ośrodku Bilansowania i Zarządzania Emisjami w jednym ze scenariuszy uznaje za możliwe osiągnięcie w tej dekadzie 56 proc. OZE w sektorze elektroenergetycznym, a Fundacja Instrat szacuje, że przy bardziej ambitnym podejściu możliwe byłoby nawet 68 proc. Think tank przekonuje, że to dla Polski opłacalne, bo – obniżając wydatki na uprawnienia do emisji dwutlenku węgla oraz import paliw i energii elektrycznej – przełożyłoby się na ponad 36 mld zł oszczędności. A postawienie 17,5 GW dodatkowych mocy OZE potrzebnych do realizacji tak nakreślonego celu – według Instratu – mogłoby się zwrócić już w połowie lat 30. Michał Smoleń z Fundacji Instrat uważa, że rząd powinien szybko zmodyfikować dokumenty strategiczne i zmienić przepisy. – Bez odblokowania energetyki wiatrowej na lądzie, zniesienia barier administracyjnych, programu modernizacji sieci elektroenergetycznych i zwiększenia elastyczności systemu podążymy ścieżką co najwyżej średnich ambicji – przekonuje. ©℗