Rozmowy są trudne, ale jest niemal pewne, że dziś ambasadorzy zaakceptują embargo na dostawy węgla.

Wczoraj ambasadorom państw członkowskich nie udało się porozumieć w sprawie pakietu sankcji zaprezentowanego we wtorek przez Komisję Europejską. Nie było to zaskoczenie. Nasi rozmówcy jeszcze przed spotkaniem sygnalizowali, że rozmowy mogą się przedłużyć. Kolejną rundę zaplanowano na dzisiejszy poranek.
Jak słyszymy nieoficjalnie, większych kontrowersji nie budzi kluczowa propozycja embarga na węgiel, ale pod mocno stawianym m.in. przez Niemcy warunkiem. Ze wstępnych ustaleń między unijnymi stolicami wynika, że zakaz handlu ma obowiązywać po trzech miesiącach od ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym – twierdzą rozmówcy DGP w Brukseli.
Spośród państw UE najwięcej, bo 1,6 mld euro rocznie za import węgla, płacą Niemcy, a na kolejnych miejscach są Polska (0,8 mld euro) i Włochy oraz Holandia (po 0,4 mld euro).
Zdaniem dr. Wojciecha Paczosa, ekonomisty z Uniwersytetu w Cardiff i wiceprezesa Fundacji Dobrobyt na Pokolenia, unijne plany wprowadzenia węglowego embarga, choć dotyczą najmniej lukratywnej gałęzi energetycznego eksportu Rosji do Europy, stanowią jednak symboliczny przełom, bo świadczą o tym, że UE przestaje obejmować ten sektor swoistym immunitetem. – Ważne, że Niemcy otworzyły się na tę decyzję. Jest jasne, że kolejnym krokiem będą musiały być sankcje na ropę naftową i gaz – podkreśla.
Jak ocenia ekspert, proponowane opóźnienie wdrożenia sankcji ma sens z ekonomicznego punktu widzenia, bo daje gospodarce szanse na przygotowanie się do odcięcia od rosyjskich surowców. – Decyzja kierunkowa i czas na adaptację są rynkowi potrzebne i pozwolą złagodzić ewentualny szok gospodarczy związany z embargiem – tłumaczy Paczos. Ale biorąc pod uwagę oddziaływanie na Moskwę i jej możliwości prowadzenia wojny, czas, by wprowadzić restrykcje, nagli. – Dlatego uważam, że trzy miesiące to za długo. Wejście w życie embarga powinno być kwestią trzech–sześciu tygodni. Myślę, że jest to osiągalne. Trzeba zbilansować dwa cele: dać gospodarce możliwość dostosowania się, a z drugiej strony uderzyć w Rosję jak najszybciej – mówi DGP.
W piątym, negocjowanym właśnie w Brukseli pakiecie nie znalazły się żadne zapisy dotyczące pozostałych surowców energetycznych, ale o rezygnacji z rosyjskiej ropy mówi się coraz głośniej.
Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, informowała już we wtorek, że trwają prace nad kolejnymi sankcjami, które objęłyby ropę naftową. Wczoraj powtórzyła te zapowiedzi, przedstawiając proponowany pakiet restrykcji w Parlamencie Europejskim. – Musimy przyjrzeć się ropie naftowej i dochodom, które Rosja uzyskuje z paliw kopalnych – powiedziała, podkreślając, że piąty pakiet sankcji „nie będzie ostatnim”.
Również szef Rady Europejskiej Charles Michel stwierdził wczoraj, że „prędzej czy później” musi dojść do objęcia sankcjami wspomnianych dwóch surowców. Wiele wskazuje jednak, że stanie się to raczej później, bo protokół rozbieżności w sprawie gazu i ropy jest zdecydowanie dłuższy niż w przypadku węgla.
Naftowe embargo, jeśli zostałoby przyjęte, uderzyłoby w jedno z największych źródeł dochodów Moskwy. W ostatnich latach UE wydawała na rosyjską ropę średnio ponad 60 mld euro rocznie. Na tym tle mizernie wygląda węgiel, którego przeciętna wartość eksportu do krajów „27” wyniosła zaledwie 4,2 mld euro.
Niemcy, które są głównym hamulcowym sankcji na import surowców energetycznych, muszą obecnie mierzyć się z dużą presją wewnątrz kraju – według sondaży za embargiem na ropę i gaz opowiada się większość opinii publicznej za Odrą – oraz w Parlamencie Europejskim, który naciska na zaostrzenie restrykcji.
Szef grupy Europejskiej Partii Ludowej w europarlamencie Manfred Weber, stwierdził wprost, że Europa nie może dalej finansować reżimu Putina. Presję próbują wywierać także sprawujący prezydencję Francuzi, którzy poparli ostatnio podnoszony wcześniej m.in. przez Polskę i kraje bałtyckie postulat embarga na import ropy. Do nałożenia sankcji na ten surowiec wezwał na początku tygodnia prezydent Emmanuel Macron, a jego apel powtórzył również minister ds. europejskich Clément Beaune, który podkreślał, że eksport ropy ma znacznie większe znaczenie dla rosyjskiej gospodarki niż sprzedaż gazu.
Podczas środowego spotkania ambasadorów pojawiło się dużo kwestii technicznych związanych z możliwościami wdrożenia najnowszych sankcji. Do kwestii spornych w piątym pakiecie należy m.in. transport. Część państw, w tym kraje bałtyckie i Polska, domagają się surowszych zakazów dotyczących blokady portów – w obecnej propozycji wyjątkami objęte byłyby m.in. transport surowców energetycznych, produktów rolnych i pomocy humanitarnej. Kraje chcące zaostrzenia działań wobec Moskwy wskazują, że zaproponowane zapisy nie miałyby zbyt dużego skutku gospodarczego. Te same państwa domagają się również całkowitej blokady możliwości transportu drogą lądową dla białoruskich i rosyjskich przewoźników.
Najnowszy zestaw działań wymierzonych przeciwko agresorowi obejmuje także wyłączenie czterech kolejnych (w tym drugiego największego) banków rosyjskich z systemu SWIFT, zakazy dotyczące eksportu z UE (o wartości rzędu 10 mld euro), importu części produktów (o wartości 5,5 mld euro) czy udziału rosyjskich firm w zamówieniach publicznych w państwach UE. Nie wiadomo jeszcze, jakie dokładnie produkty trafią na listy objęte zakazem eksportu lub importu, jednak część dyplomatów upatruje w przedłużających się rozmowach szansy na zaostrzenie kursu sankcyjnego. Tego domagają się nie tylko państwa bałtyckie i Polska, lecz także kraje skandynawskie.
Zainteresowanie budzi także rozszerzenie indywidualnych ograniczeń na kolejnych oligarchów i przedstawicieli władz. Wśród propozycji, które leżą na stole, znajduje się m.in. nałożenie sankcji na dwie córki Władimira Putina.
Manfred Weber: Europa nie może dalej finansować reżimu Putina