Nigdy jeszcze nasz kraj nie był tak blisko zdywersyfikowania dostaw gazu. Przełom nastąpi w przyszłym roku, kiedy metanowce z LNG zaczną wpływać do Świnoujścia.
Nasza gospodarka nie może obejść się bez gazu. Oparta na trzech filarach – węglu kamiennym, brunatnym i gazie ziemnym – musi korzystać z niego w coraz większym stopniu. Unia nie lubi węgla, bo nie jest przyjazny dla środowiska. Co innego gaz, który nie stwarza aż tak dużych problemów. Między innymi z tego powodu w minionym dziesięcioleciu wykorzystanie gazu wzrosło u nas niemal o 50 proc.
Eksporterzy i importerzy LNG / Dziennik Gazeta Prawna

Import ze Wschodu

Zużywamy go sporo. Według danych Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) w zeszłym roku było to 15,3 mld m sześc. Daje nam to 0,5-proc. udziału w globalnym rynku. Zdecydowaną większość gazu, bo ok. 11 mld sześc. sprowadzamy; jesteśmy jego 10. największym importerem w Europie. 4,3 mld m sześc. pochodzi z krajowych kopalń.
Import gazu nie jest niczym złym, większość państw europejskich kupuje go w najdalszych zakątkach świata. Kłopot Polski polega na tym, że gazowym monopolistą są u nas Rosjanie, a konkretnie Gazprom Export, z którym mamy podpisaną długoterminową umowę. Według niej, do 2022 r. mamy kupować od Moskwy corocznie 8,7 mld m sześc. surowca. Wschodni partner zdaje sobie sprawę ze swojej potęgi, i dlatego może ustalać ceny według formuł najbardziej dla siebie korzystnych. Nic dziwnego, że cena gazu sprowadzanego z rosyjskich źródeł należy w Polsce do najwyższych na Starym Kontynencie.

Zmiany po 2014 r.

Sytuacja jednak będzie się zmieniać, i to dosyć szybko. Gazprom już trochę spuścił z tonu, i w zeszłym roku nieco ściął nam cenę za swój surowiec. Rosjanie widzą, jak różnorodna staje się gazowa mapa świata, i że Polska na pewno znajdzie sobie na niej miejsce. A to znaczy, że w relacjach z Warszawą muszą być bardziej elastyczni.
Lawina już ruszyła, a cały proces nabierze tempa po 2014 roku, kiedy zostanie oddany do użytku świnoujski terminal do odbioru skroplonego gazu ziemnego LNG. Polityka dywersyfikacji dostaw zacznie przynosić szybkie efekty, kiedy za rok przypłynie do Świnoujścia pierwszy metanowiec z Kataru. Według umowy z Qatargas, od 2014 roku sprowadzać będziemy z tego kraju 1,5 mld m sześc. paliwa. Transporty LNG będą coraz większe, ponieważ już po ukończeniu pierwszego etapu budowy, terminal w Świnoujściu osiągnie zdolność regazyfikacji skroplonego gazu na poziomie 5 mld m sześc. Docelowo może wynieść ona 7,5 mld m sześc.
Katar wcale nie musi być jedynym dostawcą LNG do Polski. Rynek gazu płynnego zmienia się w szybkim tempie, i do tradycyjnych graczy dołączają inne kraje.



Amerykański eksport

W 2015–2016 roku do liczących się eksporterów gazu płynnego LNG mogą dołączyć Amerykanie. Jeżeli administracja USA i politycy zgodzą się na sprzedaż gazu wydobywanego ze skał łupkowych, metanowce z Ameryki popłyną do Azji i Japonii. Mogą dotrzeć też do Europy. Czy wpłyną również na Bałtyk?
PGNiG nie wyklucza skorzystania z tego źródła dostaw. Spółka w swojej długoletniej strategii przedstawionej pod koniec ubiegłego roku poważnie bierze pod uwagę import skroplonego gazu pochodzącego z niekonwencjonalnych amerykańskich złóż. Argumentem przemawiającym za taka opcją ma być m.in. zagospodarowanie potencjału terminalu LNG w Świnoujściu.
Na razie koncerny amerykańskie negocjują z Waszyngtonem. Do tej pory prośbę o zezwolenie na eksport LNG złożyło 15 amerykańskich firm wydobywających gaz łupkowy, zgodę dostała jedna – pierwsze długoletnie kontrakty podpisał Freeport LNG z brytyjskim BP. Podobne umowy mają firmy japońskie, m.in. Tepco – operator elektrowni Fukushima. Dostawy początkowo będą niewielkie, ruszą pełną parą po wybudowaniu nowych terminali w USA i w Kanadzie.
Koncerny amerykańskie chcą wypłynąć w świat ze swoim gazem z kilku powodów. Po pierwsze, USA ma na rynku wewnętrznym gazu pod dostatkiem. Rewolucja łupkowa okazał się takim sukcesem, że gaz zaspokoił z nadwyżką potrzeby gospodarki, a jego obfitość spowodowała spadek cen do 130 dol. za 1000 m sześc. Jest to około trzykrotnie mniej niż za importowany gaz płaci obecnie Polska.
Po drugie, wiele amerykańskich firm do eksportu LNG chce przebudować terminale, które przed laty wybudowały za gigantyczne pieniądze, spodziewając się importu gazu do USA. Dziś stoją bezużyteczne. Po trzecie, nadpodaż i duszenie cen na rynku wewnętrznym doprowadziło do tego, że wiele firm ogranicza lub wycofuje się z eksploatacji nowych złóż łupkowych. A według najnowszych prognoz Agencji Informacji Energetycznej, czyli amerykańskiego ministerstwo energetyki, produkcja gazu – głównie ze złóż z łupków – do 2035 r. i tak wzrośnie o dalsze 100 mld m sześc. , do 880 mld m sześc.
Decyzja o eksporcie gazu z łupków ma też podtekst polityczny – eksport taniego LNG do państw NATO mógłby być skuteczną kontrofertą dla dostaw z Rosji i Iranu, które wykorzystywały „broń gazową” w celach politycznych.
Poza USA i Kanadą, inne państwa w obecnym dziesięcioleciu nie będą raczej w stanie stać się eksporterem paliwa pochodzącego z łupków. W Europie większość krajów – potencjalnych producentów gazu łupkowego – na razie znajduje się na etapie poszukiwań. Według agencji Fitch, ewentualny eksport niekonwencjonalnego surowca, w tym z Polski, będzie możliwy dopiero po 2020 r.