Przyszłość branży łupkowej stoi pod znakiem zapytania. Przez tanią ropę.
Przyszłość branży łupkowej stoi pod znakiem zapytania. Przez tanią ropę.
Na koniec 2014 r. w Polsce funkcjonowały 54 koncesje na poszukiwanie i rozpoznawanie niekonwencjonalnych i konwencjonalnych złóż węglowodorów – wynika z informacji Ministerstwa Środowiska. Rok wcześniej było 96 czynnych pozwoleń, a przed dwoma laty aż 115.
Z naszego rynku znikają przede wszystkim zagraniczne firmy. Wiosną z poszukiwań zrezygnował francuski Total, w styczniu włoski koncern Eni, a wcześniej wycofały się Exxon, Talisman i Marathon Oil. Mniej koncesji niż rok temu mają również kontrolowane przez Skarb Państwa firmy Grupy Lotos, Orlenu i PGNiG. Ich łączny stan posiadania zmniejszył się w 2014 r. o pięć koncesji. Udział polskich, zależnych od państwa przedsiębiorstw w ogólnej liczbie zezwoleń stale jednak rośnie. Na koniec 2012 r. pozwolenia Grupy Lotos, Orlenu i PGNiG stanowiły jedną czwartą ogółu, na koniec 2013 r. – jedną trzecią, a obecnie już ponad połowę (52 proc.). Jeśli zagraniczni koncesjonariusze nadal będą w takim tempie opuszczać Polskę, najdalej za dwa lata na polu boju pozostaną wyłącznie firmy państwowe.
– Zachodnie koncerny wycofują się z Polski przede wszystkim z powodów związanych z geologią – uważa Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku gazu i ropy. – Jeśli na 50 odwiertów nie było żadnego, który nadawałby się do komercyjnego wykorzystania, to jest to sygnał świadczący o tym, że eksploatacja skał nie jest tu opłacalna – dodaje.
W jego opinii polskie firmy zostają na koncesjach łupkowych, bo istnieje nacisk polityczny. – Te przedsiębiorstwa bardziej jednak markują poszukiwania, niż prowadzą je naprawdę. I będą tak robić nadal. Będą po prostu wracać do poszukiwań klasycznych węglowodorów, a tylko deklarować, że pracują nad złożami łupkowymi. Moim zdaniem jest już jasne, że dzisiaj dostępne technologie w tej dziedzinie w Polsce się nie sprawdzają – dodaje.
Szczęśniak wskazuje również, że nagły odpływ zagranicznych inwestorów z Polski nie ma wiele wspólnego ze spadającą od dłuższego czasu ceną ropy. Wynika to z tego, że wiele firm zdążyło się przekonać o nierentowności wydobycia w Polsce, na długo zanim świat zaczął myśleć o baryłce za 50 dol.
Spadkowy trend na giełdach paliw ewidentnie wstrzymuje natomiast inwestycje na świecie. Z łupkową rewolucją może się pożegnać Wielka Brytania – pomimo wsparcia premiera Davida Camerona i obietnicy hojnych ulg podatkowych, tamtejsze firmy zaplanowały na 2015 r. wykonanie zaledwie 11 odwiertów.
Niska cena ropy sprawia, że oczy całego świata zwrócone są na jedyny kraj, w którym rewolucja łupkowa się udała – Stany Zjednoczone. Dzięki niej kraj był w stanie w ub.r. zastąpić Arabię Saudyjską w roli największego producenta ropy na świecie. To wszystko jednak odbywało się przy cenie baryłki ropy przekraczającej 100 dol. Dotychczas uważano, że wydobywanie ropy z łupków opłaca się do poziomu 65–70 dol. za baryłkę. Niższe ceny oznaczają kłopoty.
Na początku miesiąca upadłość ogłosiła WBH Energy LP z Teksasu, która miała 50 mln dol. długu i nie była w stanie zabezpieczyć dodatkowego finansowania. BHP Billiton, największa firma górnicza na świecie, ogłosiła właśnie, że zamierza zmniejszyć wysokość inwestycji w nadchodzącym roku o 40 proc. Koncern chce jednak jednocześnie zwiększyć wydobycie o połowę. Podobne zamiary ogłosił podczas Forum Ekonomicznego w Davos francuski Total.
Jednak produkcja ropy z łupków najprawdopodobniej nie spadnie. Firmy muszą bowiem pompować czarne złoto, aby spłacać długi zaciągnięte pod inwestycje. Ocenia się, że w IV kwartale ub.r. cały sektor miał ok. 200 mld dol. długu. W przypadku tradycyjnej ropy wydobycie z odwiertu może trwać kilkanaście lat, a ilość surowca maleje o parę procent rocznie. Inaczej jest w przypadku łupków, gdzie produkcja z jednego odwiertu już po dwóch latach może być niższa nawet o trzy czwarte. W związku z tym do utrzymania produkcji trzeba ciągle tworzyć nowe odwierty. A nie wiadomo, jak długo inwestorzy będą chcieli wykładać gotówkę na kolejne inwestycje.
Istotnym czynnikiem paliwowej rozgrywki jest polityka Arabii Saudyjskiej, która nie chce zmniejszyć wydobycia ropy. Wielu ekspertów twierdzi, że chce w ten sposób osłabić branżę łupkową w Stanach, której rozwój doprowadził do pojawienia się na rynku dodatkowych 4 mln baryłek ropy dziennie. Według niektórych znawców rynku Saudowie nie boją się jednak lekkiej ropy z łupków, bo sami specjalizują się w cięższych odmianach czarnego złota. Zdaniem ekspertów Rijad bardziej niepokoi otwarcie w USA dwóch rurociągów, które zwiększą udział ciężkich odmian ropy z kanadyjskiej Alberty.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama