Mimo mocnej delegacji z wicepremierem Jackiem Sasinem na czele, negocjacje w Pradze nie przyniosły porozumienia w sprawie dalszej działalności odkrywki węgla brunatnego.
Mimo mocnej delegacji z wicepremierem Jackiem Sasinem na czele, negocjacje w Pradze nie przyniosły porozumienia w sprawie dalszej działalności odkrywki węgla brunatnego.
Na dogadanie się z Czechami jest jeszcze tydzień, bo do 29 czerwca Polska ma czas na odpowiedź Trybunałowi Sprawiedliwości UE. W czwartek i piątek trwały negocjacje w Pradze w sprawie proponowanej przez Czechów ugody dotyczącej sporu o polską kopalnię. Czesi domagają się m.in. polskiego dofinansowania ich projektów nawadniających. Ich zdaniem przedłużenie koncesji dla odkrywki do 2044 r. i przesuwanie się jej w stronę ich granicy wiąże się z zagrożeniem m.in. dla ich wód podziemnych. Strona polska uważa, że kopalnia nie ma takiego wpływu na sąsiadów, ale usiadła do stołu i stara się o ugodę, bo Czesi zwrócili się do TSUE o ukaranie jej za niewykonanie postanowienia unijnego trybunału. W maju nakazał on zatrzymanie wydobycia w należącej do PGE kopalni do czasu rozpatrzenia skargi Pragi.
„Dwa dni trudnych negocjacji, bez ostatecznego porozumienia, ale ze znalezieniem zrozumienia w wielu kwestiach” – napisał na Twitterze przewodniczący polskiej delegacji minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Jak się dowiedzieliśmy, szef resortu klimatu wybiera się też na wtorkowe negocjacje, które również mają odbywać się w Pradze. ‒ Rozmowy są trudne, ale odnoszę wrażenie, że dojście do porozumienia jest możliwe ‒ mówi jeden z naszych rozmówców z czeskiej strony, biorący udział w negocjacjach. I dodaje, że jego zdaniem dla polskiej delegacji granicznym terminem jest właśnie 29 czerwca. Polskie źródła potwierdziły też, że rząd otrzymał więcej czasu na odpowiedź do TSUE w sprawie wniosku Czech.
Polakom zależy na utrzymaniu ciągłości pracy kopalni bez kar finansowych, tym bardziej że zaopatruje ona w węgiel brunatny ważną dla krajowego systemu elektroenergetycznego elektrownię Turów, dającą od 3 do 7 proc. produkcji w Polsce i umożliwiającą czasowe zwiększenie importu prądu w razie niedoborów. Z kolei, jak mówi w rozmowie z DGP Vladislav Smrž, czeski wiceminister środowiska, który bierze udział w negocjacjach o przyszłości Turowa, Czesi przede wszystkim chcieliby mieć możliwości monitoringu i pomiarów wpływu kopalni na środowisko na terenie Polski.
Tamtejszy inwestor gazociągu, spółka Energinet, poinformował w sobotę na swojej stronie, że duńska Agencja Ochrony Środowiska dała mu zielone światło na kontynuowanie budowy wybranych fragmentów gazociągu. Dzięki niemu Polska ma być w stanie sprowadzić ok. 8 mld m sześc. norweskiego gazu rocznie, co ma jej pozwolić niemal całkowicie uniezależnić się od dostaw z Rosji. Dlatego gdy 31 maja duńska komisja odwoławcza nakazała wstrzymanie budowy lądowej części rury w obawie o siedliska chronionych gatunków gryzoni i nietoperzy, w Warszawie zastanawiano się, jak to wpłynie na napięty polski plan dywersyfikacji dostaw.
Baltic Pipe miał być ukończony w październiku 2022 r., a długoterminowy kontrakt z Rosją wygasa pod koniec 2022 r. Teraz Energinet spodziewa się, że projekt będzie opóźniony o trzy miesiące, czyli powstanie pod koniec 2022 r., ale do października 2022 r. „stanie się możliwe dostarczanie dużej części uzgodnionego wolumenu”.
JŻ
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama