Kierował już wodociągami i siecią kanalizacyjną, kilkoma firmami elektroenergetycznymi. Teraz przyszedł czas na gaz: od początku roku Mariusz Zawisza jest prezesem PGNiG.
Nowego prezesa PGNiG śmiało można nazwać specjalistą od sektora użyteczności publicznej, choć jego doświadczenia są znacznie bogatsze. 42-letni dziś menedżer – ekonomista po Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i studiach MBA – karierę zaczynał w połowie lat 90. Przez ponad 18 lat zatrudniony na różnego szczebla kierowniczych stanowiskach: w Zakładach Remontowych Energetyki Lublin i w Lubelskich Zakładach Przemysłu Skórzanego „Protektor”.
Gdy skończył trzydziestkę, po raz pierwszy zasiadł w dyrektorskim gabinecie. W Instalu Lublin został dyrektorem finansowym, a następnie wszedł do zarządu. Potem zdecydował, że rozstaje się z Lublinem, by rozwijać karierę w stolicy.
– Gdy w połowie 2004 r., czyli za stołecznej prezydentury Lecha Kaczyńskiego, został członkiem zarządu warszawskiego MPWiK, mnóstwo osób było przekonanych, że to dlatego, iż jesteśmy krewnymi. Szczególnie że obaj pochodzimy z tego samego miasta – wspomina Artur Zawisza, były poseł PiS. – Wielokrotnie musieliśmy dementować informację o naszym rzekomym pokrewieństwie – dodaje.
W czerwcu 2006 r. menedżer Zawisza wraca do Lublina, by zostać członkiem zarządu ds. ekonomii i finansów, a potem prezesem w Lubelskich Zakładach Energetycznych „Lubzel”. Następnie został szefem spółki PGE Dystrybucja Lubzel i wreszcie PGE Dystrybucja.
Byli współpracownicy mówią, że to sprawiedliwy szef. – Doceni, ale jeśli ktoś nie wywiąże się z obowiązków, potrafi zganić – twierdzi jeden z naszych rozmówców. – To facet do tańca i do różańca.
– Menedżer racjonalny i konkretny. Jest zdeterminowany w realizacji celów. Zawsze zachowuje obiektywny ogląd sytuacji, nie traci z pola widzenia ubocznych czy nieprzewidzianych skutków. W zarządzaniu tak dużą firmą czasem kieruje się intuicją – ale ma przy tym duże poczucie realizmu. Potrafi być dyplomatą – mówi o nim Jarosław Dzięgielewski, dyrektor generalny białostockiego oddziału PGE Dystrybucja.
Zawisza cieszy się dobrą opinią nawet wśród działaczy związkowych. – To wytrawny menedżer, który sprawdził się na kierowniczych stanowiskach w różnych sektorach. Najbardziej dał się poznać jako szef potężnej spółki energetycznej PGE Dystrybucja – mówi były parlamentarzysta PiS. Jego zdaniem właśnie dzięki Mariuszowi Zawiszy PGE Dystrybucja, która była typową nieruchawą spółką Skarbu Państwa, stała się sprawnie działającą korporacją.
Tajemniczość i powściągliwość Zawiszy podkreśla Dorota Gajewska, rzeczniczka PGE Dystrybucja. – Za dużo o sobie nie mówi. Zamiast brylować, woli pracować. Swoje zadania realizuje po cichu. Lubi zawodowe wyzwania. Nie lubi pozorów i lenistwa – dodaje.
Po kilku latach szefowania spółce zależnej PGE wydawało się, że kolejnym szczeblem rozwoju kariery Zawiszy będzie awans do centrali. Gdy pod koniec zeszłego roku rozpisano konkurs na prezesa koncernu, jego nazwisko przewijało się wśród kandydatów. Nie bez znaczenia wydawało się to, że minister skarbu Włodzimierz Karpiński również wywodzi się z Lubelszczyzny.
Ostatecznie jednak na czele PGE stanął Marek Woszczyk, a Zawisza otrzymał posadę w PGNiG. Czy da radę pokierować firmą z zupełnie nieznanej mu wcześniej branży?
– Żeby stanąć na czele PGNiG, niekoniecznie trzeba być geodetą albo znawcą technologii budowy gazociągów – mówi Marek Kossowski, który od połowy 2003 do końca 2005 r. kierował gazowniczym koncernem. – Na tym stanowisku ważne są przede wszystkie klasyczne predyspozycje menedżerskie – dodaje.
– Znajomości sektora można się nauczyć. Znacznie ważniejsza jest umiejętność zarządzania ogromnymi zespołami, bo to niezbędne, gdy stoi się na czele takiej korporacji jak PGNiG. Oraz odpowiedni dobór zarządu. Zarząd musi być jak pięć palców jednej pięści, tylko wtedy jest szansa na sukces – uważa Grażyna Piotrowska-Oliwa, która kierowała PGNiG do wiosny zeszłego roku.