Rząd nie wyklucza zmian, a samorządowcy mają nadzieję, że decyzje zapadną jeszcze w styczniu.
Rząd nie wyklucza zmian, a samorządowcy mają nadzieję, że decyzje zapadną jeszcze w styczniu.
Pomysły, które obecnie są rozważane w rządzie, sugerują, że system sprzedaży przez gminy po cenie preferencyjnej zostanie utrzymany na stałe. – Zobaczymy, czy będzie taka potrzeba, ale skoro udało się go sprawnie wdrożyć i działa, to po co z tego rezygnować? – mówi nam rozmówca z rządu.
Możliwe, że gminy będą mogły odbierać węgiel nie tylko od jednego z wyznaczonych importerów, ale nawet od kilku, a z czasem będą go kupować także od prywatnych składowisk. – W tej edycji nie wciągniemy do systemu prywatnych importerów, ale być może w przyszłości się uda, jest to rozważane – potwierdza nasz rozmówca.
Skąd taki pomysł? Chodzi o jeszcze większe zagęszczenie sieci dystrybucji na wypadek kolejnych kryzysów. Zwolennicy tej koncepcji podkreślają, że samorządowy system dystrybucji węgla wywarł tak silną presję cenową na rynek prywatny, że firmy również zaczęły oferować surowiec po lepszych cenach. Wiceszef MAP Karol Rabenda niedawno zwrócił uwagę, że jeszcze parę miesięcy temu ceny węgla na składach prywatnych wynosiły 3,5–4 tys. zł za tonę, a w ostatnich tygodniach spadły do poziomu „podobnego, jaki rząd oferuje przez samorządy, czyli do 2 tys. zł”.
Nie wszyscy w rządzie są jeszcze do tej koncepcji przekonani. – Najpierw niech państwo sprzeda to, co samo zamówiło w trybie interwencyjnym, a potem zastanawiajmy się nad dopuszczeniem do systemu innych – wskazuje jeden z naszych rozmówców i zaznacza, że importer państwowy jest też bardziej przewidywalny niż podmiot z rynku prywatnego, na którym dochodziło do spekulacji.
Samorządowy system dystrybucji węgla polega na tym, że jeden z państwowych importerów (Polska Grupa Górnicza, PGE Paliwa, Węglokoks, Węglokoks Kraj, Tauron Wydobycie, LW Bogdanka) sprzedaje samorządowi węgiel za maksymalnie 1,5 tys. zł za tonę, a następnie gmina odsprzedaje go chętnym mieszkańcom (uprawnionym do dodatku węglowego) po cenie nie wyższej niż 2 tys. zł. Różnicę 500 zł gmina może przeznaczyć na pokrycie kosztów transportu czy składowania.
Rząd wydaje się zadowolony z tego, jak system działa, samorządy jednak mają swoje wątpliwości. Ich zdaniem są bowiem miejsca, gdzie węgla brakuje (Związek Miast Polskich podaje, że na początku stycznia na Mazowszu większość gmin otrzymała zaledwie 15–30 proc. zamówionego węgla) albo takie, jak Dąbrowa Górnicza, gdzie tego węgla jest za dużo i nie wiadomo, co z nim zrobić. W związku z tym od początku roku trwają w tej sprawie rozmowy z rządem, by wprowadzić korekty w systemie.
– Zmiana ustawy musi nastąpić, czekamy na realizację ustaleń z zespołu roboczego, który zebrał się dwa tygodnie temu – mówi Marek Wójcik, samorządowy sekretarz Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Włodarze na ten moment zgłaszają trzy główne postulaty. – Pierwszy to dopuszczenie podmiotów prywatnych, bo publiczne nie zapewniają nam takiej oferty i dostępności, jak byśmy chcieli. Druga sprawa to rozstrzygnięcie, co jeśli węgiel zostanie – czy w grę wchodzi albo jego zwrot do importera, wykorzystanie do innych celów w przyszłości, a może sprzedanie go innej gminie. Trzecia sprawa to możliwość kupowania węgla u więcej niż jednego publicznego dostawcy – dodaje Wójcik.
Nasi rozmówcy z rządu odrzucają zarzuty samorządowców, np. dotyczące braków surowca. – Nie da się dostarczyć każdej gminie w Polsce całego zamówienia na raz. System jest tak skonstruowany, by węgiel był dostarczany sukcesywnie i równomiernie – wskazuje osoba z rządu i przekonuje, że na razie widać inny problem. – Niektóre gminy przestały odbierać zaawizowany już węgiel, przez co przepadają sloty i komplikuje się cała logistyka. Sądzimy, że to nie tyle skutek wysycenia rynku, ile urlopowego letargu na przełomie lat 2022 i 2023. Boimy się, że teraz wszyscy naraz się obudzą i wszyscy zaczną odbierać paliwo. A nam zależy na tym, by to sukcesywnie szło – wskazuje rozmówca DGP.
Spółki Skarbu Państwa do tej pory ściągnęły ok. 14 mln twęgla. Trafi on do gospodarstw domowych, energetyki i ciepłownictwa. Trzeba jednak mieć na względzie, że to węgiel nieposortowany, więc realnie do gospodarstw będzie mogło trafić 6–7 mln t, a reszta – do przemysłu energetycznego. Nasz rozmówca z resortu aktywów państwowych dodaje, że gminy – uczestniczące w systemie dystrybucji od końca zeszłego roku – otrzymały już 90 proc. zamówionych ilości.
Jak podaje Instrat w najnowszym „Przeglądzie węglowym” (dane za listopad ub.r.), sprzedaż węgla kamiennego wzrosła z 3,72 mln t we wrześniu 2022 r. do 4,15 mln t na koniec listopada. To jednak wartości dalekie od tego, co obserwowaliśmy w poprzednim sezonie grzewczym 2021/2022, gdy miesięcznie sprzedawano 5–5,5 mln t surowca. Zapewne to skutek nie tyle miejscowych kłopotów z dostępnością węgla, ile ciepłej zimy i mniejszego zapotrzebowania. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama